Jest wzruszony wychodząc na murawę SIP. W momencie gdy jego nazwisko jest krzyczane przez tysiące kibiców znów to czuje. Czuje dumę, iż może znów być częścią tego klubu, tego zespołu, tej społeczności, tego miasta. Do Dortmund kocha całym sercem, a mury klubu są mu drugim domem, miejscem gdzie jego serce bije mocniej. Patrząc na uradowane twarze kibiców, stojąc pod żółto- czarnym murem czuje radość, bo wie, iż wrócił na swoje miejsce. Ten klub bowiem zrobił z niego piłkarza, ukształtował go, ale i wychował. Odchodząc wiedział, że nigdzie nie będzie czuł się tak fantastycznie jak na SIP, więc teraz, kiedy znów tu jest wierzy, iż wszystko co złe ma za sobą. I choć niektóre rany pewnie nigdy się nie zabliźnią, chce spróbować z nimi żyć. Pragnie od nowa poukładać swój świat. Ma nadzieję zacząć to robić właśnie od tego popołudnia.
***
To dla niej dziwne uczucie znów być na Signal Iduna Park. Dziwne, gdyż od ostatniego razu minęło kilkanaście miesięcy, ale z drugiej strony ekscytujące, ponieważ ma wiele fantastycznych wspomnień związanych z tym miejscem. I ma nadzieję, że tego dnia magia stadionu zadziała i jedna, najważniejsza dla niej osoba, w końcu przekona się, iż obietnica wypisana na końcu pewnego listu, nie była bez pokrycia. Bo przecież ona zawsze dotrzymuje obietnic...
***
Niedługo mają wychodzić na murawę więc stara się być skupiony. Z drugiej strony słysząc wiwaty kibiców domyśla się, iż witają jego przyjaciela. Bo to właśnie tego popołudnia, przed meczem zaplanowano powitanie Marco. I wie, że to przywitanie jest dla niego i dla fanów BvB bardzo emocjonujące. Nie miał czasu z nim porozmawiać. Ma nadzieję, że będzie po temu okazja, ba, on to wie. Słyszy dźwięk dochodzący z jego bluzy. Kiedy wyciąga telefon, odblokowuje go po czym czyta treść wiadomości:
" Dałeś płytę do odtworzenia?"
Odpisuje szybko ponieważ za moment mają wejść na murawę.
" Dałem. Nie wiem co wymyśliłaś, ale wiem, że Marco w końcu będzie szczęśliwy. Z nim jest naprawdę źle, choć na zewnątrz tego nie widać. Nie zostawiaj go już więcej proszę..."
Moment później dostaje wiadomość zwrotną.
" Wróciłam i zostanę jeśli on zechce."
***
Dzień dobry.- mówi do znajomego mężczyzny, który właśnie do niej podszedł poproszony przez jednego z porządkowych.
-Cześć.- na jego twarzy maluje się uśmiech, po czym wita się z nią przytulając do siebie.- Dobrze Cię znów widzieć Natalie.- uśmiecha się jeszcze bardziej, po czym jego wzrok zatrzymuje się na dziecku śpiącym w nosidełku.- A kim jest ten przystojniak?- pyta, choć podświadomie zna odpowiedź.
-To Oliver, kolejny wychowanek Borussi, jeśli pójdzie w ślady taty.- tłumaczy malarka.- Oczywiście za kilka lat.- dodaje.
Na twarzy trenera pojawia się jeszcze większy uśmiech, bo wie, iż jego przypuszczenia są słuszne i właśnie patrzy na Reusa Juniora. Nie chce pytać, nie musi. Przytula do siebie dziewczynę i mówi:
-Dobrze, że jesteście. On Was potrzebuje...
-My jego też...
***
Nie ma za złe trenerowi, że nie gra od pierwszej minuty meczu. Wie dobrze, że jego forma i dyspozycja pozostawia wiele do życzenia. Poza tym nie mógł przepracować odpowiednio okresu przygotowawczego ponieważ decyzja o wypożyczeniu przeciągała się, potem miał problemy z Lisą. Wrócił do Dortmundu niewiele przed rozpoczęciem sezonu, nie miał właściwie wakacji w tym roku, ale nie przejmuje się tym zbytnio. Nie to jest najważniejsze. Jakiś czas temu obiecał sobie, że zrobi coś dla siebie, bo do tej pory miał przede wszystkim wzgląd na innych, a powrót do formy w tym momencie jest priorytetem. Piłka zawsze była i pozostanie dla niego ważna, może nie najważniejsza, od pewnej deszczowej nocy był ktoś znacznie ważniejszy, ale prawda jest taka, że żyje piłką. Ma zamiar nadal realizować się na tym szczeblu, rozwijać się, doskonalić swoje umiejętności, a przede wszystkim odnaleźć dawnego Marco, który swoją determinacją, wolą wali, umiejętnościami dostarczał wiele wzruszeń kibicom. Obserwując mecz z ławki rezerwowych nie czuje się bardzo dziwnie, przywykł do tego będąc w Madrycie, choć na tym stadionie, przed tą publicznością rzadko zajmował miejsce na tej ławce. Praktycznie za każdym razem był na murawie od pierwszej minuty, nie raz biegając przez pełne 90 minut, wylewając hektolitry potu. Teraz musi przywyknąć do tego, iż czeka go wiele pracy, by mógł znaleźć się w podstawowej jedenastce. Przyjmuje tę sytuację z pokorą. Zawsze był dość opanowany, ale wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, iż stał się jeszcze bardziej spokojny, co nie znaczy, że jest mniej zdeterminowany, aby szybko zmienić tę sytuację. W pierwszej połowie jego zespołowi udaje się strzelić bramkę, ale chwilę po tym rywale robią to samo i kiedy rozbrzmiewa gwizdek sędziego wynik na tablicy wygląda następująco 1:1. Po przerwie Jurgen wpuszcza na boisko ten sam skład, ale wyraźnie informuje go, iż ma się rozgrzać. Marco wykonuje polecenie trenerai już w 60 minucie spotkania wchodzi na boisko wymieniając kolegę. Od pierwszej minuty daje z siebie wszystko. Stara się, dwoi się i troi, by dać z siebie 200%. Biegając po murawie nie myśli o tym, co na co dzień go przytłacza, tam piłka jest najważniejsza, nie liczy się nic, poza nią. Tam wszystko znika, odchodzi, zamazuje się. Tam liczy się zaangażowanie, umiejętności i trafne decyzje. A te Marco umie podejmować błyskawicznie, bo już po 3 minutach spędzonych na boisku może asystować przy golu swojego przyjaciela Pierre. Niestety bramka nie zostaje uznana, gdyż sędzia boczny uznaje, iż Auba był na pozycji spalonej. Choć nie udaje się tym razem, ta sytuacja go buduje. Bo przecież czuje, iż jest silny, że może w końcu pokazać dawnego siebie. Tu na tym stadionie, wśród tych piłkarzy i kibiców nie jest słaby. Ten stadion ma w sobie coś, co nie do końca można wytłumaczyć. W Madrycie tego nie czuł, choć tam również byli wspaniali kibice, jednak SIP ma w sobie magię, ma moc, którą można poczuć na boisku. I on ją czuje. Czuje wsparcie kibiców, wie, że czekali, że liczyli na niego, a on nie ma zamiaru ich zawieść. Nie dziś i nie w przyszłości. Udowadnia to w 71 minucie spotkania, kiedy to biegnąc przez kilkanaście metrów, mijając dwóch obrońców podaje do Auby licząc, że tym razem Gabończyk umieści ją w siatce szczęśliwie. Niestety Pierre zaraz po podaniu zostaje otoczony niejako obrońcami i podejmuje trafną decyzję ściągając ich bardziej na skrzydło, po czym podaje płasko do wbiegającego blondyna, a on ślizgiem umieszcza piłkę w bramce. I wtedy triumfuje. I wtedy naprawdę czuje, że wszystko się ułoży. I wtedy czuje, że wrócił. I w tym momencie wie, że ma coś ważnego do zrobienia w tym klubie. Cieszy się skacząc wysoko, a potem formuje serce z palców kierując je w stronę kibiców, by następnie poczuć jak jego koledzy obejmują go, gratulując zdobytej bramki. To nie jedyny moment tego popołudnia gdy zaznacza, iż wrócił. W 85 minucie asystuje przy kolejnym golu. Jego zespół zwycięża 3:1 nad Bayernem i wszyscy się cieszę, a jemu uśmiech nie schodzi z twarzy, a pojawia się jeszcze większy, gdy Mario podchodzi, by go uścisnąć. jego przyjaciel, choć jest w przegranej drużynie, nie umie się smucić. Zobaczył bowiem właśnie, jak Marco w swoim stylu wywalczył dla BvB wygraną. Nie sam, ale miał w tym ogromny udział. Mario jest z niego dumny. Jest dumny również z tego, iż na twarzy blondyna gości uśmiech, którego nie oglądał od bardzo dawna kiedy rozmawiali przez skype. I naprawdę przytula go dłużej niż inni. Poza tym Marco jeszcze tego nie wie, ale tego wieczoru będzie miał jeszcze jeden, a właściwie dwa powody do uśmiechu. I to niebawem...
***
Dziewczyna niecierpliwi się ponieważ Mario miał przyjść zaraz po zakończeniu meczu. W końcu zjawia się. Widząc ją na jego twarzy maluje się uśmiech, ale zaraz potem zaskoczenie:
-Tak się cieszę, że jesteś Nat...- mówi.- A kim...- nie dokańcza pytania, bo dziewczyna całuje go jedynie w policzek, daje mu dziecko na ręce, po czym mówi.
-Wyjdź proszę z nim za chwilę. Nie chcę teraz go brać, bo może się przestraszyć, jest zamieszanie. Przepraszam, muszę biec...- i już jej nie ma, a on zostaje z małym chłopcem na rękach, ubranym w miniaturkę stroju Borussi z nr 11. I pewna myśl uderza go mocno...
-Nie może być...- szepce...
***
Kibice z innych sektorów już się rozchodzą po tym jak zawodnicy podziękowali im za doping. Drużyna jeszcze jak zwykle siada na murawie przed Trybuną Południową gdzie kibice wiwatują na ich cześć. To taki trochę ich rytuał. Zawodnicy są zadowoleni, nie śpieszy im się by zejść więc najpierw tańczą, skaczą, a potem już siedzą. Wiwaty nie cichną od razu gdy słychać pierwsze nuty utworu, dopiero po chwili gdy kobiecy delikatny głos rozbrzmiewa w głośnikach, a na dużym telebimie znajdującym się w rogu zaczynają wyświetlać się zdjęcia.
https://www.youtube.com/watch?v=rtOvBOTyX00
Stadion cichnie, a Marco może przysiąc, że zna ten głos. I zdecydowanie nie jest to Christina Perri. Patrzy tam gdzie wszyscy- na telebim. Zna te zdjęcia, które ukazują się na ekranie i choć na żadnym z nich nie widać twarzy to jest pewien, iż takie same ma w swoim laptopie. Na niektórych z nich sam uwiecznił Natalie siedzącą i wpatrującą się w zachód słońca. Nie widać jej twarzy, bo zrobił zdjęcie stojąc za jej plecami, ale to ona. Na innym są ślady stóp, a potem duże serce narysowane na piasku, kolejne przedstawia dwie złączone dłonie. Są jeszcze inne, ale każde jest częścią ich historii, wspólnej drogi. Wreszcie w którymś momencie znów pojawiają się dwie złączone dłonie, ale z obrączkami na palcach. Są identyczne. Następne przedstawia obrączkę z bliska, a właściwie przybliżony napis wygrawerowany od wewnętrznej strony " Obietnica" i w tym momencie nie ma wątpliwości, kto to przygotował. Wstaje i rozgląda się, ma zamiar jej poszukać, chce ją znaleźć jednak pozostaje w miejscu ponieważ jego uwagę przykuwa zdjęcie małej dłoni trzymającej małą stópkę. Jest to stópka dziecka, a na palcu tej dłoni jest obrączka. Ta obrączka. Na kolejnym widać dwie dłonie- małą i dużą. I pod tym zdjęciem pojawia się napis " Obietnica". Wszyscy słyszą jeszcze ostatnie nuty piosenki, a on się rozgląda. To Jurgen obejmując go ramieniem wskazuje mu gdzie jest dziewczyna. Marco widzi ją idącą w jego stronę. Jest bardzo zaskoczony tym co się właśnie dzieje, ale również zaczyna iść. I spotykają się po chwili, obydwoje zatrzymują się i stoją kilka sekund nie wykonując żadnego ruchu. Potem piłkarz przytula ją do siebie i żadne z nich nie jest w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa więc milczą i wystarcza im tylko bliskość ciał. Natalie stoi wciśnięta w ramiona blondyna, a on tuli ją mocno do siebie, jakby się bał, że mu ucieknie, wtulając twarz w jej włosy. I jedyne co czuje w tym momencie to szczęście, którego, gdyby ktoś zapytał, nie byłby w stanie nawet opisać. Bo choć wierzył w jej słowa wypisane w liście, to nie spodziewał się tego spotkania właśnie w tym dniu, choć z drugiej strony wie, iż dziewczyna była zawsze blisko, kiedy jej potrzebował, była w najważniejszych i najcięższych momentach jego życia. Nie wiedzą ile trwają w uścisku, żadne z nich nie chce wypuścić drugiego ze swoich ramion do momentu gdy wzroku Marco nie przyciąga jego przyjaciel, który pojawił się przed momentem i stanął obok nich z małym dzieckiem na rękach. Blondyn wpatruje się w maleństwo, które ma na sobie niemowlęcy strój BvB. Natalie odsuwa się delikatnie od niego i zauważa Mario. A chwilkę później bierze na ręce małego i mówi do swojego ukochanego, który jak widzi jest bardzo zaskoczony:
-Muszę ci kogoś przedstawić Marco.- patrzy na niego.- To jest Oli- nasz synek.- mówi niezbyt głośno, ale na tyle, że on słyszy. Patrzy na nią z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy i znów patrzy na małego chłopca, którego dziewczyna trzyma w ramionach. Po jego policzku spływa łza, a zaraz potem następna. Nie może uwierzyć w to co się dzieje, jest zdezorientowany, ale z drugiej strony rozpiera go szczęście, bo wróciła, bo jest obok, a w dodatku powiedziała... w tym momencie docierają do niego słowa, które Natalie powiedziała chwilkę wcześniej. Wyciąga dłonie, a ona podaje mu dziecko. I tyle mu wystarczy, by emocje wzięły górę i jego policzki robią się mokre. W jego głowie rodzi się tak wiele pytań, ale wzruszenie nie pozwala mu wypowiedzieć ani jednego. Potem wszystko dzieje się szybko, koledzy, który ich otaczają gratulują mu i cieszą się z nim. Natalie patrzy na Mario:
-Mario czy mi się wydaje czy jesteś wzruszony?- uśmiecha się wycierając łzy.
-Lepiej powiedz kto nie jest.- mówi do niej po czym obejmuje ją i przytula.- Nigdy więcej nie rób takich numerów, nie znikaj. To było trudne... choć to zbyt małe słowo. Nie wyobrażasz sobie co on robił...
-Wyobrażam sobie...
-No tak... przepraszam.- mówi.- Dobrze, że jesteście. Gratuluję. Jest cudny.
-Dziękuję. Dziękuję, za wszystko... że byłeś przy nim...
Słyszą kwilenie dziecka więc odsuwają się od siebie, a Marco robi kilka kroków i tuląc do siebie dziecko mówi:
-Nie wiem dlaczego płacze.- patrzy na Nat.
-Jest głodny. Musimy stąd iść. Muszę go nakarmić.
Więc idą. I kiedy Natalie karmi małego w jednym z pomieszczeń, wszyscy piłkarze w szatni odświeżają się, ubierają po czym jadą do domu. Marco właściwie jest ostatni.
***
Hmm... Jestem ciekawa czy to co wymyśliłam powyżej podoba się Wam? Zbyt dziwne i banalne? Piszcie. Naprawdę zżera mnie ciekawość. Na początku miałam inny pomysł na zakończenie tego bloga, ale potem wpadłam na ten. Generalnie w tym miejscu, według mojego pierwszego pomysłu, tylko w nieco innych okolicznościach, historia Natalie i Marco miała się zakończyć, ale zmieniłam sposób w jaki się spotkali więc to jeszcze nie koniec, choć prawie koniec. Związaliście się z tą historią??? Komentujcie, piszcie, ja na pewno z chęcią poczytam. Pozdrawiam serdecznie :)
Budząc się pół godziny wcześniej nawet nie przypuszczałam, że zacznę dzień od Twojego rozdziału. Chciałabym napisać coś mądrego w komentarzu, ale jestem tak bardzo podekscytowana, że nie mogę zebrać myśli :) Piękny moment, piękne ujęcie, pięknie opisane. Wreszcie Marco oraz Nat będą szczęśliwi i wraz z Olim stworzą cudowną, kochającą się rodzinę.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać zakończenia tej historii, nie chcąc z drugiej strony, by ono nadeszło. Związałam się z tą historią mocniej, niż bym chciała, bo podeszłam do niej bardzo emocjonalnie, czytając o cierpieniu ich obojga. Z przyjemnością zagłębiłabym się w lekturę drugiej części :)
Pozdrawiam ciepło i życzę zdrowych, wesołych świąt :)
Ps. Zdradzisz, jak pierwotnie miało wyglądać ich spotkanie, czy zostawisz to dla siebie? :)
Witaj.
UsuńPierwotnie ich spotkanie miało odbyć się na klubowej imprezie. Nat miała zjawić się niespodziewanie- niespodziewanie dla Marco oczywiście, bo byliby tacy, których musiałaby poinformować ( Jurgen) :) Szczegółów nie zdradzę, bo pewnie wykorzystam gdzieś podobny motyw, może jeszcze w tym opowiadaniu ( może już nie z niespodziewanym pojawieniem się, skoro do spotkania doszło). Mówisz, że chętnie przeczytałabyś kontynuację tej historii... Cóż... mam pomysł, ale... No właśnie jest ale... Zobaczymy ;)
Dziękuję za życzenia. Święta były wspaniałe.
UsuńŻyczę wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMarco po prostu się guzdrał z szoku :)
UsuńNajlepszy prezent!! Dziękuję :* Cieszę się, że Nat wróciła... Mam nadzieję, że już na zawsze zostaną razem i nic im nie przeszkodzi. A Tobie życzę wesołych Świąt i dużo weny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia.
UsuńŻyczę wszelkiego dobra w Nowym Roku :)
Wspaniały prezent !
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam sie że dodasz go dziś, ale jestem szczęśliwa, że to uczyniłaś <3
Tak, Tak, Tak ! Spotkali się <3 Boże ile z nas na to czekało, na ten moment pełen wzruszenia. Marco w końcu znalazł swoje szczęście nawet podwójne. Swietny rozdział. Dobrze że wpadłas aby zmienić zakończenie. JeJ. Po prostu się wzruszyłam, jeszcze ta piosenka dodała takiej wspaniałej atmosfery. Nie powiem posiadasz talent pisania. <3
Pozdrawiam :** Życzę Wesołych, Spokojnych Świąt. <3 Pełnych rodzinnych chwil wypełnionych miłością,uśmiechem,spokojem,szczęściem,spełnieniem,wyrozumiałością. ;**
DZiękuję za życzenia. Święta miałam wspaniałe, także życzenia się spełniły ;)
UsuńTobie życzę wszelkiego dobra w Nowym Roku :)
Nie mogę płakać, bo cały makijaż pójdzie w zapomnienie :) Ale czytając ten rozdział nie mogę powstrzymać łez... Łez szczęścia oczywiście :) Tak ślicznie opisałaś ich spotkanie i ta piosenka tak idealnie pasuje do tej sceny... <3 Normalnie się rozpływam. Wymyśliłaś to genialnie! Długo będę o tym myśleć. Powrót Marco do Dortmundu, do miasta, gdzie zaczęła się jego przyszłość z kobietą, którą kocha. I informacja o synku na pewno go zaskoczyła, ale cieszy się. Cieszy się, bo zyskał nie jedną najważniejszą dla siebie osobę, ale dwie :) Przykro będzie, gdy zakończysz tego bloga, ale wiem po sobie, że każda historia musi się kiedyś zakończyć.
OdpowiedzUsuńRozdział... Ahh aż nie umiem go opisać słowami tak mi się podoba :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**
I życzę Ci Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku! ;**
Dzięki piosence Christiny Perri powstała ta scena na stadionie. Po prostu pewnego razu, w nocy leżałam z słuchawkami na uszach- jak to często robię- i włączyłam ten utwór. I wtedy właśnie przyszedł pomysł na tę scenę. Często tak mam, że jakaś piosenka mnie inspiruje. Już bywało tak, że dzięki jednemu utworowi powstało opowiadanie :)
UsuńŻyczę wszelkiego dobra w Nowym Roku :)
Boże... Tego jak cudowny jest ten rozdział nie opiszą żadne słowa. *-* Najlepszy prezent jaki moglam dostac na gwiazdkę. ;3 Nareszcie Nat i Marco są razem. Nareszcie mogą być szczęśliwi we dwoje, a raczej troję. ;) Mam nadzieje, ze nie masz już zamiaru burzyć ich szczęścia, które udało im się odzyskać. Sposób jaki opisalaś ich spotkanie jest fenomenalny. To jak stoją wtuleni w siebie i jak Marco bierze malego na ręce i roni łzy.... *___* Powtórzę się, ale masz naprawdę ogromny talent, którego Ci zazdroszczę. Nie wyobrażam sobie tego momentu, kiedy będę musiała pozegnac się z tym opowiadaniem. :')
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział, który wzruszył mnie do łez.
Czekam na nastepny. Pozdrawiam, buziaki. Ola ;**
Dziękuję :)
UsuńŻyczę Ci wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku :)
Kurcze nie wiem co napisać. Brak słów, cudo po prostu cudo.*.* Uwielbiam czytać twoje rozdziały, bo masz mega talent i każdy twój rozdział jest wspaniały. W końcu Marco i Nat się spotkali, tak się cieszę, że już sa razem. Ja bardzo się przywiązałam do tego opowiadania, bo jest genialne i takie magiczne, wszystko dzieje się swoim tempem i wszystkie emocje bohaterów sa tak prawdziwie opisane, również nie mogę sobie wyobrazić końca tej historii. Czekam na next. Pozdrawiam i życzę Ci wesołych świat Daria :)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńWszelkiego dobra w Nowym Roku :)
Marco i Nat w koncu razem. Ciesz sie za pilkarz poznal synka. Teraz czeka ich pewnie jeszcze nie jedna trudna rozmowa. Musza sobie wszystko wyjasnic. Zycze Ci wszystkiego dobrego na Swieta oraz duzo pomyslnosci w nowym roku:) czekam na next. Pozdrawiam Marta:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa Tobie również życzę wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku :)
O Mòj Boże!!
OdpowiedzUsuńKochana jestrś genialna!!! Podczas czytania nie raz pociekła mi łza po policzku. Tak się cieszę, że wszystko już jest dobrze :')
Buziaki ;*
Dziękuję za miłe słowa.
UsuńŻyczę Ci wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku :)
Ten rozdział jest genialny! <3
OdpowiedzUsuńNareszcie się spotkali <3
Cieszę się <3
To jak Marco się popłakał, piękne <3
Rozczuliłaś mnie tym rozdziałem :)
Czekam na koljeny i życzę Szczęśliwego Nowego Roku :D