*** MAŁY PREZENT OD MIKOŁAJA***
MIŁEGO CZYTANIA ;)
Mario rozmawia ze swoim byłym trenerem. Dowiaduje się od niego czegoś naprawdę ciekawego. Jurgen mówi mu, iż spotkał Nat na lotnisku. Nie rozmawiali, ale widział ją kiedy szła pomiędzy innymi osobami w stronę bramek.
-Trzeba było spróbować z nią porozmawiać...
-Nie mogłem. Była prawie przy bramce. Wzywali pasażerów. Miałem zrobić widowisko, zacząć się przepychać i spróbować ją zatrzymać? Jesteśmy dorosłymi ludźmi...
-Dokąd leciała?
-Samolot był do Stanów.
-Szlag by to trafił!!! Gdzież ona mieszka? Wtedy się rozpłynęła. Teraz pojawia się jak duch i znika. Mogła się ze mną skontaktować. Skoro nie chciała pojawiać się z powodu Lisy, mogła ze mną pogadać. Nie zmieniłem numeru przecież. Nie rozumiem kobiet!!!
-Natalie jest słowna. Ona wróci. To tylko kwestia czasu. Przyleciała na pogrzeb, by być blisko niego. Po cichu, ale była. Ta miłość nie zgasła. Natalie wróci Mario. Jestem tego pewien.
-Oby tylko ten powrót nie zajął jej zbyt długo. Z Marco nie jest dobrze. A Lisa... naprawdę jej współczuję, wiem, że cierpi. Marco robi wszystko, by jej pomóc, jest przy niej, ale myślę... Ona zrobiła to z premedytacją. Źle obliczyła tylko czas.
-To znaczy, że wzięła pigułki, by nastraszyć Marco?
-Nie wzięła ich po jego wyjściu, tylko na jakiś czas przed powrotem. Lekarz zasugerował, że mogło to być zrobione umyślnie zupełnie. Nie połknęła też wszystkich pigułek. Kilka leżało na szafce.
***
Jurgen biegnie na skróty przez park. Jest spóźniony. Miał być w galerii handlowej 10 minut temu. Wie dobrze, że Ulla nie lubi jak się spóźnia. Były korki gdy wyjechał z ośrodka. Uznał więc, że gdy zostawi samochód na jednym z parkingów po drodze, to szybciej dobiegnie na miejsce. Będąc już niedaleko celu zauważa Natalie. Zwalnia. Nie ma pojęcia czy powinien podejść, czy też dać jej spokój. Dziewczyna siedzi na ławce, obok stoi wózek. Decyduje się podejść:
-Cześć Natalie. Co za miłe spotkanie.- mówi, a ona odwraca głowę w jego stronę.
-Dzień dobry. Ciebie również miło widzieć.- wstaje. Jurgen przytula ją i całuje w policzek. Spogląda na chłopca będącego w wózku. Ma jasne włosy i duże oczy.
-Wróciłaś?
-Niezupełnie...
-Wyszłaś z nim na spacer?
-Czekam na koleżankę. Ma się zaraz zjawić. O... chyba tam parkuje. Przepraszam, ale muszę jej się pokazać...
-Tak, jasne. Miło było cię spotkać.
-Ciebie również. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Dziewczyna idzie z wózkiem w stronę parkingu. Z samochodu wysiada kobieta. Jurgen idzie dalej. Wie, że teraz Ulla na pewno zmyje mu głowę.
***
Kiedy telefon Mario dzwoni patrzy na wyświetlacz. Kiedy widzi, że dzwoni jego były trener odbiera:
-Co za miła niespodzianka.- mówi.
-Cześć. Natalie jest w Dortmundzie Mario. Spotkałem ją dzisiaj w parku.- mówi od razu szkoleniowiec.
-W parku?
-Tak. Zupełnie przez przypadek. I nie była sama...
-Z jakimś facetem tak? Szlag !!!
-Tak. Z takim może miesięcznym...
***
Wraca ze szpitala. Znów miał pecha na meczu. Tym razem boli go żebro. Lekarz zalecił mu pauzę. Nie jest z tego powodu zadowolony. Woli chodzić na treningi niż siedzieć w pustym mieszkaniu. Lisa nadal przebywa w ośrodku. W sumie jeśli miałby być szczery, to nie tęskni za jej napadami złości, zazdrości czy histeryzowaniem. Wie, że strata dziecka boli, sam też cierpi, ale powoli i on nie ma siły wysłuchiwać jej gróźb, że jeśli odejdzie to ona spróbuje ponowie. Trwa przy niej, właściwie obecnie na odległość, ponieważ odwiedziny na tym etapie są niewskazane licząc, że terapia jej pomoże. Może wtedy zrozumie go. Słyszy dźwięk telefonu. Odbiera na głośnomówiącym:
-Jurgen... co za miła niespodzianka- mówi.
-Macie z Gotze tę samą gadkę.- śmieje się trener.
-Do niego też dzwoniłeś? Mamy jakiś dzień podtrzymywania znajomości?- pyta.
-Tak. Z takimi piłkarzami jak wy, będę te znajomości podtrzymywał do śmierci. Jesteście, jakby to ująć, moimi dziećmi poniekąd. Tylko mam pecha, bo niektóre dzieci zostają przy ojcu, a was mi podkupują. Szlag by to...- wzdycha.
-Nie odszedłem na zawsze...- mówi blondyn.
-To kiedy wracasz?- pyta szkoleniowiec pszczół.
-Nie mielibyście teraz ze mnie pożytku...
-Co się stało?- dopytuje Klopp
-Nie oglądałeś meczu? Ładnie to tak? Jestem wyobijany. Żebra tym razem więc znów pauza...
-Więc przyleć do domu... Wreszcie będziesz miał czas na złapanie oddechu, na odpoczynek, na to by pobyć z rodziną. Lisa i tak jest w ośrodku więc jak spędzisz parę dni u rodziców to tylko wyjdzie ci na dobre. I koniecznie jak będziesz to przyjdź do mnie.
-Może masz rację... Odwiedziłbym grób Laury...- mówi cicho.
***
Kiedy następnego dnia rano wychodzi z lotniska czuje się dobrze. Zawsze kochał to miasto i będzie kochał. To tu czuje się na swoim miejscu i ma zamiar wrócić prędzej czy później. Nie poinformował nikogo o swoim przylocie. Nie chciał, by przyjeżdżali po niego na lotnisko. Chce po prostu zwyczajnie wejść do domu i powiedzieć " cześć" rodzicom. Chce widzieć ich zaskoczone miny, a potem poczuć ich ramiona obejmujące go mocno. Pragnie zobaczyć Nico i wziąć na ręce małą Anję. Kiedy o tym myśli, wie, że pewnie kiedy będzie miał ją na rękach znów się rozklei. Przecież jemu los odebrał możliwość bycia tatą. W pełnym tego słowa znaczeniu był nim tylko przez dwie godziny. Ciągle nim jest, ale nigdy nie będzie pełnowartościowym ojcem. Nie będzie mógł patrzeć jak jego córeczka rośnie, jak się rozwija. Nie zobaczy jej pierwszego uśmiechu, nie wyrośnie jej pierwszy ząbek, nie usłyszą z Lisą jej pierwszego słowa, ani nie robaczą pierwszych kroków. Kiedy o tym myśli czuje wewnętrzny ból. Zanim udaje się do domu prosi taksówkarza, by zawiózł go na cmentarz. W kwiaciarni, która znajduje się niedaleko miejsca pochówku jego córeczki kupuje bukiet białych róż i znicz. Sporo czasu spędza kucając przy maleńkim grobie. Kiedy w końcu opuszcza cmentarz taksówka ciągle na niego czeka. Podaje kierowcy adres swojego rodzinnego domu. Zjawia się tam kilka minut później. Idzie od strony ogrodu wiedząc, że drzwi od tarasu zapewne będą otwarte o tej porze. Są. Cicho wchodzi do domu i słyszy rozmowę rodziców dobiegającą z kuchni. Kieruje się tam:
-Cześć.- mówi, a dwie pary oczu zwracają się w kierunku skąd dobiega głos...
-Synku...- mówi jego ojciec
-Marco...- słyszy głos mamy.
Obydwoje wstają z krzeseł i w jednym momencie ich ramiona jednocześnie go obejmują. Stęsknił się za domem. Tęsknił za rodzicami. Nie przyjechał na długo i jest gotowy wrócić w każdej chwili gdyby lekarz z ośrodka, gdzie przebywa Lisa zadzwonił do niego i powiedział, że ona go potrzebuje.
-Nie uprzedziłeś, że przylecisz... Przyjechalibyśmy na lotnisko...
-Chciałem wam zrobić niespodziankę...
***
Tuląc do siebie Nico uśmiecha się lekko. Zawsze kochał tego małego chłopca i będzie kochał. Łączą ich szczególne więzi. W momencie gdy jego siostra daje mu na ręce Anję Marco czuje uścisk w klatce piersiowej. Przytula dziewczynkę i całuje w czoło:
-Jest taka słodka.- mówi patrząc z zachwytem na dziewczynkę.- Wujek cię kocha skarbie wiesz?- mówi do niej.
-A mnie też kochasz?- pyta Nico
-No pewnie smyku.- odpowiada.- Całym sercem...
-Wujku...
-Tak?
-Dlaczego Laura poszła do nieba?
Marco patrzy na Nico. Melanie ma zamiar powiedzieć coś do sunka, ale Marco powstrzymuje ją:
-W porządku Mel...
-Nico kochanie rozmawialiśmy o tym...
-Wujku...
-Laura była bardzo chora. Lekarze nie mogli jej pomóc... Teraz jest szczęśliwa w niebie. Jest maleńkim aniołkiem.- tłumaczy blondyn.
-To smutne...- mówi chłopiec.
-Dlaczego? Jej jest tam dobrze...- wyjaśnia skrzydłowy.
-Jej tak, ale tobie nie... Cioci Lisie też...- zauważa malec.
-Wiesz... my bardzo tęsknimy za nią, ale z drugiej strony wiemy, że jest szczęśliwa.
-Chciałbym, by Laura była z nami, nie z aniołkami... Wtedy byś się uśmiechał...
-Przecież się uśmiecham Nico...
-Tak naprawdę.
Na twarzy Marco pojawia się mały uśmiech. Znów potwierdza się to, jak wiele małe dzieci potrafią zauważyć. Nie można nic przed nimi ukryć, bo choć nam się wydaje, że dobrze maskujemy emocje, smutek, to dzieci i tak je wyczuwają. Zauważają szczegóły i na ich podstawie wyciągają najczęściej trafne wnioski. Podaje Melanie Anję, a sam przyciąga Nico do siebie po czym go obejmuje:
-Wiesz... czasem jest mi smutno... Nawet bardzo. Są jednak osoby, które sprawiają, że smutek odchodzi. Wiesz kto to jest?- pyta chłopca.
-Kto?
-Ty przede wszystkim mały smyku. Moja rodzina, moi przyjaciele...
-Natalie...- mówi Nico i tym razem trafia w samo sedno.- Przy niej zawsze się śmiałeś.
***
Jurgenowi nie udaje się spotkać z Marco ponieważ w ostatniej chwili wypada mu wyjazd. 3 dni później piłkarz wraca do Madrytu. Gdy samolot ląduje nie jedzie do domu, a do ośrodka. Tam spotyka się z lekarzem Lisy. Prosi go o możliwość zobaczenia się z nią. Mężczyzna zgadza się na następny dzień, ale piłkarz jest stanowczy. Nalega. W końcu lekarz ulega i prowadzi go do pokoju, w którym będzie mógł spokojnie porozmawiać z dziewczyną. Zostawia go tam, a sam udaje się na górę. Blondyn rozgląda się wokół. Znajduje się małym pokoju. Jest mały, ale przytulny. Ściany pomalowane są na ciepły brzoskwiniowy kolor. W rogu znajduje się ciemno-brązowa kanapa, przed nią stoi mała ława, a po drugiej stronie dwa fotele w kolorze kanapy. w rogu stoi wysoka półka z książkami. Zajmuje miejsce na kanapie. Zastanawia się w jakim stanie jest Lisa. Tak bardzo chciałby jej pomóc dojść do siebie, ale nie wie czy będzie w stanie. Nie ma pojęcia jak długo zniesie jej zazdrość i wybuchy złości. Bo to nie tylko ona jest załamana po śmieci ich córki. On również. Może nie pokazuje tego, ale w środku naprawdę cierpi nie mniej niż ona. Przecież był jej tatą. Choć to Lisa nosiła ją pod sercem, on także kochał ją całym sobą. Może nie kocha jej matki, ale córeczkę kochał od pierwszego momentu gdy dowiedział się o ciąży. Lisa choć zarzucała mu, iż woli myśleć o Nat niż o własnym dziecku, nie miała racji. Bo on robił wszystko przede wszystkim z myślą o swoim dziecku. Potem gdy Natalie zniknęła przetrwał, bo ciągle myślał o córeczce. Z zamyślenia wyrywa go odgłos otwierających się drzwi. Do pokoju wchodzi lisa. Jest ubrana w ciemne getry i bawełnianą bluzeczkę. Włosy splotła w warkocz. Na widok Marco na twarzy dziewczyny pojawia się nikły uśmiech. Blondyn wstaje po czym obydwoje robią kilka kroków w swoim kierunku, a potem Marco przytula ją:
-Poprosiłeś o spotkanie...- mówi cicho Lisa.
-Tak. Musiałem się upewnić, że z tobą wszystko w porządku. - mówi po czym delikatnie się od niej odsuwa.- Usiądziemy?
-Tak. -Zajmują miejsce na kanapie. Siedzą blisko siebie, ale nie na tyle blisko, by ich ciała się dotykały.-Co u ciebie? Chodzisz na treningi?
-Nie. Mam jestem wyobijany po ostatnim meczu więc muszę pauzować. To nic poważnego, ale trochę boli...
-Przykro mi. Wiem jak nie lubisz przerw...
-Nie lubię, ale z drugiej strony chyba potrzebuję odpoczynku...A Ty jak się czujesz? Lekarz mówił, że lepiej, ale...
-Lepiej. Chciałabym wrócić do naszego domu Marco... Tu nie jest źle, ale jestem tu zamknięta. Byłoby mi lepiej w domu. Może porozmawiasz z lekarzem...
-Liso nie mogę cię stąd zabrać. Chciałaś...
-Wiem co chciałam, ale już tego nie zrobię. To był impuls, błąd... Wydawało mi się, że tak byłoby lepiej gdybym zniknęła. Jesteś nieszczęśliwy... Nie potrafiłabym się pogodzić z tym, że odejdziesz do Natalie więc to była najlepsza możliwość... Nie musiałabym na to patrzeć... To był błąd. Przecież ty jesteś w Madrycie, a ona nie wiadomo gdzie...
-Liso...
-Zostaniesz ze mną prawda?- wpatruje się w niego.- Nie mógłbyś mnie teraz zostawić. Nie po tym co się stało kilka tygodni temu... Nie jesteś taki.
-Liso...
-Nat cię zostawiła. Nie wróciła nawet kiedy zmarła twoja córka. Nie było jej. Tak nie postępuje osoba, która kocha, której zależy... Nie było jej Marco.
-Nie przyszedłem tu rozmawiać o Natalie. Chciałem dowiedzieć się jak się czujesz...
-Mówię ci, że dobrze. Obiecuję, że to co się wydarzyło to był jeden raz. Nie będę próbować więcej. Po prostu byłam załamana po śmierci Laury, a kiedy pomyślałam sobie, że teraz mógłbyś ode mnie odejść...Nie zostawisz mnie prawda? Ja tak bardzo cię kocham...- przerywa po czym przysuwa się do chłopaka i muska jego usta swoimi. Chce pogłębić pocałunek, ale piłkarz odsuwa się od niej. Nie chce jej ranić, ale nie może też dawać jej nadziei. Jest rozdarty, bo z jednej strony chciałby jej pomóc, ale ona najwyraźniej chce od niego tego, czego on nie może i nie chce jej dać. Deklaracji, że będzie z nią, że ich relacja rozwinie się, że staną się prawdziwą parą. Nie może tego zrobić.
-Przepraszam...- szepce.
-Ja wiem, że mnie nie kochasz, bo twoje serce ciągle należy do niej, ale gdybyś tylko dał nam szansę... Może po jakimś czasie poczułbyś do mnie to co do niej. Chcesz bym lepiej się poczuła więc obiecaj mi, że dasz nam szansę. Obiecuję, że będziesz ze mną szczęśliwy... Jak wyjechała było nam dobrze. Prawie się nie kłóciliśmy, było w porządku... Teraz też może być...
-Muszę iść Liso. Lekarz zezwolił na krótką rozmowę.-dotyka dłonią jej policzka.-Do zobaczenia.
-Nie obiecałeś...
-Uważaj na siebie proszę.
Dziewczyna wstaje i odprowadza go do drzwi. Kiedy Marco nachyla się by pocałować ją w policzek ona łapie jego twarz w dłonie po czym całuje go w usta. Odsuwa się od niej, ale nic nie mówi. Całuje ją jeszcze w czoło po czym wychodzi. Wie już, że może nie powinien nalegać na odwiedziny. Przy wyjściu spotyka lekarza:
-Już pan wychodzi?
-Tak. Jadę do domu.
-A możemy chwilkę porozmawiać? U mnie w gabinecie?
-O co chodzi?
-O Lisę naturalnie. I o pana.
-Dobrze.
Rozmowa choć miała być krótka wcale taka nie była. Marco opuszcza ośrodek prawie dwie godziny później. Wszystko co usłyszał w gabinecie tego lekarza ciągle przetwarza w głowie. Musi przyznać, że mężczyzna jest świetnym psychiatrą i terapeutą. Ma doświadczenie i bardzo trafne spostrzeżenia. Otworzył mu oczy na wiele spraw związanych z zachowaniem Lisy. Zachowaniem zarówno wtedy, gdy była jeszcze w ciąży i z obecną sytuacją. Powiedział mu tak wiele i wyjaśnił mechanizmy działania dziewczyny. Wiedział o sytuacji z Natalie, bo Lisa z nim na ten temat rozmawiała, ale w pewnych miejscach zmieniła fakty. Niektóre zdania wypowiedziane przez lekarza brzmią mu w uszach:
-Ja rozumiem, że chce pan by doszła do siebie. Chciałby pan jej pomóc, ale dla niej to oznacza związek. Związek w pełnym tego słowa znaczeniu. Ona chce uwielbienia, obietnic i deklaracji. Pragnie tego samego co wszyscy zakochani, a pan nie jest w stanie jej tego dać. Bo pan jej nie kocha. Może istnieją osoby, które potrafią świetnie udawać, ale nie należy pan do nich. Poza tym taki związek nie miałby sensu i pan doskonale o tym wie. I pan tego nie chce. Proszę więc nie dawać jej nadziei. Nawet wtedy gdy ją to zrani. Tak jak pan nie obiecał dzisiaj, proszę tego nie robić. Nie może żyć w świecie iluzji, bo prędzej czy później dowie się prawdy i wtedy to będzie dla niej większy cios.
-Jeśli znów spróbuje? Co będzie jeśli znów zechce wziąć środki nasenne. Przecież kiedyś stąd wyjdzie...
-Gdyby chciała się zabić wzięłaby więcej pigułek. Według mnie chciała pana nastraszyć. Mówiłem to już. Udało jej się, czuje się pan winny, ale proszę nie dać się wciągnąć w poczucie winy. Mam od wielu lat styczność z samobójcami. I spotkałem wiele osób takich jak pana przyjaciółka. Ona nie chciała popełnić samobójstwa, ona chciała by pan się przestraszył. Mogę potwierdzić, że przechodzi ciężkie chwile, przez śmierć córeczki, ale to co zrobiła było zaplanowane. Jestem tego pewien.
Idzie do taksówki i zastanawia się nad słowami lekarza.
-Proszę nie odbierać sobie możliwości bycia szczęśliwym.
Marco najpierw podaje taksówkarzowi swój adres, w połowie drogi zmienia jednak zdanie i każe wysadzić się przy pubie znajdującym się jedną przecznicę od jego domu. Musi odreagować. Musi się napić. Wie, że alkohol nie rozwiąże jego problemów, nie ukoi bólu, ale po prostu potrzebuje się napić. Nie chce tego robić do lusterka w domu więc wybiera pub. Kiedy kilka minut później wchodzi do środka dzwoni jego telefon. Na początku ignoruje go, ale siadając przy barze odbiera:
-Cześć Mario...
-Cześć. Miałeś zadzwonić jak będziesz w domu. Powinieneś dawno w nim być...
-Powinienem, ale nie jestem...-barman pyta co mu podać, a on prosi o jednego z mocnych drinków, co słyszy Mario.
-Gdzie ty jesteś?
-W pubie. Muszę się napić.
-W którym?
-Czy to ważne? Przecież nie przylecisz do Madrytu, by dotrzymać mi towarzystwa...- mówi upijając łyk wysokoprocentowego napoju.
-W którym Marco...
-Niedaleko domu. Nie martw się... Nawet na czworaka trafię do domu...
-Nawet tak nie żartuj słyszysz!!! Co się stało, bo coś musiało skoro pijesz w pubie?
-Hmm... może zacznę od tego, że moja córka nie żyje...- mówi smutno i znów upija łyk alkoholu.- Po drugie Nat nie wraca, a ja jej potrzebuję...- wylicza.- po trzecie Lisa jest w ośrodku, ja chcę jej pomóc, a ona myśli, że będziemy wspaniałą parą. Będę ją adorował, mówił, że jest wyjątkowa, będę zapewniał jak wspaniale jest mi z nią... Będę ją całował, przytulał, kochał się z nią... A jeśli odmówię, to ona znów może spróbować... Tak myślę. I ja nie chcę brać tego na sumienie. Nie chcę by jej się udało. Nie kocham jej, ale chcę by żyła, ułożyła sobie życie, była szczęśliwa. Ze mną nie będzie. Nie rozumie tego i nie wiem czy zrozumie... Jej lekarz powiedział mi dziś, że mam prawo być szczęśliwy. Ale ja nie jestem... bo miałem być tatą, miałem patrzeć jak moje dziecko rośnie, a teraz... I nie mogę być szczęśliwy, bo to możliwe tylko z Nat... Jeśli nie wróci to ja nie będę w stanie kochać innej kobiety. Nie chcę nawet tego... I wiesz... dopiero zaczynam pić, a mówię jakbym był pijany...
Jakieś dwie godziny później w pubie zjawia się Toni zaalarmowany przez Mario. Znajduje Marco przy barze. Jest pijany. Podchodzi do niego:
-Toni co za niespodzianka.- mówi blondyn.-Napijesz się ze mną?
-Zabiorę cię do domu. Masz dość...
-Ależ nie jestem pijany.- uśmiecha się.- No patrz...- blondyn zsuwa się z wysokiego krzesła i chce pokazać Toniemu jak prosto idzie, ale kiedy kręci mu się w głowie nie jest w stanie. Kroos w porę obejmuje go ramieniem.
-Mam cię. - mówi.- Jedziemy do domu Marco.
-Chyba jednak jestem pijany...
-Chyba tak.
***
Komentujecie-motywujecie mnie komentarzami- dodaję częściej rozdziały :) :) :)
Dziękuję ;)
Co o tym myślicie?
Czy możecie mi zrobić prezent na Mikołaja i będzie więcej komentarzy niż zwykle???
O matko jak Ty cudownie piszesz ;* Bardzo, ale to bardzo zazdroszczę Ci tego daru. :* Zaczyna mi brakować przymiotników do opisywania Twoich rozdziałów. ;* Bo wiesz zwykłe słowa tego nie opiszą.
OdpowiedzUsuńNat nareszcie wróciła do Dortmundu *.* Tylko dlaczego nie spotkała się z Marco, kiedy był pogrzeb małej Laury? Nie mogę znieść cierpienia Marco.. :( Współczuje Lis, ale znowu swoim zachowaniem odpycha od siebie ludzi.. :( Musi się w końcu pogodzić z tym, że nigdy nie stworzy ani prawdziwego, ani żadnego innego związku z Marco. Co to za maluszek, który towarzyszył Nat? :o Mam nadzieję, że Nathali powie i spotka się w najbliższym czasie z Marco, że jest w błogowsławionym stanie. Rozdział cudowny, genialny, boski, niepowtarzalny po prostu naj naj...
Czekam na następny. ;* Pozdrawiam, buziaki. Ola ;***
PS. Życzę Ci wesołych i udanych Mikołajek. <3
Świetny prezent! Marco zrobił świetną niespodziankę rodzicą, cieszę się, że Mario jak i Klopp troszczą się o niego. Jeśli Nat była już 2 razy w Dortmundzie, to może w końcu spotka się z blondynem? Mam cichą nadzieję :D miło, że Kross pofatygował się do pubu, no i znowu Lisa... myślę, że jest dokładnie tak, jak mówi lekarz. Chciała przestraszyć Marco. Liczę na to, że zrozumie że nie będą parą. Pozdrawiam i dziękuję za prezent ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNieogrania, czemu ty nam to robisz? Całość jest taka przygnębiająca, że mam ochotę wcisnąć iksik na zakładce, ale nie umiem. Nie wiem dlaczego, po prostu mówię sobie "jeszcze tylko jedno zdanie" i dochodzę do końca rozdziału. Przywiązujesz. Językiem, stylem, pomysłami. To jest wspaniałe, takie niesamowite i magiczne. Chciałabym umieć tak pisać. Bardzo bym chciała, ale nie umiem i pewnie nigdy nie będę umiała.
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział. Myślałam, że Marco spotka Nat... I nei lubię Lisy, jest taka dwulicowa. Rozumiem, że straciła dziecko, ale mam dziwne wrażenie, że sama coś sobie zrobiła, by je stracić. Ale nieważne.
Czekam na następny;))
suenos;**
Ooo kolejny rozdział tak szybko. Bardzo się cieszę z tego powodu. No a sam rozdział jest przecudowny, kurcze naprawdę nie wiem co pisać, bo każdy twój rozdział jest genialny. Powtarzam się, ale napisze to jeszcze raz uwielbiam to opowiadanie, jest wspaniałe, tak takie magiczne*.* Myślałam, że Marco się spotka z Nat, ale się nie udało. Mam nadzieję,że już w kolejnym dojdzie do spotkania, bo oni muszą się w końcu zobaczyć. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam Daria :)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ;) Cieszę się że dodajesz tak często bo nie umiem się doczekać następnego ;) Szkoda tylko że Marco i Nat ciągle osobno ale mam nadzieję że już niedługo wszystko się ułoży ;) Pozdrawiam Oliwia ;)
OdpowiedzUsuńOhh jak ja lubię tego Mikołaja! :) Uwielbiam wchodzić tu i widzieć, że jest nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńTak czułam, że Lisa zrobiła to tylko dlatego, żeby zwrócić na siebie uwagę Marco. Gdyby na prawdę chciała się zabić zrobiłaby to dużo wcześniej niż przed powrotem Marco...
No i dlaczego Nat nie spotkała się z Reusem? Ehh oboje sobie bez siebie na wzajem nie radzą...
I co to za dziecko? Bo na pewno nie Nat i Marco... Za mało czasu minęło, aby urodziła o ile na pewno jest w ciąży, bo Ty czasami lubisz zaskakiwać :) Ale wiele rzeczy wskazuje na to, że Nat jest w stanie błogosławionym :)
Błagam Cię, nie męcz bohaterów i nas :) Dłużej nie wytrzymamy ich rozłąki :) Spraw, aby się spotkali i aby wszystko się ułożyło :)
Rozdział super! :)
Czekam na następny :)
Buziaki ;**
Genialny, fenomenalny po prostu brak mi słów aby opisać zajebistość tego rozdziału. Serdecznie pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na moment w którym Marco pozna swojego synka.
OdpowiedzUsuńTen rozdział.... po prostu niesamowity :)
OdpowiedzUsuńNiech Nat w końcu wróci...
Jeśli to dziecko Nat i Marco...
Niech Natalie jak najszybciej wróci...
Czekam na nexta i pozdrawiam :***
Niesamowity prezent od Mikołaja. <3 Rozdział jak każdy, jest mega :3
OdpowiedzUsuńTroszkę szkoda, że Natalie nie spotkała się z Marco.;3 Czyżby Nat juz urodziła? Czy może to nie była jej :/ Hmm Te i inne pytania zadręczaja mnie, niestety nie potrafie sobie sama na nie odpowiedzieć. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach znajdę odpowiedź. <3 Pozdrawiam :***
Mileeey ;3 xx
Boże.. Tak mi szkoda Marco. Znajduje się w okropnej sytuacji, a Natalie wcale nie ułatwia mu życia przez swoją nieobecność.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa co wymyślisz i jak zakończysz tą historię ;3
Buziaki ;*
Biedny Marco:( Nat musi mu w koncu powiedziec. On ma prawo znac prawde. Zastanawiam sie teraz czy to dziecko jest ich czy to tylko dziecko tej kolezanki a Nat tylko sie nim zajmowala:) Rozdzial jak zwykle genialny ale to juz pewnie wiesz. Kiedy next? Pozdrawiam Marta:)
OdpowiedzUsuńTak bardzo szkoda mi Marco... Niech Nat wróci i go pocieszy! :D Rozdział jak zawsze świetny, bosko piszesz! Masz maga talent! :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3 Zapraszam do mnie :3 http://new-life-with-hope.blogspot.com/2014/12/rozdzia-iii-zguba-znaleziona.html