***NIESPODZIANKA***
Postanowiłam wrzucić rozdział już dziś. To w podzięce, za komentarze oraz za to, że jesteście i czytacie ;)
Miłej lektury :) :) :)
***
Dni mijają szybko. Marco cały czas próbuje zaaklimatyzować się w nowym klubie, ale nijak mu to idzie. jego sytuacja spotyka się ze zrozumieniem. Powoli próbuje budować formę. Koledzy z zespołu wspierają go, wspiera go Toni, z którym jest coraz bliżej. To z nim rozmawia kiedy nie może zwrócić się do Mario czy chłopaków z BvB. Bardzo dba o Lisę. Znosi jej humory ze stoickim spokojem, spełnia wszystkie zachcianki. Wysłuchuje jej żalów, kiedy mówi mu, że doskonale wie, iż on ciągle myśli o malarce. Nic wtedy nie mówi. Nie tłumaczy się. Wie, iż jeśli nie podejmie tematu ona przestanie. Regularnie wozi ją do kliniki. Pod koniec 7 miesiąca Lisa trafia tam i ma zostać do rozwiązania. Jest jeszcze bardziej złośliwa w stosunku do niego. Oskarża piłkarza o sprowadzanie kochanek do ich domu. On nie umie sobie już z tym radzić. Klubowy psycholog stara się mu pomóc, ale w pewnych momentach rozkłada ręce. Pomimo wszystko Marco udaje się czasem zabłysnąć w meczach Realu. Nie gra co prawda od pierwszych minut na boisku, ale jak już wchodzi, to pokazuje na co go stać.
Właśnie wychodzi spod prysznica. W szatni zastaje jedynie Toniego:
-Dzwonił twój telefon Marco.- mówi mu Kroos.
-Dzięki.
Kiedy na wyświetlaczu widzi numer kliniki od razu wciska zieloną słuchawkę. Dowiaduje się, że Lisa dostała silnych skurczy. Próbowano je zatrzymać, ale owe próby nie powiodły się. Zadecydowano o cesarskim cięciu. Ubiera się błyskawicznie. Toni deklaruje się go podrzucić do szpitala, ponieważ stwierdza, że on nie jest w stanie prowadzić. Jest bardzo zdenerwowany.
***
Wchodzi na salę. Pozwalają mu ją wziąć na ręce. Przytula ją delikatnie. Jest bardzo słaba. Wie, że będzie słabła z minuty na minutę. Nie dają szans ich córeczce. Ma zbyt słabe serduszko, by podjęto ryzyko operacji. Poza tym jest za mała. On jednak wierzy w cud. Tuli ją przez moment. Chce by poczuła, że kocha ją najbardziej na świecie, że jest dla niego wszystkim. Jest przy niej. Mała odchodzi po dwóch godzinach, a on czuje jakby jego serce rozpadło się na kawałki...
***
Kiedy czyta w internecie informację o tragedii jaka spotkała Lisę i Marco wybucha płaczem. Nie może się uspokoić. Płacze, bo córeczka Marco nie żyje... Płacze, bo nie potrafi sobie wyobrazić jego bólu... Bólu jego i Lisy. Płacze ponieważ nie może być przy nim w tym momencie. Chciałaby, ale nie może. Odbiera sobie tę możliwość gdyż wie, iż jej obecność przysporzyłaby Lisie nową dawkę bólu. A nie chce, by cierpiała bardziej. Choć Lisa nie miała w stosunku do niej litości szantażując ją i oskarżając, ona nie jest tak perfidna. Chce uszanować ten czas. Wie, że Lisa potrzebuje wsparcia, zrozumienia, a kto bardziej zrozumie rozpacz matki po stracie dziecka, jak nie jego ojciec, który cierpi tak samo mocno? Nie wie co ma zrobić. Chwilę się nad tym zastanawia. Dopiero wieczorem wkłada starą kartę sim do tel i ma zamiar wysłać z niego sms-a do Mario. Wtedy odczytuje wiadomość od Marco. I znów płacze.
***
W domu Mario panuje cisza, choć nie jest pusty. Piłkarz i Ann siedzą na kanapie w salonie i milczą. W takiej sytuacji nie ma słów, nie ma wytłumaczenia na to co się stało. W takich sytuacjach przychodzi zwątpienie czy Bóg się nie pomylił. W takich momentach rodzi się wiele pytań jaki sens ma takie cierpienie? I nie ma odpowiedzi. W końcu ciszę przerywa modelka:
-To nie ma sensu... Nie możemy nawet przy nim być...
Mario niewiele myśląc bierze laptopa po czym wchodzi na stronę lotniska.
-Co robisz?
-Polecę tam. Muszę to zrobić. Jest Toni, ale myślę, że Marco...
-Zarezerwuj dwa bilety.- mówi Ann, a Mario obejmuje ją i całuje w czoło.
***
-Nie wierzę.- płacze Lisa.-To nie może być prawda. Nie nasze dziecko... Marco...- szlocha, a on po prostu siedzi obok niej na łóżku i delikatnie ją przytula. Nie może jej pocieszyć. Nie jest w stanie. Nie może mówić. Jest mu źle, cierpi. Nie płacze w tym momencie. Ma wrażenie, że wszystkie łzy wypłakał patrząc jak jego córeczka powoli odchodzi.
***
-Proszę jechać do domu.- mówi lekarz.- Lisa dostała środek nasenny. Będzie spała. Pan powinien odpocząć. Wróci pan rano.- proponuje.
-Chyba zostanę.- upiera się.
-Ona prześpi całą noc. Gwarantuję panu. Daliśmy jej coś na sen, bo potrzebuje odpoczynku. Pan również. Proszę jechać do domu. Proszę spróbować się przespać.
-Dobrze.- mówi. -Dobranoc
-Do zobaczenia.
***
Kiedy wraca do domu taksówką dzwoni jego telefon. Odbiera widząc, iż osobą, która dzwoni jest Mario:
-Hej.
-Cześć Marco. Możesz rozmawiać?- pyta pomocnik bawarskiej drużyny
-Tak. Jestem w taksówce i wracam do domu. Mam czas...
-To porozmawiamy jak już będziesz na miejscu dobrze?
-Spoko, możemy rozmawiać teraz.
-Jak się ma Lisa?
-Śpi. Dostała środek nasenny. Płakała ciągle, a ja nie mogłem w żaden sposób sprawić, by przestała. Nie umiałem jej pocieszyć, nie mogłem nawet mówić. Miałem tak ściśnięte gardło, że aż bolało... Nie rozumiem Mario...
-Nie wszystko da się wytłumaczyć braciszku...
-Mam żal do Boga, bo nam ją zabrał...
-Wiem, to nic złego, że masz żal.
-Ogromny...- szepce.
Taksówka zatrzymuje się pod ogrodzeniem jego domu.
-Poczekaj. Muszę zapłacić taksówkarzowi...- tłumaczy, a Mario rozłącza się. Kiedy Marco płaci kierowcy taksówki, a potem ona odjeżdża ma zamiar dalej rozmawiać z Mario, ale widzi, że się rozłączył. Kieruje się w stronę bramy, która jest za rogiem. Kiedy wychodzi zza rogu widzi dwie osoby stojące przed jego domem. Natychmiast je rozpoznaje.
-Boże...- wzdycha i idzie szybciej.- Nie wierzę... Jesteście tu...- mówi, a kilka sekund później ramiona Ann i Mario obejmują go mocno. I choć Marco myślał, że wyczerpał cały zapas łez, kiedy był przy swojej córeczce, to jednak wychodzi na to, że się mylił. Płacze w ramionach Mario i Ann. Płacze tak bardzo, że nie wie kiedy znaleźli się w domu.
***
-Czy Mario kontaktował się z tobą Mel? Widzieli się z nim?- pyta jej mama
-Nie. Powinni już u niego być. Myślę, że Mario zadzwoni później...
-Powinnam polecieć do niego...
-Mamo prosił byśmy nie przylatywali, bo przecież oni niedługo przylecą do Dortmundu. Jeszcze będziesz miała dużo czasu by go tulić...
Mario zadzwonił do Mel około północy. Nie brzmiał jak on:
-Przepraszam, że dzwonię o tej godzinie. Nie mogłem wcześniej, bo cały czas z nim siedzieliśmy. Zasnął przed 10 minutami.
-Jest źle prawda?
-Bardzo źle...
***
Kilka dni później
Kiedy w końcu uzyskują zgodę lekarzy na lot Lisy do Dortmundu Marco wynajmuje prywatny samolot.
***
Na cmentarzu jest kilkadziesiąt osób. Marco zażyczył sobie prywatną ceremonię, toteż fotoreporterzy nie mieli wstępu zarówno do świątyni, jak i za bramę cmentarza. Przy grobie jego córeczki stoją jego przyjaciele z BvB, trener i zarząd klubu. Jest Toni z partnerką. Mario stoi po jego prawej stronie. Nic w ich relacjach się nie zmieniło pomimo dzielących ich kilometrów.
***
Miesiąc później
Kiedy wraca po treningu do domu jest zmęczony. Kładzie torbę w przedpokoju po czym idzie do salonu, bo tam zawsze po powrocie zastaje Lisę. Tym razem nie ma jej tam. Zagląda do kuchni, w której również jej nie znajduje. Po kolei sprawdza każde pomieszczenie w domu. W sypialni i łazience również jej nie ma. Ostatnim miejscem gdzie zagląda jest pokój, który miał być pokojem ich córeczki. Ciężko mu tam przebywać, od jej śmierci był tam raptem dwa razy. Tym razem jednak otwiera drzwi i wchodzi do środka. Ma nadzieję zastać tam Lisę i tak się dzieje. Fotel jest ustawiony bokiem do drzwi, zaraz przy łóżeczku, które stoi przy ścianie. Kątem oka widzi, że dziewczyna na nim siedzi:
-Tu jesteś... Szukałem cię.- mówi, ale ona nie reaguje. Podchodzi więc. Kiedy jest obok i spogląda na nią widzi, że ma zamknięte oczy:
-Liso.- przykuca i dotyka jej dłoni. W tym momencie z jej ręki wypada pudełko. Marco bierze je do ręki i wszystko staje się jasne.- Boże... nie...
Nie zastanawia się długo. Sprawdza na tętnicy szyjnej czy jest puls. Wyczuwa go. Jedną ręką wyciąga telefon i wybiera numer alarmowy, drugą dotyka policzka Lisy, mówi do niej i marzy, by się ocknęła. Dziewczyna oddycha, ale jej oddech jest dość płytki. Mówi dyspozytorce co się stało. Dostaje zapewnienie, że karetka będzie jak najszybciej.
***
Natalie cały dzień bije się z myślami. Wielokrotnie tego dnia wybiera jego numer, ale nie wciska zielonej słuchawki. Chce mu powiedzieć wiele rzeczy. Przede wszystkim jak bardzo jej przykro z powodu śmierci jego córeczki Laury. Chce by wiedział, iż bardzo go kocha i że przez ten czas kiedy nie było jej przy nim ciągle był w jej sercu. Nadal jest. Pragnie go przeprosić, iż bez słowa wyjechała i naraziła go przez swój czyn na jeszcze większe cierpienie. Ma zamiar przeprosić, że go nie wspierała, oraz wyjaśnić dokładną przyczynę jej decyzji. Wreszcie pragnie również podzielić się wspaniałą wiadomością, która na pewno go uszczęśliwi. Wieczorem kiedy jest maksymalnie zmotywowana do wykonania pierwszego kroku, do rozmowy z nim przez telefon, to w momencie wybierania numeru na ekranie telewizora w wiadomościach widzi zdjęcie jego i Lisy. Nie wciska zielonej słuchawki, po prostu słucha uważnie wiadomości. Po wysłuchaniu do końca informacji, które podały media nie decyduje się na rozmowę. Wie, że Marco jest w tym momencie w klinice.
***
Jakiś czas później
-Nie mogę jej zostawić. Nie teraz. Chciała się zabić. Nie chcę, by spróbowała ponownie. - wypowiada te słowa ze smutkiem. Mario nic nie mówi. Współczuje przyjacielowi. Jest zły na los, że rzuca Marco takie kłody pod nogi. Nie może mu pomóc. Nie umie. Może jedynie być. Na odległość, ale jednak. Wie ile znaczy świadomość, że ktoś cię rozumie, że komuś możesz się wygadać czy wypłakać. Reus ostatnio korzysta z obydwu przywilejów. Wie, iż jest z nim źle. Widzi to. Mówi mu o tym, ale ten upiera się, że są rzeczy ważniejsze od niego. Była Laura, jest Lisa. Siebie stawia na końcu. Nastaje cisza. Dopiero po chwili Mario słyszy z ust blondyna:
-Mówiła, że wróci. Nie ma jej.
-Marco... obejrzyj zdjęcia z pogrzebu proszę...- mówi Mario.
-Przecież nie ma zdjęć.- mówi.
-Są. Zza ogrodzenia cmentarza, ale są. Wiesz... nie wiem czy nie mam przywidzeń, ale na jednym z nich jest chyba Nat...
-Niemożliwe...- wzdycha Reus.
-Chyba jednak możliwe... Według mnie to ona.
-Nic nie mówiłeś...
-Zobaczyłem to w trakcie rozmowy z tobą. Miałem powiedzieć, ale musiałem dobrze obejrzeć, a ty się rozgadałeś... Chciałem cię wysłuchać. Odbierz fotkę, wyślę ci.
Blondyn pobiera zdjęcie. Nie nie mówi. Kiedy widzi, że fotka została pobrana, otwiera ją. Na zdjęciu są piłkarze ukazani z boku. Ktoś widocznie robił ją zza ogrodzenia. Nie było innej możliwości. Z tyłu widać dziewczynę. Nie stoi blisko. Ubrana w ciemny płaszcz z postawionym kołnierzem, z włosami związanymi w kok. Ma ciemne okulary. Stoi zupełnie z tyłu, obok dużego grobowca. Przez przypadek ktoś uwiecznił ją na fotografii.
-Marco!!!- prawie krzyczy do niego Mario.
-Uhm...- spogląda na ekran monitora.
-To Natalie prawda? Fotka jest dość niewyraźna...
-Tak. Była tam. Tylko dlaczego się nie ujawniła?
-Marco przecież Lisa...
-No tak...- wzdycha.- Była tam Mario...- na jego twarzy pojawia się przelotny uśmiech.- Była...
-Marco nie ciesz się zbyt wcześnie. Nie wiadomo czy wróciła do Dortmundu. Nie sądzę.
-Poproszę Matsa, by pojechał do jej domu...
-Zadzwoń i powiedz co powiedział.- prosi go Mario.
***
Dużo się dzieje, ale nie chcę przeciągać specjalnie. Pewnie mogłabym to rozbić na 5 rozdziałów, ale to nie ma sensu. Podobał się rozdział??? Co się wydarzy dalej? Piszcie :)
***
10 komentarzy- następny rozdział ;)
***
Jesteś niesamowita dodając dzisiaj rozdział! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam go ze łzami w oczach... Nie wyobrażam sobie nawet bólu jaki czuł Marco... Trzymać na rękach taką małą, niewinną istotkę, której za chwile nie ma... To jest straszne... Mario i Ann po raz kolejny udowodnili jakimi są wspaniałym przyjaciółmi. Nie zastanawiając się ani chwili poleciał do przyjaciela, aby go wspierać.
Rozumiem też zachowanie Lisy. Otrzymuje wsparcie ze strony Marco, ale to jednak nie pomaga, aż w takim stopniu...
Myślę, że Nat powinna zadzwonić do Marco... Powinna z nim porozmawiać i wytłumaczyć, że lepiej było usunąć się w cień na jakiś czas. Może nie powinna mu od razu mówić o wszystkim, ale powinna z nim porozmawiać i powiedzieć, że zawsze przy nim jest. Co prawda nie fizycznie, ale myślami. Myślę, że to mu powinno w małym stopniu pomóc.
Rozdział smutny, chwytający za serce, ale bardzo mi się podoba :)
Jestem ciekawa co wydarzy się dalej. Mam nadzieję, że już w następnym rozdziale Natalie spotka się z Marco...
Czekam z niecierpliwością.
Buziaki ;**
Cieszę się, że moje opowiadanie wywołuje emocje. To wiele dla mnie znaczy. Czy Nat zadzwoni? Czy to ma sens? Nie wiem czy byłaby w stanie cokolwiek wytłumaczyć Marco przez telefon. Wszystko się wyjaśni. Obiecuję.
UsuńPozdrawiam i zapraszam na kolejny- już jest !!!
Podobno nie ma wiekszego bolu na swiecie jak cierpienia matki po stracie dziecka. Poplakalam sie czytajac ten rozdzial, ktory wyszedl Ci jak zwykle genialnie. Nie potrafie wyobrazic sobie co teraz czuje Lisa. Wiem ze Marco tez cierpi ale jadnak to ona nosila ich coreczke pod sercem przez te 7 miesiecy i choc czesto bezpodstawnie sie denerwowala to na pewno nigdy umyslnie nie skrzywdzila by swojego dziecka. Dostojewski powiedzial kiedys, ze smierc dziecka przeszkadza w wierze w Boga, chyba cos w tym jest. Ciesze sie jednak ze Nat wrocila w koncu ona tez jest w ciazy i teraz w koncu beda z Marco mogli byc razem. Moze wiesc o kolejnym dziecku ukoi pilkarzowi cierpirnie. Moze pozwoli szybciej sie podniesc bo bedzie mial dla kogo na nowo zyc, smiac sie, grac w pilke. Wzruszylas mnie tym rozdzialam a obiecalam soboe ze juz nie bede plakac czytajac twoje opowiadanie. Pozdrawiam i z niecierpliwoscia czekam na next( nie obrazilabym sie za taka samo niespodzianka jutro:) ) Ps. Przepraszam za bledy ale pisze na telefonie a pozatym po przeczytaniu tego rozdzialu jestem w emocjonalniej rozsypce.
OdpowiedzUsuńZapomnialam sie podpisac:) Marta
UsuńMyślę, że nie ma większego bólu. Nie doświadczyłam go i nie chcę doświadczyć nigdy. Nikomu też tego nie życzę. Myślę, że w słowach Dostojewskiego jest sporo prawdy. Myślę, że chodzi o poczucie niesprawiedliwości... Bo czy to sprawiedliwe gdy odchodzi taka mała, niewinna istotka? Ale to kwestia wiary... trudno tu na ten temat dyskutować...
UsuńCieszę się, że potrafię kogoś wzruszyć. Naprawdę się cieszę. Piszę amatorsko więc to nie jest jakoś mega dobre, brakuje mi warsztatu, ale cieszę się, że są emocje... O to mi chodzi. Dziękuję za komentarze. To wiele dla mnie znaczy.
Zapraszam serdecznie na nowy- Mikołajowy rozdział.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńUsunęłam ten komentarz, bo się powielił ;)
UsuńTłumaczę, by ktoś nie pomyślał, że wybieram komentarze. Wyłączyłam opcję gdzie to ja decydowałam czy komentarz się pojawi. Teraz pojawiają się bez mojego moderowania :)
Płaczę, płacze, płaczę i jeszcze raz
OdpowiedzUsuńpłacze... :""""""""( :( Biedny Marco.. :( Stracił
malutką osóbkę, którą tak mocno kochał.. :
( Nie wyobrażam sobie jaki ból teraz czuje Marco... :(
Pomimo zachowania i tych wszystkich
gierek Lisy to współczuje jej... W końcu ona
również cierpi po sracie dziecka... Nie
wierze, że chciała popełnić samobójstwo. :( Myślę, że przez to Marco mógłby cierpieć jeszcze bardziej.. :( Mario i Ann *.* Tacy przyjaciele to skarb! :* Bez zastanowienia wsiedli do samolotu i polecieli do Marco... Tylko pozazdrościć. :) Mam nadzieję, że Nat wróci teraz do Marco i powie mu o tym, że jest w ciąży... Poskłada jego rostrzaskane serce w całość... Wytłumaczy powód dla, którego "zniknęła" z jego życia na ten czas... Nat jest lekarstwem dla Marco... Nie wierze, że nie ma tej małej istotki, którą Lisa nosiła pod sercem.. :'''''''( Po prostu nie wierzę. :'''(
Rozdział smutny, poruszający, ale również genialny, boski i niepowtarzalny.
Dziękuje, że zaczęłaś pisać to opowiadanie. <3
Czekam na następny.
Pozdrawiam, buziaki. Ola ;**
Cieszę się, że Ci się podoba. Cieszę się, że jesteś i komentujesz :) Dziękuję za miłe słowa.
UsuńI zapraszam na nowy rozdział- już jest !!!
Pozdrawiam
płaczę, tak mnie chwyciłaś za serducho :') biedny Marco, nawet trochę żal mi Lisy której nie lubię... Ann i Mario są świetni, najbardziej podobał mi się moment, gdy czekali na Maro pod mieszkaniem :') prawdziwa przyjaźń, mam nadzieję, że Nat wróci, Reus musi wiedzieć o dziecku, wierzę, że jeszcze mogą być razem szczęśliwi :') pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, przyjaźń Mario i Marco jest prawdziwa. Mam nadzieję, ze w prawdziwym życiu też byliby w stanie tak wiele dla siebie zrobić.
UsuńPozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział, który już jest :)
wow aż się rozpłakałam :(
OdpowiedzUsuńuwielbiam tego bloga!!!
nie mogę doczekać się następnego rozdziału!! <3
świetny rozdział :*
Cieszę się, że blog Ci się podoba. Zapraszam na kolejny rozdział :)
UsuńJejku jak się cieszę, że tak szybko dodałaś nowy rozdział. Dziękuję za takie niespodzianki, bo naprawdę uwielbiam to opowiadanie.:) Co do rozdziału to płacze, nigdy bym nie pomyślała, że wszystko się tak potoczy. Nie wyobrażam sobie jak w tym momencie może czuć się Marco. Teraz musi odezwać się do niego Nat, ponieważ on bardzo cierpi a ona jest jego lekarstwem na wszystko, a teraz musi mu pomoc, on na nią czeka i ona musi być przy nim w tym ciężkim momencie. Jak dobrze, że ma cudownych przyjaciół, którzy zawsze go wspierają i kilometry nie sa dla nich przeszkodą. Czekam na next, pozdrawiam Daria :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię niespodzianki i lubię je też robić. Dziś kolejna- mikołajkowy rozdział :)
UsuńMiłego czytania :)
Przeczytałam go tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy się skończył :) Tyle się wydarzyło... Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu akcji i nie mam pojęcia, jak potoczy się dalej. Czuję jednak, że Lisa nie da Reusowi spokoju i jeszcze sporo namiesza w jego życiu. Cieszę się też, że Ann i Mario oraz (pomimo wszystko) Natalie wspierają Marco, dlatego mam nadzieję, że już wkrótce wszystko się ułoży. Czekam z niecierpliwością szczególnie na moment, w którym piłkarz dowie się, że znów będzie ojcem :)
OdpowiedzUsuńU mnie w kolei nowy rozdział już jutro wieczorem, zapraszam:
http://dont-be-afraid-of-love.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie, Monika :)
Cieszę się, że Ci się podoba. Cieszy mnie również, iż jesteś zaskoczona obrotem spraw. Lubię zaskakiwać. Skoro czytelnik jest zaskoczony to znaczy, iż opowiadanie nie jest przewidywalne i nie jest nudne :)
UsuńZapraszam na kolejny- Mikołajowy rozdział.
Zajrzę do Ciebie na pewno :)
Biedny Marco :'( tyle wycierpiał :(((( Niech Natalie wróci i go pocieszy i powie, że będą mieli dzidziusia :D
OdpowiedzUsuńLisa mimo, że jest wredna też nie zasługuje na cierpienie ... Czekam na następny z niecierpliwością :)))
Pozdrawiam i życzę weny <3
Tak, masz rację... Lisa pomimo wszystko nie zasługuje na cierpienie. Nikt nie zasługuje. Co do Nat... wszystko się okaże.
UsuńZapraszam na kolejny, który już jest :)
Matko :( Tak bardzo żal mi Marco :(
OdpowiedzUsuńNajsmutniejsze jest to, że nie był w stanie nic zrobić, nie mógł jej pomóc... :C
Rozumiem Lisę, ona też naprawdę cierpi, a Nat chce jej choć trochę ulżyć...
Mam nadzieję, że Natalie w końvu odezwie się do Marco, bo on teraz potrzebuje jej jak nigdy przedtem...
Rozdział jest naprawdę świetny :)
Czekam na nexta i pozdrawiam :***
Są sytuacje w których choćby się bardzo chciało, to nie da się nic zrobić.
UsuńJesteśmy bezsilni. Możemy tylko być. Więc on był.
Dziękuję za komentarz i zapraszam na następny rozdział :)
Smutne, że Lisa dziecko umarło. Ból po stracie dziecka jest niewyobrażalnie duży :(
OdpowiedzUsuńW pewnym sęnsie, może Natalie wróci do Dortmundu. I wkońcu powie, że bedą mieć małego Reus'a <3
Myślę, że wszystko się niedługo zacznie układać. Rozdział jest mega wruszający, i smutny. Ale za o Cię kochamy. <3
Czekam na nn :**
Mileeey ;3 xx
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńWszystko się niebawem wyjaśni- mam nadzieję, choć kto wie... może międzyczasie wpadnie mi do głowy jakiś pomysł...
Pozdrawiam :)
Boże, nie! To straszne, co zrobiłaś, tak nie można. Nie no można, ale czemu dziecko? Czemu jego dziecko?
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział, wręcz wspaniały. Do tego to, co Lisa chciała zrobić. Nie powinna, powinna żyć i walczyć o Marco. Ale jest jeszcze Nat. Niby zacznie się układać, ale mam dziwne wrażenie, że jeszcze nieźle tutaj namieszasz.
Czekam na następny i obserwuję, wspaniale piszesz, to jest niesamowite!
A w wolnej chwili zapraszam do siebie;))
http://hip-hip-hurra-borussia.blogspot.com/
suenos ;**
Wiem, że to straszne iż córeczka Marco zmarła, ale niestety tak się stało. Cóż... to nie jest historia wyssana z palca... Znam taką sytuację z prawdziwego życia... A Lisa... Z jednej strony cierpii, a z drugiej... no właśnie... Jaka jest naprawdę Lisa? I czy faktycznie chciała się zabić? Na pewno zajrzę do Ciebie w najbliższym czasie :)
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
Aaa... i jest następny- Mikołajowy rozdział :)