poniedziałek, 29 grudnia 2014

Małe ogłoszenie ;)

Otóż historia głównych bohaterów dobiega końca, co pewnie potwierdzi epilog, który mam w zamiarze dodać niebawem- nie podam dokładnej liczby rozdziałów do końca, ale zakończenie nastąpi w niedalekiej przyszłości.
Teraz druga kwestia...Otóż czytam Wasze komentarze typu 
" Chętnie przeczytałabym drugą część czy też inaczej mówiąc kontynuację..." Wiem, że związaliście się z Nat i Marco, ale ten blog w takiej formie nie będzie kontynuowany, co nie znaczy, że historia dwójki Waszych ulubionych bohaterów zakończy się wraz z epilogiem i nie poznacie dalszej części... bo poznacie :)
Cieszycie się???
To opowiadanie bowiem przejdzie w następne. O co chodzi? Otóż powstanie nowy blog, z nowym tytułem, a główny wątek nowej historii nie będzie dotyczył Natalie i Marco, ale będą wątkiem pobocznym więc śledząc nową historię poznacie również ich dalsze losy. Kim będą pierwszoplanowe i główne postacie nowego opowiadania??? Zdradzę tylko, że jednym z nich będzie przyjaciel Marco. Niestety nic więcej nie wyjawię na tym etapie. Wierzę jednak, że nowa historia Was nie tylko nie zanudzi, ale wzruszy. Będzie szczęście, które jak powszechnie wiadomo nie trwa wiecznie. Potem będzie wielkie " BUUUM" i czyjeś życie straci sens. Ktoś zniknie, a ktoś się pojawi...Pojawi się nowy sens...
Namieszałam, ale taki miałam zamiar.
Strasznie się rozpisałam. Przepraszam, że piszę w osobnym poście, ale wiem, że w ten sposób więcej osób przeczyta. Wiem, że niektórzy nie lubią czytać notek pod rozdziałem ;)
Pozdrawiam i liczę, że po zakończeniu tego opowiadania zostaniecie ze mną i będziecie śledzić losy nowych/starych bohaterów ;)

49.

Jurgen i Mario siedząc w szatni i obserwując Marco jak ten ubiera bluzę, a potem nagle jakby zamiera. Siedzi po prostu ubrany w spodnie, t-shirt, na który ma już założoną bluzę, w skarpetkach, ale bez butów i nic nie mówi. 
-Marco...- mówi Mario po czym wstaje z miejsca, które do tej pory zajmował i siada obok przyjaciela kładąc mu dłoń na ramieniu.- W porządku?- pyta.
Blondyn spogląda na niego, ale nie od razu się odzywa. Jednak w końcu z jego ust wydostają się słowa:
-Uszczypnijcie mnie, bo ja chyba śnię...- mówi skrzydłowy.- To jest sen czy Natalie faktycznie pojawiła się na stadionie z naszym synem, a teraz karmi go w Twoim biurze?- patrzy na Jurgena. Czuje jak Mario szczypie go dość mocno.- Aućććć- syczy blondyn.- Boli...
-Sam chciałeś.- stwierdza pomocnik Bawarskiej drużyny.- To nie sen Marco, to jawa. Ona za chwilę się tu zjawi więc dokończ ubieranie.
-Przecież jestem ubrany.- patrzy dziwnie na przyjaciela.
-No jesteś, ale chyba nie masz zamiaru jechać do domu w skarpetkach?- wskazuje na buty, które stoją koło ławeczki, a których blondyn jeszcze nie ubrał.
-Racja...- wzdycha skrzydłowy, a Mario i Jurgen śmieją się cicho. Chłopak wiąże buty kiedy słyszą ciche pukanie, a zaraz potem drzwi otwierają się i do środka wchodzi Natalie z synkiem w nosidełku. Mały nie śpi, ma otwarte oczka.
-Wszystko oki?- pyta blondyn kończąc wiązanie drugiego buta.
-Tak. Jest zadowolony, bo ma pełny brzuszek.- dziewczyna uśmiecha się i zerka z czułością na synka.-Jest trochę zmęczony, ale daje radę...
-Już wychodzimy.- stwierdza Marco po czym zarzuca sobie torbę na ramię, a następnie podchodzi do niej.- Wezmę go jeśli mogę?- patrzy na nią. Jej twarz rozświetla uśmiech.
-Oczywiście. 
Kiedy idą w stronę parkingu Marco z synkiem i Jurgenem idą kilka kroków przed Mario i Nat. Przyjaciel wykorzystując okazję mówi do Natalie:
-Popatrz. -wskazuje na skrzydłowego niosącego nosidełko z synem i uśmiechającego się szeroko.-Od wieków tak się nie uśmiechał. - stwierdza. 
-Wiem, zdaję sobie z tego sprawę.- przyznaje malarka.- Boję się wiesz...- dodaje.
-Rozmowy z nim?- pyta chłopak, choć doskonale wie, że właśnie o to chodzi. Widząc jak dziewczyna potakuje głową dodaje.- Nie masz czego się bać. To ten sam Marco, z którym byłaś taka szczęśliwa kilkanaście miesięcy temu, może trochę zraniony, ale wciąż ten sam. I darzący cię taką samą miłością jak wcześniej. Nie bój się. Po prostu z nim porozmawiaj, powiedz mu prawdę, po prostu. Nie bój się.- uspakaja ją.
-Dziękuję.
Chwilę później Jurgen i Mario żegnają się z przyjaciółmi i zostawiają ich samych. Blondyn stoi obok swojego samochodu, do którego zdążył już otworzyć drzwi, by zapiąć fotelik z synkiem, ale w pewnym momencie postanowił jednak zapytać Natalie.
-Zabiorę Was do mnie dobrze?- patrzy na nią.
-Nie zabrałam nic oprócz kilku rzeczy Oliego...- stwierdza cicho Natalie.
-Proszę...- Marco wypowiada to słowo prawie szeptem.- Proszę Natalie... Nie mam siły teraz jechać do ciebie. Kupię wszystko co będziesz potrzebować... Po prostu pozwól mi zabrać Was do domu...
-Dobrze.- przytakuje dziewczyna. 
***
Idzie z redakcji jest zamyślony. Odkąd Natalie wyjechała czuje się osamotniony, brakuje mu czegoś, brakuje mu jej i Olivera. Przez te kilkanaście miesięcy przyzwyczaił się do jej obecności, przywykł do tego, że ma się kim opiekować, a także czuł, iż on ma w kimś oparcie. Rozumiała go i bardzo szybko nauczyła się odczytywać jego nastrój. Często nie musiał nic mówić, wystarczyło, że wszedł do jej mieszkania, a ona spojrzała na niego i od razu wiedziała, że coś się wydarzyło, coś niekoniecznie dobrego. I miała jeszcze jedną cechę, którą w niej uwielbiał- nie wyciągała z niego co się stało za wszelką cenę. Kiedy chciał milczeć po prostu to robił, a ona była obok nie pytając. Tęskni za tym. Ta dziewczyna stała się dla niego jak siostra, której nigdy nie miał, ale chciał mieć. Wyciąga telefon z kieszeni mając zamiar wybrać jej nr, ale natychmiast przypomina sobie, iż to dziś miała zrealizować swój plan. Miała w końcu pokazać Marco, że wróciła. Rezygnuje więc, wkłada komórkę spowrotem do kieszeni po czym kieruje się w stronę pubu znajdującego się niedaleko jego mieszkania. Nie ma zamiaru się upić, ale ma ochotę się napić.
***
 Malarka ponownie jest w mieszkaniu blondyna. Po kilkunastu miesiącach znów tu jest. Dom jest taki sam jak wcześniej poza niewielkimi zmianami dodatków. Na ścianie nadal wisi ten obraz- " Angel", na ścianach są ich wspólne zdjęcia. Czuje się tak jakby nic się nie zdarzyło, jakby nigdy nie opuściła tego miejsca, jakby nie opuściła jego,a przecież to nieprawda. I kiedy on delikatnie kładzie nosidełko ze śpiącym synkiem na sofie tak, by nie spadło, ona zauważa jedno zdjęcie, którego wcześniej nie widziała. Stoi w salonie na komodzie. Przedstawia Marco trzymającego na rękach maleńką dziewczynkę. Domyśla się, że niemowlę na fotce to zmarła córeczka Marco. w tym momencie wszystko w nią uderza podwójnie. Wie doskonale, że jej było ciężko z dala od niego, samej, w dodatku noszącej jego dziecko, ale jemu musiało być o wiele, wiele gorzej ponieważ znalazł się w obcym kraju,  z Lisą, której ciąża była zagrożona, a kiedy już wydawało mu się, że to co najgorsze za nim przyszedł kolejny, najcięższy z ciosów- jego córeczka zmarła. I kiedy odwraca się i spogląda na niego napotyka jego wzrok. Jego oczy są zranione, widać w nich ból i żal, ale widać coś jeszcze... 
-Marco...- mówi cicho trzymając zdjęcie na którym jest z córeczką...
-To jest Laura...-mówi cicho skrzydłowy.- Mogłem ją przytulić...- łamie mu się głos.
-Tak mi przykro... 
-Wiem...- przyznaje mężczyzna.- Przepraszam, ale nie mam siły teraz o tym mówić...- przyznaje.- Oliver chyba jest zmęczony...- zmienia temat.
-Tak. Za moment trzeba go wykąpać.- stwierdza dziewczyna.
-Potrzebujesz czegoś? Mogę pojechać do sklepu...
-Nie ma potrzeby. Wystarczy pieluszka tetrowa i wanna. - dziewczyna odkłada ramkę ze zdjęciem.- Zajmiesz się nim, a ja bym poszła przygotować wodę?- patrzy na niego.
-Oczywiście.- mówi piłkarz biorąc na ręce małego chłopca, który obudził się z drzemki i  zaczyna się wiercić jakby nie odpowiadało mu leżenie w nosidełku. Kiedy dziecko zostaje przytulone natychmiast staje się spokojniejsze, a na twarzy Marco pojawia się lekki uśmiech. - Ktoś tu lubi się przytulać...- stwierdza całując maleńką główkę.
-Uwielbia.- przyznaje Nat.- Idę...- malarka powoli wychodzi z salonu. Jest koło schodów kiedy słyszy jak Marco ją woła.
-Nat...
-Tak?
-W mojej łazience...
Dziewczyna uśmiecha się po czym kieruje się do jego sypialni, a następnie łazienki. 
***
Choć z założenia miał się nie upijać nagle zmienił zdanie dlatego w sączy już kolejnego drinka. Nie liczy, ale zdaje sobie sprawę, że już chwilę wcześniej powinien zapłacić, wstać i opuścić lokal. Został sam nie wie czemu. Siedząc przy barze nie zauważa jak do pubu wchodzi dość wysoki mężczyzna, z krótko ostrzyżonymi ciemnymi włosami, ubrany w atramentowe jeansy oraz koszulę w kratę. Nie jest sam, ale jedynie on kieruje się w stronę baru w celu zamówienia drinków. Staje obok Ricky'ego i dopiero kiedy mówi do barmana chłopek unosi wzrok i odwraca twarz  w jego stronę. Prawie natychmiast napotyka spojrzenie piwnych oczu i wydaje mu się, że jego żołądek nagle kruczy się do maleńkich rozmiarów. Jest tak samo zaskoczony jak nowo przybyły mężczyzna:
-Ricky?- słyszy.
-Cześć.- mówi cicho ściskając mocniej szklankę z alkoholem. Zdecydowanie nie jest zadowolony z tego spotkania, choć stara się tego nie okazać.
-Miło cię widzieć.- mówi mężczyzna.
-Doprawdy?- patrzy na niego.
-Tak, choć ty pewnie nie odwdzięczysz mi się tym samym stwierdzeniem.
-Proszę daj mi spokój dobrze?- wzdycha.-Przyszedłeś po drinki więc poczekaj na nie, nie umilaj sobie czasu rozmową ze mną, nie bądź dla mnie miły, bo to zupełnie niepotrzebne... Mam ciężki okres więc po prostu daj mi spokój.- prosi.
Mężczyzna przygląda się Ricky'emu badawczo i natychmiast zauważa cienie pod jego oczami, to, iż chłopak ma zmęczoną twarz, a oczy nie błyszczą mu tak bardzo, jak to zapamiętał, choć niewątpliwie on również kiedyś przyczynił się do  tego, że straciły blask.
-Dobrze. Przepraszam.- mówi po czym zabiera drinki podane mu  przez barmana, a zaraz potem odchodzi w kierunku stolika gdzie czeka na niego jego przyjaciel. Ricky choć miał to być jego ostatni drink, po wypiciu tego decyduje się na kolejnego.
***z
Kąpiel małego przebiega bez żadnych niespodzianek. Chłopiec ewidentnie jest zachwycony leżąc w wannie z wodą. Marco bynajmniej nie przygląda się biernie kiedy Natalie delikatnie myje ciałko ich synka, ale w tym czasie podtrzymuje mu główkę. Następnie wyciąga go z wody i układa na puszystym ręczniku, którym prawie od razu go szczelnie owija. Mały kopie nóżkami i macha rączkami, co powoduje, że na twarzy piłkarza pojawia się uśmiech. 
-Jesteś fantastyczny.-komplementuje synka skrzydłowy wpatrując się w niego z zachwytem.
-Chcesz posmarować go oliwką?- mama chłopca.
-Jeśli mogę to tak.
Chwilę później dziewczyna wylewa na jego dłonie trochę tłustego płynu, a piłkarz dokładnie naciera dziecko oliwką. Potem zakłada  mu pieluszkę oraz piżamkę. Natalie obserwuje to wszystko stojąc z boku i uśmiechając się. Doskonale wiedziała bowiem jak Marco kocha dzieci, niejednokrotnie przekonała się jak doskonale potrafi się nimi zająć, teraz z tą samą wprawą zajmuje się ich dzieckiem. Marco bierze małego na ręce i kieruje się do sypialni. Będąc już tam słyszy dźwięk swojego telefonu komórkowego, który został w salonie. Natalie podchodzi do niego, wyciąga ręce:
-Nakarmię go, a ty idź odbierz.- mówi.
-To pewnie mama...
-Odbierz.
Kiedy ona karmi małego z dołu dobiega ją głos piłkarza. Nie słyszy co mówi, ale wie, iż jego mama na pewno zadaje mu mnóstwo pytań.
***
-Kochanie powiedz co się właściwie stało... Tata oglądał mecz, a ja wróciłam z pracy już po... Wiesz dobrze, że nie mogłam wziąć wolnego bo Theresa się rozchorowała, a jeszcze ta kostka taty...
-Mamo...
-Marco wiem, że ona wróciła, ale tata mówił... a to dziecko? Czy to prawda, że to jest nasz wnuk? Jak oni się mają? Czy jesteś z nimi?
-Mamo...
-Dlaczego nic nie mówisz synku?- zadaje mu pytanie w momencie gdy on wchodzi do swojej sypialni z telefonem przy uchu. 
-Nic nie mówię, bo nie dasz mi dojść do słowa mamusiu.- kwituje uśmiechając się. Widzi, że jego syn właśnie ssie pierś swojej mamy.- Mogę zostać?- pyta patrząc na Natalie.
-Pewnie.- uśmiecha się dziewczyna.
-Mówiłeś do mnie?- interesuje się jego mama.- Powiedz coś...
Marco siada na fotelu w rogu pokoju.
-Mamo to wszystko prawda. Natalie właśnie karmi naszego synka. Jesteśmy w domu. - mówi.
-Boże... mamy wnuka- cieszy się.- Zostałeś dziadkiem!!!- Marco słyszy radość kiedy zwraca się do jego ojca.
-Tak, a Ty babcią mamo.
-Chciałabym go zobaczyć...
-Wiem, jeśli chcecie to...
-Nie, dzisiaj nie będziemy przeszkadzać.- słyszy w oddali głos swojego taty.- Jutro ich odwiedzimy. Muszą się sobą nacieszyć, pobyć sami, wyjaśnić wiele spraw, porozmawiać szczerze. Nie potrzebują nas na głowie, poza tym teraz dziecko pójdzie spać...
-Masz rację- słyszy westchnienie mamy.- Marco...
-Tak mamo?
-Jutro zajrzymy dobrze?
-Dobrze. 
Kiedy jego mama w końcu się żegna Natalie podaje mu dziecko, by mu się odbiło. Sama udaje się do łazienki, by wziąć prysznic. Kiedy wraca ich synek śpi, a Marco leżący obok niego na łóżku wpatruje się w niego z zachwytem w oczach. Dziewczyna siada na łóżku i szepce:
-Jest taki maleńki, a przynosi tak wiele radości...
-Jest taki maleńki, ale taki idealny...- mówi cicho mężczyzna.
Nastaje cisza, która trwa dość długo. Natalie układa się po drugiej stronie łóżka. Między nimi śpi spokojnie ich mały synek. Cieszę przerywają w końcu słowa Nat:
-Przepraszam...- patrzy na niego, a on również podnosi wzrok i ich spojrzenia się krzyżują.- Tak bardzo przepraszam...- szepce. Kiedy on nic nie mówi dziewczyna dodaje.- Porozmawiaj ze mną proszę...Ja... wiem, że masz do mnie żal, iż nie powiedziałam Ci o ciąży, ale jak wyjeżdżałam to nie miałam o tym pojęcia...a potem...
-Nat...
-Przepraszam...
-Nat...-mówi Marco po czym dotyka jej dłoni.- Porozmawiajmy o tym jutro, proszę... Teraz po prostu zostańcie ze mną...- mówi cicho.
-Dobrze.- zgadza się dziewczyna.
***
W końcu płaci i ma zamiar iść do domu. Kiedy  wstaje z barowego krzesła świat zaczyna wirować więc wie, iż przesadził z alkoholem i to zdrowo. Niestety jest już za późno. Przytrzymuje się baru i na moment zamyka oczy. Kiedy ponownie je otwiera już nie ma tak mocnych zawrotów głowy dlatego podejmuje próbę wyjścia z lokalu. Małymi kroczkami kieruje się w stronę drzwi. Nie jest w stanie iść prosto, w niektórych momentach odrobinę się zatacza, ale idzie dalej. Na zewnątrz uderza w niego chłodne powietrze, jest mu zimno pomimo krążącego w jego żyłach alkoholu. Opiera się o mur po czym szczelniej zapina bluzę. Kieruje się powoli w stronę swojego mieszkania znajdującego się kilkaset metrów dalej. Jest niedaleko przejścia dla pieszych gdy ktoś łapie go za ramię:
-Ricky...
Zna ten głos, ale wcale nie cieszy się z tego, że musi go słyszeć ponownie. Strąca dłoń ze swojego ramienia. 
-Czego chcesz?- pyta dość pstro.
-Odprowadzę cię do domu, jesteś pijany...
-Nie na tyle bym zapomniał jak się chodzi...- warczy nie patrząc na mężczyznę.
-Po prostu odprowadzę cię i upewnię, że jesteś bezpieczny. Nie chcę niczego więcej. 
Światło się zmienia dlatego Ricky zaczyna iść ana drugą stronę ulicy. Wie, że jego były przyjaciel idzie za nim. Marzy o tym, by znaleźć się już pod kamienicą. Kilka minut później jest na miejscu. Odwraca się i napotyka spojrzenie piwnych oczu:
-Możesz być spokojny. Spełniłeś swój obowiązek i upewniłeś się, że dotrę. Tak więc jestem. Możesz już iść. Dobranoc.
-Jeszcze nie dotarłeś do mieszkania. Możesz spaść ze schodów... Odprowadzę cię na górę...
-Nie ma potrzeby...
-Jest.
Nie chce się awanturować więc nie oponuje więcej. Pod drzwiami mieszkania mówi:
-Nie zaproszę cię na herbatę...
-Nie liczę na to. Wiem, że masz do mnie żal...
-Miałem, teraz jesteś mi obojętny...- wkłada klucz do zamka, a mężczyzna stojący obok z zaskoczenia go całuje. Choć jakiś czas temu pewnie cieszyłby się z tego, to teraz nie czuje totalnie nic, no może oprócz złości. Odpycha go.- Wynoś się. Nie chcę cię widzieć, nie masz prawda się w ten sposób zachowywać.- mówi wściekły.-Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nigdy więcej mnie nie całuj, bo brzydzę się tobą. Zdradziłeś mnie, a teraz pewnie już znudziłeś się swoim partnerem i szukasz nagrody pocieszenia. Ja nią nie jestem!!!- wchodzi do mieszkania po czym zamyka drzwi. 
***

Natalie nadal leży w jego sypialni, w jego łóżku, obok ich synka. Jest przykryta kołdrą. Proponowała mu, że z małym przeniosą się do innej sypialni, bo on musi się wyspać, odpocząć po meczu, ale  nie chciał o tym słyszeć. Tłumaczyła, że Oliver budzi się w nocy, ale usłyszała jedynie krótkie " dobrze". Nie potrafiła mu odmówić widząc z jaką czułością patrzy na dziecko. Została w jego pokoju.

***
Marco rozbiera się po czym wchodzi pod prysznic. Odkręca wodę i zamyka oczy. Strumienie letniej wody spływają po jego nagim ciele. Jego mięśnie rozluźniają się. Jest zmęczony po meczu, ale i szczęśliwy. Wreszcie czuje, że szczęście się do niego uśmiecha. Okres smutku i bólu się kończy. Ma taką nadzieję. Zastanawia się jeszcze nad jednym. Nad jego relacją z Natalie. Powiedziała wprawdzie, że tęskniła za nim, że wróciła dla niego, ale dziwnie się czuje. Jednak od ich ostatniego spotkania minęło wiele miesięcy. Uczucie nie zgasło, tego jest pewien, ale muszą sobie wiele powiedzieć. Po 10 minutach wychodzi z kabiny. Wyciera swoje ciało, a potem ubiera bieliznę. Jako, że nie zabrał z garderoby koszulki wychodzi wycierając ręcznikiem włosy i maszeruje po koszulkę. Natalie zasypia, ale jak słyszy jego kroki podnosi głowę. Widzi jego umięśniony tors. Zauważa, że schudł. Zawsze był szczupły, ale w tym momencie jest jeszcze szczuplejszy niż wtedy kiedy go poznała. Po chwili Marco wraca już w koszulce. Idzie jeszcze na moment do łazienki podsuszyć włosy. Nie chce zmoczyć nimi poduszki. W końcu jednak kładzie się po prawej stronie łóżka. Natalie już smacznie śpi, jego synek również. Całuje ją w czoło i jego też po czym przykrywa się drugą kołdrą. Wpada jeszcze na pewien pomysł. Wyciąga komórkę i robi im zdjęcie. Wysyła go do Mario z podpisem " Tak wygląda szczęście".  Kiedy Gotze odczytuje mms- a i podpis uśmiecha się serdecznie. Już wie, że nareszcie będzie mógł przestać się o niego martwić. Jego brat w końcu jest na prostej .

***

W nocy budzi go kwilenie Oliego. Otwiera oczy. Jest zaspany. Przeciera oczy i spogląda na zegarek stojący koło łóżka. Wskazuje 00:14. Natalie właśnie zapina małemu śpioszki. Spogląda na niego i delikatnie się uśmiecha:
-Mówiłam, że cię obudzi- stwierdza cicho.
On podnosi się i opiera na łokciu. Patrzy na nich. Czyli to jednak mu się nie śniło:
-Pomóc ci? - pyta
-No chyba, że go nakarmisz Marco. - śmieje się Nat.
-Chciałbym, ale niestety ten przywilej przypadł kobietom- mówi po czym się przeciąga.
-Śpij. Teraz pośpi już do 5:00 może 6:00 rano.
-Nie przeszkadza mi to. Może mnie budzić.
-Lepiej nie. W końcu ja też chcę odpocząć, a nie ciągle go karmić.- kwituje dziewczyna.
-No tak- blondyn patrzy na nią. Mały już je. Ma otwarte oczka. Znów staje mu gula w gardle. Znów czuje jak jego oczy robią się wilgotne. Natalie zauważa to, że wzrusza się jak patrzy na ich dziecko. Po chwili słyszy:
-To najpiękniejszy widok jaki w życiu widziałem. Dziękuję Nat.- mówi cicho.
Dziewczyna wyciąga dłoń i delikatnie gładzi jego policzek. Blondyn łapie ją i składa pocałunek na wewnętrznej stronie. Po ciele kobiety przebiega dreszcz. Nie czuła tego od rozstania z nim. Teraz znów tego doświadcza.

***


Marco powoli otwiera oczy. Rozgląda się po sypialni. Jest zupełnie sam. W pokoju nie ma ani Natalie ani dziecka. Szybko wstaje. Nie ubiera się tylko w samych bokserkach i koszulce leci na dół. Zagląda do kuchni, ale nie ma tam nikogo, potem do salonu. Również jest pusty. Dostrzega uchylone drzwi na taras. Podchodzi, otwiera je i staje w progu. Patrzy na Natalie, która leży na leżaku ubrana jedynie w jego koszulkę i jego bawełniane, popielate spodenki, a mały leży sobie w pozycji półleżącej w foteliku. Podchodzi do nich, kuca przy dziecku i nachylając się całuje je delikatnie w malutką stópkę. Natalie patrzy na tę scenę:
-Nie zdążyłeś się ubrać.- zauważa.- Może byś tak założył jakieś spodnie co? - mruga.
-Myślałem, że zniknęliście. Nie myślałem o ubieraniu jak biegłem na dół. Poza tym nie jest tak źle- nie jestem nago...
-Jeszcze by tego brakowało...- uśmiecha się malarka.
-Moje nagie ciało nie byłoby dla ciebie chyba nowością.- spogląda na nią, a ona lekko się rumieni. Marco unosi dłoń i delikatnie gładzi jej policzek- Nat...
-Dla mnie nie byłoby, ale dla sąsiadów pewnie tak. No chyba, że normalnie biegasz w bieliźnie po ogrodzie, albo bez ...- patrzy na niego.
-Codziennie - śmieje się. Przysuwa się do niej bardzo blisko i z uśmiechem dodaje - Pewne rzeczy były i nadal są zarezerwowane tylko i wyłącznie dla ciebie. I będą.- stwierdza.
Chłopak zbliża swoją twarz do jej twarzy. Natalie wie, że Marco chce ją pocałować. Ona też tego pragnie. Kilka sekund później czuje jego usta na swoich. Najpierw pocałunek jest delikatny, ale po chwili piłkarz go pogłębia. Palce prawej dłoni wsuwa we włosy dziewczyny, a ona obejmuje  go rękoma. Ich języki tańczą miłosny taniec, oddechy stają się szybsze, a serca biją dużo mocniej niż normalnie. Tę chwilę przerywają dwa głośne kichnięcia ich synka. Oboje odrywają się od siebie, ale nie odsuwają. Patrzą na Olivera, który w tym momencie trze rączką nosek. Na ich ustach goszczą uśmiechy:
-Oli ładnie to tak przerywać rodzicom?- mówi blondyn po czym wtula twarz we włosy dziewczyny- Powiedz, że już nigdy mnie nie zostawisz...- szepcze
- Umrę bez was...- dodaje . Natalie odsuwa się i patrzy mu w oczy. Wie, że czas, żeby jej opowiedział o miesiącach spędzonych osobno. O Lisie i córeczce, której śmierć złamała mu serce. Dziewczyna widzi, że Mario miał rację. Marco nie jest w zbyt dobrym stanie, choć z zewnątrz tego nie widać. W odpowiedzi całuje go lekko w usta i mówi:
-Zostanę jeśli zechcesz...
-Chcę...
***
Postanowiłam wrzucić coś przed Nowym Rokiem więc jestem z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :)
Trochę musieliście czekać na te chwilę prawda? Było smutno, ale teraz Marco i Natalie znów są blisko siebie, choć wielu rzeczy sobie jeszcze nie wytłumaczyli. Czyż mały Oliver nie jest idealnym owocem ich miłości?
Jest. On dodatkowo scala ten związek. Sielanka prawda???
Opowiadanie się kończy. Będziecie tęsknić? Chcielibyście kontynuację? Piszcie. Wasze opinie są bardzo, ale to bardzo ważne. Na pewno rozważę sugestie, choć niczego nie obiecuję... Mam pewien pomysł, ale jeszcze nie wiem czy zostanie zrealizowany. Pozdrawiam i jeszcze raz życzę Wam wszelkiego dobra w Nowym Roku!!! No i udanej zabawy w Sylwestra. Ja idę na bal i zamierzam godnie przywitać Nowy Rok z moją drugą połową :)


środa, 24 grudnia 2014


 Niech blask Chrystusowego światła opromienia Wasze życie, wnosząc w nie pokój i radość,
 a Boża Dziecina obdarza Was potrzebnymi łaskami.
Wesołych Świąt i wszelkiego dobra w Nowym Roku.

48.

Słucha swojej ulubionej playlisty znajdującej się na karcie pamięci w jego telefonie. Kiedy ma już ściągnąć słuchawki zauważa nagranie, którego dawno nie słuchał. Właściwie nie miał pojęcia, że ma je tutaj. Kiedy włącza play w jego uszach rozbrzmiewają dźwięki jej głosu. Pamięta jak śpiewała malując obraz. Nagrał ją wtedy. Natalie bowiem nie tylko przepięknie malowała, miała również bardzo ładny głos. I w tym momencie pomyślał, jak wiele by dał, by znów móc go usłyszeć.  ***

Jest wzruszony wychodząc na murawę SIP. W momencie gdy jego nazwisko jest krzyczane przez tysiące kibiców znów to czuje. Czuje dumę, iż może znów być częścią tego klubu, tego zespołu, tej społeczności, tego miasta. Do Dortmund kocha całym sercem, a mury klubu są mu drugim domem, miejscem gdzie jego serce bije mocniej. Patrząc na uradowane twarze kibiców, stojąc pod żółto- czarnym murem czuje radość, bo wie, iż wrócił na swoje miejsce. Ten klub bowiem zrobił z niego piłkarza, ukształtował go, ale i wychował. Odchodząc wiedział, że nigdzie nie będzie czuł się tak fantastycznie jak na SIP, więc teraz, kiedy znów tu jest wierzy, iż wszystko co złe ma za sobą. I choć niektóre rany pewnie nigdy się nie zabliźnią, chce spróbować z nimi żyć. Pragnie od nowa poukładać swój świat. Ma nadzieję zacząć to robić właśnie od tego popołudnia.
***
To dla niej dziwne uczucie znów być na Signal Iduna Park. Dziwne, gdyż od ostatniego razu minęło kilkanaście miesięcy, ale z drugiej strony ekscytujące, ponieważ ma wiele fantastycznych wspomnień związanych z tym miejscem. I ma nadzieję, że tego dnia magia stadionu zadziała i jedna, najważniejsza dla niej osoba, w końcu przekona się, iż obietnica wypisana na końcu pewnego listu, nie była bez pokrycia. Bo przecież ona zawsze dotrzymuje obietnic...
***
Niedługo mają wychodzić na murawę więc stara się być skupiony. Z drugiej strony słysząc wiwaty kibiców domyśla się, iż witają  jego przyjaciela. Bo to właśnie tego popołudnia, przed meczem zaplanowano powitanie Marco. I wie, że to przywitanie jest dla niego i dla fanów BvB bardzo emocjonujące. Nie miał czasu z nim porozmawiać. Ma nadzieję, że będzie po temu okazja, ba, on to wie. Słyszy dźwięk dochodzący z jego bluzy. Kiedy wyciąga telefon, odblokowuje go po czym czyta treść wiadomości:
" Dałeś płytę do odtworzenia?"
Odpisuje szybko ponieważ za moment mają wejść na murawę.
" Dałem. Nie wiem co wymyśliłaś, ale wiem, że Marco w końcu będzie szczęśliwy. Z nim jest naprawdę źle, choć na zewnątrz tego nie widać. Nie zostawiaj go już więcej proszę..."
Moment później dostaje wiadomość zwrotną.
" Wróciłam i zostanę jeśli on zechce."
***
Dzień dobry.- mówi do znajomego mężczyzny, który właśnie do niej podszedł poproszony przez jednego z porządkowych.
-Cześć.- na jego twarzy maluje się uśmiech, po czym wita się z nią przytulając do siebie.- Dobrze Cię znów widzieć Natalie.- uśmiecha się jeszcze bardziej, po czym jego wzrok zatrzymuje się na dziecku śpiącym w nosidełku.- A kim jest ten przystojniak?- pyta, choć podświadomie zna odpowiedź.
-To Oliver, kolejny wychowanek Borussi, jeśli  pójdzie w ślady taty.- tłumaczy malarka.- Oczywiście za kilka lat.- dodaje.
Na twarzy trenera pojawia się jeszcze większy uśmiech, bo wie, iż jego przypuszczenia są słuszne i właśnie patrzy na Reusa Juniora. Nie chce pytać, nie musi. Przytula do siebie dziewczynę i mówi:
-Dobrze, że jesteście. On Was potrzebuje...
-My jego też...
***
Nie ma za złe trenerowi, że nie gra od pierwszej minuty meczu. Wie dobrze, że jego forma i dyspozycja pozostawia wiele do życzenia. Poza tym nie mógł przepracować odpowiednio okresu przygotowawczego ponieważ decyzja o wypożyczeniu przeciągała się, potem miał problemy z Lisą. Wrócił do Dortmundu niewiele przed rozpoczęciem sezonu, nie miał właściwie wakacji w tym roku, ale nie przejmuje się tym zbytnio. Nie to jest najważniejsze. Jakiś czas temu obiecał sobie, że zrobi coś dla siebie, bo do tej pory miał przede wszystkim wzgląd na innych, a powrót do formy w tym momencie jest priorytetem. Piłka zawsze była i pozostanie dla niego ważna, może nie najważniejsza, od pewnej deszczowej nocy był ktoś znacznie ważniejszy, ale prawda jest taka, że żyje piłką. Ma zamiar nadal realizować się na tym szczeblu, rozwijać się, doskonalić swoje umiejętności, a przede wszystkim odnaleźć dawnego Marco, który swoją determinacją, wolą wali, umiejętnościami dostarczał wiele wzruszeń kibicom. Obserwując mecz z ławki rezerwowych nie czuje się bardzo dziwnie, przywykł do tego będąc w Madrycie, choć na tym stadionie, przed tą publicznością rzadko zajmował miejsce na tej ławce. Praktycznie za każdym razem był na murawie od pierwszej minuty, nie raz biegając przez pełne 90 minut, wylewając hektolitry potu. Teraz musi przywyknąć do tego,  iż czeka go wiele pracy, by mógł znaleźć się w podstawowej jedenastce. Przyjmuje tę sytuację z pokorą. Zawsze był dość opanowany, ale wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, iż stał się jeszcze bardziej spokojny, co nie znaczy, że jest mniej zdeterminowany, aby szybko zmienić tę sytuację. W pierwszej połowie jego zespołowi udaje się strzelić bramkę, ale chwilę po tym rywale robią to samo i kiedy rozbrzmiewa gwizdek sędziego wynik na tablicy wygląda następująco  1:1.  Po przerwie Jurgen wpuszcza na boisko ten sam skład, ale wyraźnie informuje go, iż ma się rozgrzać. Marco wykonuje polecenie trenerai już w 60 minucie spotkania wchodzi na boisko wymieniając kolegę. Od pierwszej minuty daje z siebie wszystko. Stara się, dwoi się i troi, by dać z siebie 200%. Biegając po murawie nie myśli o tym, co na co dzień go przytłacza, tam piłka jest najważniejsza, nie liczy się nic, poza nią. Tam wszystko znika, odchodzi, zamazuje się. Tam liczy się zaangażowanie, umiejętności i trafne decyzje. A te Marco umie podejmować błyskawicznie, bo już po 3 minutach spędzonych na boisku może asystować przy golu swojego przyjaciela Pierre. Niestety bramka nie zostaje uznana, gdyż sędzia boczny uznaje, iż Auba był na pozycji spalonej. Choć nie udaje się tym razem, ta sytuacja go buduje. Bo przecież czuje, iż jest silny, że może w końcu pokazać dawnego siebie. Tu na tym stadionie, wśród tych piłkarzy i kibiców nie jest słaby. Ten stadion ma  w sobie coś, co nie do końca można wytłumaczyć. W Madrycie tego nie czuł, choć tam również byli wspaniali kibice, jednak SIP ma w sobie magię, ma moc, którą można poczuć na boisku. I on ją czuje. Czuje wsparcie kibiców, wie, że czekali, że liczyli na niego, a on nie ma zamiaru ich zawieść. Nie dziś i nie w przyszłości. Udowadnia to w 71 minucie spotkania, kiedy to biegnąc przez kilkanaście metrów, mijając dwóch obrońców podaje do Auby licząc, że tym razem Gabończyk umieści ją w siatce szczęśliwie. Niestety Pierre zaraz po podaniu zostaje otoczony niejako obrońcami i podejmuje trafną decyzję ściągając ich bardziej na skrzydło, po czym podaje płasko do wbiegającego blondyna, a on ślizgiem umieszcza piłkę w bramce. I wtedy triumfuje. I wtedy naprawdę czuje, że wszystko się ułoży. I wtedy czuje, że wrócił. I w tym momencie wie, że ma coś ważnego do zrobienia w tym klubie. Cieszy się skacząc wysoko, a potem formuje serce z palców kierując je w stronę kibiców, by następnie poczuć jak jego koledzy obejmują go, gratulując zdobytej bramki. To nie jedyny moment tego popołudnia gdy zaznacza, iż wrócił. W 85 minucie asystuje przy kolejnym golu. Jego zespół zwycięża 3:1 nad Bayernem i wszyscy się cieszę, a jemu uśmiech nie schodzi z twarzy, a pojawia się jeszcze większy, gdy Mario podchodzi, by go uścisnąć. jego przyjaciel, choć jest w przegranej drużynie, nie umie się smucić. Zobaczył bowiem właśnie, jak Marco w swoim stylu wywalczył dla BvB wygraną. Nie sam, ale miał w tym ogromny udział. Mario jest z niego dumny. Jest dumny również z tego, iż na twarzy blondyna gości uśmiech, którego nie oglądał od bardzo dawna kiedy rozmawiali przez skype. I naprawdę przytula go dłużej niż inni. Poza tym Marco jeszcze tego nie wie, ale tego wieczoru będzie miał jeszcze jeden, a właściwie dwa powody do uśmiechu. I to niebawem... 
***
Dziewczyna niecierpliwi się ponieważ Mario miał przyjść zaraz po zakończeniu meczu. W końcu zjawia się. Widząc ją na jego twarzy maluje się uśmiech, ale zaraz potem zaskoczenie:
-Tak się cieszę, że jesteś Nat...- mówi.- A kim...- nie dokańcza pytania, bo dziewczyna całuje go jedynie w policzek, daje mu dziecko na ręce, po czym mówi.
-Wyjdź proszę z nim za chwilę. Nie chcę teraz go brać, bo może się przestraszyć, jest zamieszanie. Przepraszam, muszę biec...- i już jej nie ma, a on zostaje z małym chłopcem na rękach, ubranym w miniaturkę stroju Borussi z nr 11. I pewna myśl uderza go mocno...
-Nie może być...- szepce...
***
Kibice z innych sektorów już się rozchodzą po tym jak zawodnicy podziękowali im za doping. Drużyna jeszcze jak zwykle siada na murawie przed Trybuną Południową gdzie kibice wiwatują na ich cześć. To taki trochę ich rytuał. Zawodnicy są zadowoleni, nie śpieszy im się by zejść więc najpierw tańczą, skaczą, a potem już siedzą. Wiwaty nie cichną od razu gdy słychać pierwsze nuty utworu, dopiero po chwili gdy kobiecy delikatny głos rozbrzmiewa w głośnikach, a na dużym telebimie znajdującym się w rogu zaczynają wyświetlać się zdjęcia.
https://www.youtube.com/watch?v=rtOvBOTyX00
Stadion cichnie, a Marco może przysiąc, że zna ten głos. I zdecydowanie nie jest to Christina Perri. Patrzy tam gdzie wszyscy- na telebim. Zna te zdjęcia, które ukazują się na ekranie i choć na żadnym z nich nie widać twarzy to jest pewien, iż takie same ma w swoim laptopie. Na niektórych z nich sam uwiecznił Natalie siedzącą i wpatrującą się w zachód słońca. Nie widać jej twarzy, bo zrobił zdjęcie stojąc za jej plecami, ale to ona. Na innym są ślady stóp, a potem duże serce narysowane na piasku, kolejne przedstawia dwie złączone dłonie. Są jeszcze inne, ale każde jest częścią ich historii, wspólnej drogi. Wreszcie w którymś momencie znów pojawiają się dwie złączone dłonie, ale z obrączkami na palcach. Są identyczne. Następne przedstawia obrączkę z bliska, a właściwie przybliżony napis wygrawerowany od wewnętrznej strony " Obietnica" i w tym momencie nie ma wątpliwości, kto to przygotował. Wstaje i rozgląda się, ma zamiar jej poszukać, chce ją znaleźć jednak pozostaje w miejscu ponieważ jego uwagę przykuwa zdjęcie małej dłoni trzymającej małą stópkę. Jest to stópka dziecka, a na palcu tej dłoni jest obrączka. Ta obrączka. Na kolejnym widać dwie dłonie- małą i dużą. I pod tym zdjęciem pojawia się napis " Obietnica". Wszyscy słyszą jeszcze ostatnie nuty piosenki, a on się rozgląda. To Jurgen obejmując go ramieniem wskazuje mu gdzie jest dziewczyna. Marco widzi ją idącą w jego stronę. Jest bardzo zaskoczony tym co się właśnie dzieje, ale również zaczyna iść. I spotykają się po chwili, obydwoje zatrzymują się i stoją kilka sekund nie wykonując żadnego ruchu. Potem piłkarz przytula ją do siebie i żadne z nich nie jest w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa więc milczą i wystarcza im tylko bliskość ciał. Natalie stoi wciśnięta w ramiona blondyna, a on tuli ją mocno do siebie, jakby się bał, że mu ucieknie, wtulając twarz w jej włosy. I jedyne co czuje w tym momencie to szczęście, którego, gdyby ktoś zapytał, nie byłby w stanie nawet opisać. Bo choć wierzył w jej słowa wypisane w liście, to nie spodziewał się tego spotkania właśnie w tym dniu, choć z drugiej strony wie, iż dziewczyna była zawsze blisko, kiedy jej potrzebował, była w najważniejszych i najcięższych momentach jego życia. Nie wiedzą ile trwają w uścisku, żadne z nich nie chce wypuścić drugiego ze swoich ramion do momentu gdy wzroku Marco nie przyciąga jego przyjaciel, który pojawił się przed momentem i stanął obok nich z małym dzieckiem na rękach. Blondyn wpatruje się w maleństwo, które ma na sobie niemowlęcy strój BvB. Natalie odsuwa się delikatnie od niego i zauważa Mario. A chwilkę później bierze na ręce małego i mówi do swojego ukochanego, który jak widzi jest bardzo zaskoczony:
-Muszę ci kogoś przedstawić Marco.- patrzy na niego.- To jest Oli- nasz synek.- mówi niezbyt głośno, ale na tyle, że on słyszy. Patrzy na nią z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy i znów patrzy na małego chłopca, którego dziewczyna trzyma w ramionach. Po jego policzku spływa łza, a zaraz potem następna. Nie może uwierzyć w to co się dzieje, jest zdezorientowany, ale z drugiej strony rozpiera go szczęście, bo wróciła, bo jest obok, a w dodatku powiedziała... w tym momencie docierają do niego słowa, które Natalie powiedziała chwilkę wcześniej. Wyciąga dłonie, a ona podaje mu dziecko. I tyle mu wystarczy, by emocje wzięły górę i jego policzki robią się mokre. W jego głowie rodzi się tak wiele pytań, ale wzruszenie nie pozwala mu wypowiedzieć ani jednego. Potem wszystko dzieje się szybko, koledzy, który ich otaczają gratulują mu i cieszą się z nim. Natalie patrzy na Mario:
-Mario czy mi się wydaje czy jesteś wzruszony?- uśmiecha się wycierając łzy.
-Lepiej powiedz kto nie jest.- mówi do niej po czym obejmuje ją i przytula.- Nigdy więcej nie rób takich numerów, nie znikaj. To było trudne... choć to zbyt małe słowo. Nie wyobrażasz sobie co on robił...
-Wyobrażam sobie...
-No tak... przepraszam.- mówi.- Dobrze, że jesteście. Gratuluję. Jest cudny.
-Dziękuję. Dziękuję, za wszystko... że byłeś przy nim...
Słyszą kwilenie dziecka więc odsuwają się od siebie, a Marco robi kilka kroków i tuląc do siebie dziecko mówi:
-Nie wiem dlaczego płacze.- patrzy na Nat.
-Jest głodny. Musimy stąd iść. Muszę go nakarmić.
Więc idą. I kiedy Natalie karmi małego w jednym z pomieszczeń, wszyscy piłkarze w szatni odświeżają się, ubierają po czym jadą do domu. Marco właściwie jest ostatni.
***
Hmm... Jestem ciekawa czy to co wymyśliłam powyżej podoba się Wam? Zbyt dziwne i banalne? Piszcie. Naprawdę zżera mnie ciekawość. Na początku miałam inny pomysł na zakończenie tego bloga, ale potem wpadłam na ten. Generalnie w tym miejscu, według mojego pierwszego pomysłu, tylko w nieco innych okolicznościach, historia Natalie i Marco miała się zakończyć, ale zmieniłam sposób w jaki się spotkali więc to jeszcze nie koniec, choć prawie koniec. Związaliście się z tą historią??? Komentujcie, piszcie, ja na pewno z chęcią poczytam. Pozdrawiam serdecznie :)


 

czwartek, 18 grudnia 2014

47.

Rozdział z dedykacją dla cierpliwych :)
***
Na stoliku leży telefon Marco. Lisa akurat pisze maila siedząc przed  laptopem. W pewnym momencie telefon wibruje. Dziewczyna mimowolnie zerka na niego. Po chwili bierze go w dłoń i odblokowuje. Choć wcześniej tego nie robiła, tym razem otwiera folder z wiadomościami. Kiedy widzi kto napisał do piłkarza natychmiast usuwa wiadomość. Odkłada telefon na miejsce, po czym do salonu wchodzi Marco:
-Gdzie jest mój telefon?- pyta trzymając torbę na ramieniu.
-Tutaj sobie leży.- wskazuje na stolik po czym bierze go do ręki i podaje piłkarzowi.- Nie wracaj zbyt późno co?- patrzy na niego.
-Przecież nie idę na imprezę tylko na basen.- mówi.- Na razie.
-Pa.
Wychodzi z mieszkania nieświadomy tego, że gdzieś pewna kobieta właśnie w tym momencie spogląda na telefon i czeka na dwa słowa, które spodziewa się przeczytać w sms-ie zwrotnym. Nic takiego jednak się nie dzieje. I to w nią uderza.
***
Spogląda na telefon co chwilę i czeka. Niestety upragniona wiadomość zwrotna nie nadchodzi. Przez moment zastanawia się czy nie zadzwonić, ale kiedy spogląda na zegarek stwierdza, że jest późno. Odkłada telefon na szafkę po czym próbuje zasnąć. Sen jednak nie nadchodzi.
***
W dzień imprezy klubowej Natalie wybiera nr Marco. Biła się z myślami długi czas, ale w końcu zadecydowała, iż zadzwoni. I trzymając telefon przy uchu ma nadzieję, że usłyszy głos Marco. Tak się jednak nie dzieje. Zamiast ciepłego, męskiego głosu blondyna słyszy słowa Lisy:
-Cześć. Nie rozumiem po co dzwonisz?- pyta dziewczyna.- Nie dasz mu spokoju co?
-Cześć Liso.- mówi malarka.
-Po co dzwonisz? Daj nam spokój!!!
-Nie wiem dlaczego jesteś taka niemiła. Ja... Tak bardzo mi przykro z powodu Laury...
-Nie wiem czy ci przykro. Masz teraz wolną drogę prawda?
-O czym mówisz? Nie chciałam, by Laura zmarła.
-Jasne. Nie dzwoń więcej. Daj mu spokój.
-Dlaczego odbierasz połączenia przychodzące do niego?
-Nie rozumiem. To normalne. Mieszkamy razem, on wyszedł, zostawił telefon więc odebrałam. Pewnie bym tego nie zrobiła gdyby nie okazało się, że to ty dzwonisz.
-Oczywiście nie przekażesz mu, że dzwoniłam prawda?
-Nie przekażę.  Powoli zapomina o tobie. zapomina dzięki mnie. Staram się jak mogę, żeby nie myślał o Tobie za często. Poza tym trzeba mieć naprawdę tupet, aby dzwonić kilka miesięcy po pogrzebie naszej córki. Nie potrafisz nawet uszanować czasu żałoby. On powinien być teraz ze mną, powinniśmy się wspierać, a ty powinnaś to zaakceptować. Ale ty  myślisz o sobie i oczywiście masz to gdzieś.- stwierdza Lisa.
-Jak możesz tak mówić? Doprowadziłaś do tego, że wyjechałam. Usunęłam się. I teraz mi wmawiasz, iż myślę o sobie? Nie szanuję czasu żałoby? A dlaczego niby dopiero teraz dzwonię? Mogłam to zrobić po pogrzebie, mogłam każdego dnia później. I chciałam, ale postanowiłam dać Ci czas. Nie chciałam, byś dodatkowo cierpiała przez to, że znów się pojawiłam w waszym życiu, byś powiedziała, iż wykorzystałam śmierć waszego dziecka, by znów być w życiu Marco. Potem dowiedziałam się o tym co chciałaś zrobić i znów postanowiłam poczekać. Z nas dwóch to ty jesteś egoistką!!! To ty nie uszanowałaś tego, że Marco kocha mnie tej nocy i wykorzystałaś sytuację, że był pijany. To ty urządzałaś sztuczne sceny histerii i zazdrości, by czuł się winny i został w domu. Wtedy nie przejmowałaś się faktem, iż to szkodzi dziecku. Naginałaś fakty tak jak ci się podobało. Wykorzystywałaś  chorobę dziecka, choć wcale to nie było potrzebne. On i tak by się tobą opiekował, a ja nie miałam nic przeciwko. Jeśli któraś z nas jest nieczułą egoistką to właśnie ty!!!
-Nie chcę z tobą rozmawiać!
Natalie kilka sekund potem słyszy dźwięk rozłączonego połączenia. Powiedziała dużo, za dużo, ale nie żałuje.
***
Biorąc prysznic zastanawia się nad tym czy klub  zgodzi się na wypożyczenie. Ostateczna decyzja nie zapadła i nie zanosi się na to, by miała zapaść niebawem, bowiem władze chcą dać mu szansę. Z jednej strony jest to pozytywne, ponieważ widzą w nim potencjał, ale z drugiej on najchętniej wróciłby do domu, do rodziny, do miasta, które kocha oraz do klubu dla którego bije jego serce. Bo to SIP jest jego drugim domem. Zawsze tak czuł, ale rozłąka dodatkowo to potwierdziła. I marzy o tym, by w nowym sezonie wybiec na murawę w trykocie BvB.
Kilkanaście minut później kiedy stoi ubrany w spodnie od garnituru zapinając po kolei guziki koszuli słyszy pukanie do drzwi łazienki:
-Marco nie zabrałam mojego pudru i tuszu. Możesz otworzyć?- pyta Lisa stojąc pod drzwiami. Chłopak przekręca klucz więc po chwili dziewczyna jest już w łazience. Na jego widok uśmiecha się, po czym zaczyna zapinać mu guziki.
-Nie musisz mi pomagać, poradzę sobie.- sugeruje delikatnie blondyn.
-Ale ja chcę.- patrzy na niego przez moment.- Wyglądasz naprawdę sexy i ładnie pachniesz... To ta nowa perfuma, którą ci dałam?- pyta.
-To nowy zapach Hugo Bossa.- mówi.
-Naprawdę mi się podoba.- nachyla się odrobinę. Jest blisko Marco, dla niego za blisko.- Pasują do ciebie.- podnosi wzrok i patrzy mu w oczy przygryzając lekko dolną wargę. Kiedy dziewczyna staje na palcach i ma zamiar go pocałować chłopak robi pół kroku do tyłu. Widzi rozczarowanie  w jej oczach, ale naprawdę nie ma ochoty na pocałunki z Lisą. Dziewczyna patrzy na niego:
-Naruszyłam twoją przestrzeń osobistą...
-Przepraszam.- mówi jedynie piłkarz po czym wychodzi z łazienki. A ona zostaje i zastanawia się co ma zrobić, żeby Marco dał jej szansę.
***
Kiedy on jest na imprezie klubowej z Lisą u boku, ona spędza wieczór z Rickym. Mały Oli śpi w łóżeczku, a oni siedzą na kanapie- chłopak popija wino, a Natalie jedynie herbatę. 
-Kiedy wyjedziecie będę tęsknił.- wyznaje chłopak.
-My też będziemy tęsknić.- mówi dziewczyna.- Bardzo. Szczerze to nie wyobrażam sobie jak będzie wyglądać nasze życie bez ciebie Ricky.
-Będziesz w gronie przyjaciół. Ja nie będę już potrzebny.- stwierdza chłopak upijając łyk wina.
-Bzdury mówisz. Wiesz dobrze, że najchętniej zabrałabym Cię ze sobą. - spogląda na niego. Wie dobrze, że powrót do Dortmundu jest trudnym tematem dla przyjaciela, nawet po kilku latach od wyjazdu.
-Kiedyś może przylecę w odwiedziny, ale nie wrócę na stałe. Teraz tu jest mój dom. Mieszkam tu kilka lat. Mam pracę, perspektywy, znajomych.
-Ale tam masz rodzinę...
-Nie mam rodziny Natalie. Wiesz... moi przyjaciele są mi bliżsi niż mój ojciec czy matka. Oni mnie akceptują, nie oceniają, nie odrzucają. Dla nich liczy się to jaki jestem, a nie to z kim jestem związany.
-Minęło kilka lat. Na pewno wszystko się zmieniło. Zmieniło się ich spojrzenie, postrzeganie.
-Tego nie wiem.
-I nie będziesz wiedział dopóki się nie przekonasz. 
-Nat... ja chyba nie chcę się przekonać. Nie chcę się rozczarować. On... mój ojciec mnie odrzucił, a moja mama... Ona... nie zrobiła nic. Wiesz jak się wtedy czułem? Wyzywał mnie, mówił, że się mnie wstydzi. Padło wiele przykrych słów, które raniły mnie jak brzytwy. A potem kazał mi się wynosić i powiedział, żebym zapomniał, iż jest moim ojcem... 
-Minęło wiele lat. Teraz może myśleć zupełnie inaczej...
-Nie sądzę. Myślisz, że zapomniał o tym, że byłem związany z mężczyzną? Raczej nie. Myślisz, że nagle zaakceptuje to, że jestem biseksualny? Wątpię. On nawet nie chciał wtedy słuchać, nie dał mi wytłumaczyć. Nie chciał wiedzieć co czuję, wyzywał nas, a te słowa raniły. I zawsze już będę je słyszał w głowie.- mówi, a na jego twarzy rysuje się grymas bólu. On cierpi mówiąc o tym, i malarka doskonale to widzi.
-Hej.- Natalie łapie jego dłoń i splata palce z jego palcami.- Poproszę mały uśmiech. Przecież nie jesteś sam. Masz przyjaciół Ricky. Osoby, które nie myślą tokiem myślenia twojego ojca, które akceptują cię takim, jaki jesteś, a jesteś wspaniałą, ciepłą, troskliwą i bezinteresowną osobą. 
-I samotną.- dodał chłopak.- Wiesz... byłem strasznie samotny zanim cię poznałem. Potem pojawiłaś się ty i moje zmartwienia zeszły na dalszy plan. Poza tym miałem mniej wolnego czasu na użalaniem się nad swoim życiem. - patrzy na nią.
-Bo ciągle prosiłam cię o pomoc...- uśmiecha się Natalie.
-Tak. Poczułem się potrzebny. Bo widzisz mam wielu znajomych, przyjaciół,ale każdy z nich ma swoje rodziny, sprawy rodzinne. Ja takich nie mam, bo nie mam rodziny i...-przerywa.- Wiesz... przez te kilkanaście miesięcy stałaś się mi bardzo bliska. - patrzy na nią.- Ja cię kocham Natalie... Naprawdę.- wyznaje, a ona zamiera na moment. Wyraz jego twarzy jest poważny. Nie wie co ma powiedzieć. Otwiera usta, ale on delikatnie dotyka ich palcami po czym mówi.- Spokojnie. Nie taką miłość mam na myśli. Kocham Cię jak siostrę, jak przyjaciółkę. I kocham tego małego szkraba, który śpi w łóżeczku. Przywiązałem się do was. I naprawdę nie chcę was stracić, a stracę jeśli wyjedziecie.-mówi.
***
Tydzień później
Nigdy nie pomyślał, iż informacja o tym, że klub z Dortmundu stara się o sprowadzenie go spowrotem wywoła tak wiele złych emocji w Lisie. Sam jej powiedział, ponieważ nie chciał, by ta informacja dotarła do niej z innego źródła. Może zbyt długo odwlekał ten moment, jednak kierował się tym, iż dziewczyna najprawdopodobniej nie będzie zadowolona  z tego faktu. Nigdy nie przypuszczał jednak, że ta informacja wywoła awanturę. Nie chciał się z nią kłócić, próbował ją uspokoić, ale nie reagowała na jego prośby mówiąc mu wiele przykrych rzeczy. On cierpliwie słuchał, co chwilę starając się jej wytłumaczyć swoje racje, oraz sytuację, w której się znalazł. Dziewczyna jednak nie słuchała. Nie docierały do niej żadne argumenty, ba, w ogóle nie pozwalała mu dokończyć. Najpierw była bardzo zła, a potem jej złość przerodziła się w żal. Starał się przeczekać, ale kiedy szlochała już dłuższy czas po prostu chciał ją przytulić. Ta jednak odtrąciła go, po czym poszła do łazienki, w której się zamknęła. Prosił, błagał, by z nim porozmawiała, ona jednak nie dała się przekonać mówiąc ciągle, że dla niego jest nikim, podczas gdy on dla niej wszystkim, że życie jest niesprawiedliwe i tym podobne rzeczy. Naprawdę się martwił gdy nie chciała otworzyć i wyjść. Kiedy w końcu usłyszał zgrzyt zamka odetchnął z ulgą. Dziewczyna wyszła z łazienki spokojna. Nic nie powiedziała, po prostu udała się do swojej sypialni. Gdy 10 minut później wszedł tam, ona leżała już w łóżku. Usiadł przy niej:
-Przepraszam Liso.- mówi.
-Za co mnie przepraszasz? Za to, że nie możesz mnie pokochać? - patrzy na niego.
-Tak, za to również. Niestety to nie jest zależne ode mnie. Ale przepraszam.
-Chcę zostać sama Marco.- słyszy.
-Dobrze wyjdę, ale zanim to zrobię proszę wysłuchaj mnie dobrze? Choć jeden raz mnie wysłuchaj, proszę.
-Nie chcę słyszeć po raz kolejny, że nie ma nas, że nie możemy być razem... Nie zniosę tego.
-Ja również cierpię, nie widzisz tego?- mówi.- Naprawdę myślisz, że tylko ty cierpisz? To tylko ty straciłaś dziecko, tylko ty jesteś nieszczęśliwa? Ja również tu jestem, ja również cierpię z powodu straty naszej córki, mnie również ranią wszystkie słowa, które wypływają z twoich ust, a uderzają bezpośrednio we mnie. Krzywdzisz mnie tym wszystkim co mówisz, bo to nieprawda!!!  Nie chcę się kłócić, ale chcę prosić, byś w końcu raczyła zauważyć, że ja też cierpię. I mam nadzieję, że uda mi się wrócić do domu, bo muszę w końcu zrobić coś dla siebie, bo jeśli tego nie zrobię to zwariuję i zaprzepaszczę wszystko na co przez tak wiele lat pracowałem. Nie chcę i jeszcze tego stracić.- mówi patrząc jej w oczy.
-A ja nie chcę stracić ciebie. Wiem, że jeśli wrócisz do Niemiec, to tak właśnie będzie. I nie chcę rozmawiać. Daj mi spokój. Chcę spać.- mówi. Marco nie odzywa się już. Nachyla się by pocałować ją w policzek, a potem cicho wychodzi z jej sypialni i udaje się na dół. Tej nocy nie może zasnąć dlatego przebywa w salonie oglądając jakieś bezsensowne filmy. Nad ranem udaje mu się wreszcie zasnąć.
***
Śpią i obydwoje śnią o sobie. Obydwoje pragną swojej obecności, a jako, że nie mogą być blisko siebie na co dzień, są blisko w snach. W snach biegają po parku trzymając się za ręce, w snach leżą na kocu w nocy i wpatrują się w gwiazdy. Sny sprawiają, że choć na moment mogą poczuć ciepło tej ukochanej osoby. Mogą niejako poczuć smak skradzionego pocałunku, dotyk dłoni czy bliskość drugiego ciała. Te sny są piękne, barwne, przepełnione miłością. I choć dzieli ich setki kilometrów te sny sprawiają, iż budzą się z imieniem ukochanej osoby na ustach:
-Marco...
-Natalie...
***
Żegnając się z Ricky'm na lotnisku jest jej smutno ponieważ przez ostatnie miesiące stał się częścią zarówno jej życia jak i życia jej synka. Niestety chłopak nie ulega namowom malarki, nie da się przekonać do zmiany zdania odnośnie powrotu do Niemiec. Nie jest na to gotowy. Rozstania są trudne, ale kiedy wiemy, iż nie są definitywne stają się lżejsze. Przytulając go ostatni raz przed odlotem mówi:
-Obiecujesz...
-Tak, po raz kolejny obiecuję, że przylecę na urlop do Dortmundu. Nie wiem ile razy mnie jeszcze o to zapytasz Natalie?- wzdycha.
-Wystarczająco dużo, byś zapamiętał, iż dałeś słowo nas odwiedzić.
-Ja zawsze dotrzymuję słowa, przecież wiesz. Obiecuję, że się zobaczymy za kilka tygodni. O ile twój facet pozwoli mi się do siebie zbliżyć.- stwierdza.
-O to się nie martw.- uśmiecha się.- Poza tym nie wiem czy po tym wszystkim, on nadal jest moim facetem...
-Nie zaczynaj. Za dużo myślisz. Zrobiłaś co musiałaś zrobić. No dobra. Uciekajcie. Pa Oli.- całuje chłopca w czoło.- Nat...
-Tak?
-Proszę cię... Porozmawiaj z nim najszybciej jak się da. Powiedz mu o Olim. Nie czekaj... Nie patrz na nikogo, na Lisę... Choć raz pomyśl o Was.
-Wiem. Dziękuję za wszystko. - pocałowała go w policzek.- Będziemy na ciebie czekać. Uważaj na siebie Ricky.
-Będę. Obiecuję.
Chłopak stoi jeszcze kiedy samolot kołuje na pas startowy, a nawet wtedy gdy odlatuje. I wie, że znów został sam. I to go boli...
***
Jestem z kolejnym. Czekacie z niecierpliwością na spotkanie Marco i Nat prawda? Myślicie, że w końcu do niego dojdzie? A może wydarzy się coś jeszcze co je opóźni bądź uniemożliwi? Nie zdradzę. Musicie przekonać się sami śledząc tę historię.

piątek, 12 grudnia 2014

46.

***
Rozdział z dedykacją dla wszystkich, którzy czytają regularnie, oraz dla osób, które komentują :) Dziękuję, że jesteście. Motywujecie mnie bardzo :)
***

Na spotkanie z bratem Lisy przychodzi przed czasem. Umówili się w kawiarni niedaleko ośrodka szkoleniowego Realu, bo tak zaproponował brat dziewczyny. Zamawia kawę i szarlotkę. Zastanawia się co usłyszy z jego ust. Do tej pory nie miał zbyt wielu okazji z nim rozmawiać, a jak takie miał to zawsze słyszał tylko pouczenia, ponieważ mężczyzna zawsze stał po stronie siostry. Piłkarz jest pewien, iż tym razem również nie będzie zadowolony z tego co usłyszy, ale nie obchodzi go już to. Ostatnio tak wiele złego zdarzyło się w jego życiu, tak wiele pretensji usłyszał od Lisy, że jest pewien, iż kolejne przyjmie bez większego problemu. Przywykł. Mężczyzna zjawia się punktualnie, po czym wita się z piłkarzem uściskiem dłoni. Rozmawiać zaczynają tak naprawdę po przyjęciu zamówienia przez kelnerkę:
-Posłuchaj...- mówi Marco, ale tamten mu przerywa.
-To ty posłuchaj Marco. Przepraszam, że przerwałem, ale to ważne.-patrzy na niego.- Chciałem cię najpierw przeprosić, że ślepo wierzyłem mojej siostrze. Lekarz otworzył mi dziś oczy, a może zrobiła to ona sama swoimi słowami, które powiedziała.
-Co takiego powiedziała?-zainteresował się.
-Mówiła, żebym z Tobą porozmawiał i przekonał cię, byś dał wam szansę. Mówiła, że wie, iż jej nie kochasz, ale wierzy, że stopniowo poczujesz do niej to, co ona czuje do ciebie. Nie dała się przekonać, że nie można nikogo zmusić do miłości. Nie chciała tego słuchać. A potem mówiła, że nie pozwoli Ci odejść. Powiedziała też, że jest gotowa urodzić ci drugie dziecko...- dodał.
Marco popatrzył na niego zaskoczony. Nie spodziewał się tych słów. Nie spodziewał się również, że Lisa w ogóle pomyśli o drugiej ciąży tak krótko po śmierci ich córeczki. Bo to zaledwie trzy miesiące odkąd odeszła.
- Ja nie chcę być z twoją siostrą.- powiedział gdy nastała cisza.- Nie mogę z nią być, ponieważ nie jestem w stanie dać jej tego, czego pragnie i oczekuje.
-Wiem... Rozumiem. Nie mam zamiaru prosić cię o to. Ona się zmieniła. To nie ta sama Lisa, która podróżowała, żyła marzeniami... Nie wiem co się z nią właściwie stało. Nie wiem dlaczego Natalie stała się dla niej wrogiem. Cóż... wiem... Bo to Natalie nie ją kochasz. Nie może tego zaakceptować. Najlepiej dla was obojga będzie jeśli będziecie z dala od siebie...
***

Marco jest zaskoczony jak kilka dni później kiedy odwiedza Lisę ta jest zapłakana i smutna. Kiedy siada obok niej, dziewczyna nawet na niego nie patrzy. Takie sytuacje wcześniej się nie zdarzały.
-Co się dzieje?- pyta blondyn z troską.
-Nic.- odpowiada cicho dziewczyna.- A właściwie... nie chcesz mnie już...- mówi.
-Nie wiem dlaczego tak mówisz?
-Mówię prawdę. Rozmawiałam z moim bratem. Kilka razy właściwie. I powiedział mi, że po wyjściu z ośrodka chce bym jakiś czas mieszkała z nimi, bym wróciła do domu... A mój dom jest tutaj, obok ciebie.- mówi.
-Liso...
-Tyle, że ty tak nie myślisz. Byłeś ze mną, bo zaszłam w ciążę. Kochałeś naszą córkę, nie mnie. Teraz kiedy nie żyje, nie jesteś zobowiązany być ze mną. Nic nas nie łączy. Możesz zrobić co chcesz, być z kim chcesz, choć osoby, z którą pragnąłbyś się znów związać nie ma i pewnie nie będzie... Już dawno powinna wrócić, gdyby chciała. - w końcu na niego spogląda. Marco wie, że powiedziała to, by sprawić mu ból, by wmówić mu, iż Nat pewnie już znalazła sobie pocieszyciela. Nie daje jej jednak tej satysfakcji. Palcami jednej dłoni dotyka obrączki, którą nosi na palcu i przypominają mu się chwile gdy włożyli sobie z Nat na palce te obrączki. Pamięta co sobie obiecali. W tym momencie żadne słowa wypowiedziane przez Lisę, nie są w stanie go zranić. Bo on ufa Natalie, wierzy jej słowom. I jest pewien, iż na palcu dziewczyny lśni ten sama obrączka z wygrawerowanym od środka słowem " Obietnica".
Nie chce słuchać tego co mówi Lisa na temat Nat. Zdobywa się na odwagę i mówi:
-Liso...- przerywa a dziewczyna patrzy na niego uważnie- Ja... my nie... my nie możemy...
-Daruj sobie. Wiem co chcesz mi powiedzieć.- przerywa mu.- Jesteś egoistą. Zostawiasz mnie po kilkunastu tygodniach od śmierci Laury. Pewnie pobiegniesz jej szukać...
-Nie zostawiam Cię. Próbuję ci powiedzieć, że nie mogę z tobą być w sposób, w jaki pragniesz bym był. Nie mogę być twoim partnerem, chłopakiem- jak zwał tak zwał. Nie mogę być z tobą w związku. To nie znaczy, że cię zostawię, nie będę cię wspierać, to nie znaczy, że gdziekolwiek jadę.Mam umowę Liso. Nawet gdybym chciał to nie puszczą mnie nigdzie. - mówi to ze smutkiem, bo najchętniej wróciłby do Dortmundu, do domu.- Wiedz, że będę jeśli będziesz potrzebować.
-Potrzebuję cię teraz.- mówi kobieta.
-Jestem. Przecież jestem.- patrzy na nią.
-Więc mnie przytul. Możesz?
-Jasne. - stwierdza po czym przytula ją do siebie. Nic już nie mówią. Po prostu siedzą w jednym pokoju, Marco ją tuli i obydwoje milczą. I ta cisza dla obydwojga jest komfortowa.
***
-Mogę nadal z Tobą mieszkać? Za dwa dni wychodzę...- pyta Lisa, a on wie, że powinien odmówić.- Obiecuję, że nie będę naruszać twojej przestrzeni osobistej. Nie chcę być po prostu sama. To tylko chwilowe Marco. Obiecuję. Potrzebuję trochę czasu, by sobie wszystko poukładać. Nie chcę teraz wyjechać. Muszę przemyśleć co dalej. Proszę.- patrzy na niego, a on wie, iż nie powinien się zgadzać. Ale się zgadza.
***
Jakiś czas później...
Wszyscy wychodzą powoli z szatni, a on dopiero ściąga korki, a potem ma zamiar iść pod prysznic. Jest zrezygnowany. Po raz kolejny prawie cały mecz przesiedział na ławce. Trener przez jego słabą formę znów nie dał mu szansy rozegrać więcej niż 10 minut. Rozumie go. Od śmierci córeczki nie jest sobą, choć stara się dawać z siebie wszystko. Wszyscy widzą to, iż nie brak mu chęci i determinacji. Niestety wahania formy są tak widoczne, że w rezultacie nie dostaje szansy na boisku. On sam już ma przekonanie, iż na nią nie zasługuje. Zdaje sobie sprawę, że takie myślenie jest błędne, jednak nie potrafi wyrzucić ze swojej głowy takich myśli. Nie potrafi już odciąć się od problemów i na czas meczu czy treningu mieć "czystą głowę". Jest tak pogrążony we własnych myślach, że nawet nie słyszy, iż Toni do niego mówi. Z zamyślenia wyrywa go dopiero dotyk dłoni Krossa, który położył ją na ramieniu blondyna:
-Marco!- blondyn patrzy na Toniego.- W porządku?
-Nie jest w porządku.- powiedział zrezygnowany, po czym wstał i ściągnął koszulkę.
-Marco co się dzieje?- zapytał przyjaciel.
-Co się dzieje? Gram w wielkim Realu, w właściwie grzeję w nim ławę. Przez ostatnie tygodnie jestem bezużyteczny. Nic nie wnoszę do zespołu. Jestem pewien, że władze klubu żałują każdego euro wydanego na mnie...
-Początki są trudne. Jak Mario się przeniósł to też balansował i miał wzloty i upadki na przemian, ale sytuacja się wyklarowała. 
- Ja jestem na dnie Toni. I jestem pewien, że się już nie podniosę. Im więcej się staram, tym niżej upadam. Totalna beznadzieja... Nie podniosę się z tego... Nie tutaj...
-Idź pod prysznic. Czekam na ciebie.
-Jedź do domu. Nie jestem dobrym towarzyszem ostatnio.- mówi blondyn.
-Czekam na ciebie Marco. Nie zostawię cię z tym samego. Znajdziemy rozwiązanie. 
-Tracisz  na mnie czas Kroos.- stwierdza.
-Ja myślę inaczej. Uciekaj pod prysznic.
***
Chłopak o ciemnych włosach niesie małego chłopca na rękach co chwilę zerkając na jego mamę, która maszeruje obok nich. Nic nie mówi. Wie gdzie błądzą jej myśli. Wie, że myśli o nim. O piłkarzu BvB.  Widzi często jej tęskne spojrzenia kiedy zerka na zdjęcie blondyna stojące w jej sypialni. Dziewczyna jest tak zamyślona, że nie zauważa, że zatrzymał się i nie idzie już obok niej. Woła ją i dopiero to wyrywa ją ze świata własnych myśli. Rozgląda się i zauważa, że chłopak stoi dobrych kilka metrów od niej. Wraca się:
-Przepraszam...- szepce po czym wyciąga ręce, by zabrać od niego swojego synka.- Odleciałam prawda?
-Byłaś w Madrycie.- chłopak uśmiecha się lekko.- Byłaś myślami z nim prawda?- pyta, choć jest pewien, iż zna odpowiedź.
-Masz rację.- przyznaje.- Wiesz... tęsknię za Dortmundem. Myślałam, że bardziej się nie da, ale jednak można. Kocham to miasto, tam byłam szczęśliwa i myślę, że tam właśnie jest mój dom Ricky.
-Ale jego tam nie ma...- przypomina jej.- Ty tęsknisz przede wszystkim za nim. Jeśli tam nawet wrócisz, to jego tam nie będzie. Poradzisz sobie z tym?- pyta.
-Nie wiem, ale nie dowiem się jeśli nie spróbuję. Chcę wrócić do domu Ricky. Wiem, że rozumiesz o czym mówię...- patrzy na niego.
-Rozumiem, aż za dobrze. Ja tylko chcę ci uświadomić, że będziesz cierpieć bywając w tych samych miejscach, gdzie chodziłaś z nim, wiedząc, że jego nie ma.- tłumaczy chłopak.
-Być może, ale postanowiłam, że wracam do domu. Wracam do Dortmundu. Wywiążę się ze zobowiązań, które mam tutaj, a potem wrócę na stare śmieci. - patrzy na niego.
-I mnie zostawisz?- pyta.
-Możesz jechać ze mną. Może czas wrócić do domu Ricky...- mówi obserwując jego reakcję. Czeka aż on powie, iż nie jest gotowy, jednak te słowa nie padają.
***
Na SIP, w biurze Michaela, dyskutuje kilku mężczyzn. Są tam już sporo czasu, ale zapowiada się, iż zostaną dość długo. Próbują znaleźć sposób, rozwiązanie trudnej sytuacji, obmyślają strategię działania. Chodzi o bardzo ważną osobę. Ważną dla nich, dla klubu. Osobę, której chcą pomóc, która owej pomocy potrzebuje, choć nigdy nie wypowiedziała jednego słowa prosząc o nią, myśląc, że jest w sytuacji bez wyjścia. Po długim czasie udaje im się ostatecznie ustalić najważniejsze opcje działania. Michael patrzy na szkoleniowca zespołu z SIP i widzi, iż pomimo znalezienia rozwiązania, na jego twarzy nadal maluje się zmartwienie. Wie dlaczego tak jest, ale pomimo to odzywa się: 
-Jurgen musisz myśleć pozytywnie. Mamy rozwiązanie...- mówi.- Pora odetchnąć...
-Odetchnę z ulgą, jak przywitam go na lotnisku z walizkami. Odetchnę z ulgą kiedy przekroczy drzwi do klubu z torbą treningową na ramieniu. Odetchnę z ulgą kiedy zobaczę go w koszulce BvB. Wtedy przestanę się martwić. Do tego momentu będziecie niestety musieli znosić mnie w takim właśnie wydaniu. Nie potrafię się cieszyć, jeszcze nie. - wstaje.- Proszę Was- zwraca się do dyrektora sportowego i wykonawczego- Stańcie na głowie, bym doczekał niebawem tych momentów, o których mówiłem. Z tego co wiem jest źle. - podchodzi do okna.
-Zaraz będzie jego agent.
***
Jednego wieczoru, gdy od dwóch godzin jest w pubie, stwierdza, że ma już dość alkoholu. Ma zamiar iść do domu, ale wtedy przychodzi mu na myśl, że tam jest Lisa. Wyciąga telefon i dzwoni do Toniego. W momencie gdy słyszy głos przyjaciela mówi:
-Od razu przepraszam.
-Za co?
-Czy mógłbyś...
-Gdzie mam przyjechać?- pyta kolega z drużyny.
-Jestem w pubie...
-Tym co zawsze?
-Tak.
-Zaraz będę. Nie ruszaj się stamtąd słyszysz?
-Tak jest tato!
Zanim Kroos dociera do pubu, on pije jeszcze jedną szklaneczkę whisky. Toni nie odwozi go do domu, a zabiera do siebie.
Kiedy rano Marco budzi się pierwszą myślą jaka przychodzi mu do głowy jest to, iż zapewne Toni wygłosi mu kazanie o wędrówkach po pubach i picie w samotności. I nie myli się, bo reprymendę dostanie, ale nie spodziewa się, iż to nie Kroos ją wygłosi.
***
-Dzięki za pyszne śniadanie.- mówi mężczyzna patrząc na drugą połówkę Toniego.- Pychota.
-Potwierdzam.- mówi drugi z gości.
-Na zdrowie. Idę na górę, a wy ustalcie kto zmyje Marco głowę.- uśmiecha się.
-Wszyscy trzej.- uśmiechają się.
***
Zanim decyduje się zejść na dół, udaje się pod prysznic. Nie śpieszy się. Po jakiś 15 minutach opuszcza łazienkę ubrany w ubrania z poprzedniego wieczoru. Schodząc po schodach docierają do niego głosy dochodzące z salonu. Rozpoznaje je, a przynajmniej mu się tak wydaje, ale z drugiej strony to niemożliwe, by tu w Madrycie mógł je usłyszeć... Zastanawia się, czy to możliwe by słyszał głos swojego przyjaciela, który powinien być w Monachium i by to było możliwe, by Jurgen...
Wchodzi do salonu i w tym momencie wie, iż słuch go nie mylił. Na kanapie w salonie Toniego siedzą dwaj dobrze znani mu mężczyźni, którzy patrzą w tym momencie na niego:
-Nie wierzę... - mówi.
Obydwaj wstają i podchodzą do niego. Najpierw to Jurgen go przytula i wita się z nim. Potem robi to Mario. Marco w końcu odsuwając się od przyjaciela patrzy zdezorientowany:
-Schodząc po schodach myślałem, że chyba nadal muszę być pijany skoro słyszę wasze głosy dochodzące z salonu Kroosa. - mówi blondyn siadając obok Mario.
-Nie jesteś już pijany.- mówi Jurgen. - Ale nie podoba mi się to, że byłeś.-patrzy na niego surowo, a jemu robi się strasznie głupio.
-Przepraszam.- mówi.
-Nie nas przepraszaj. Siebie przeproś. Bo sobie robisz krzywdę przede wszystkim.- stwierdza szkoleniowiec BvB. -Wiesz o tym prawda?- patrzy na niego.
Piłkarz nic nie mówi. Nie ma nawet odwagi spojrzeć w oczy przyjaciołom. Znów czuje, że stracił kontrolę nad swoim życiem. Nie powinien pić.  Wiedział o tym już w momencie wyjścia z domu, ale był tak sfrustrowany, że nie słuchał głosu zdrowego rozsądku.
-Hej.- słyszy głos Jurgena.- Marco...- Trener siada obok niego. Toni wstaje i przeprasza ich, po czym wychodzi i idzie na górę. Jurgen klepie go delikatnie po plecach.- Nie powiedziałem tego, byś czuł...
-Wstyd?- pyta blondyn podnosząc wzrok na przyjaciela, bo tym właśnie były trener dla niego jest. -Właśnie tu czuję. I pustkę. I beznadzieję. Bo w takiej sytuacji jestem.- dodaje.
-Nie jesteś.- słyszy słowa Mario.- Jeszcze o tym nie wiesz, ale nie jesteś w takiej beznadziejnej sytuacji.
-Jestem. - wstaje i podchodzi do okna.- Nie ma Laury... -  mówi cicho, bo czuje, że coś ściska mu gardło.- Lisa... mieszkamy razem... To znaczy kilka dni temu wyszła ze szpitala. Poprosiła, czy nie mogłaby zostać jakiś czas więc... Obiecałem, że będę kiedy będzie potrzebować.
-Ale nie jako partner mam nadzieję?- pyta Jurgen
-Nie. - zaprzecza.- Poza tym moja forma nie jest zbyt... co ja mówię... jej w ogóle nie ma. I choć się staram z tego podnieść, nie mogę. Nie wiem czy jest sens próbować...
-Marco co ty mówisz?- pyta Mario.- Przecież tak wiele przeszedłeś w ostatnich tygodniach, że to chyba nikogo nie dziwi, że nie jesteś w dobrej formie...
-Pewnie nie, ale nie o to chodzi...- odwraca się.- Czuję się bezwartościowy, wypalony... Czuję pustkę tutaj.- kładzie dłoń na klatce piersiowej.- I nie mogę sobie poradzić. Zawsze sobie radziłem, ale ty razem chyba nie potrafię sam...
-Nie musisz być sam...-mówi Jurgen.-Jest rozwiązanie...
-Nie ma.- kwituje blondyn.
-Jest.- wstaje i podchodzi do niego. Wtedy patrząc mu w oczy mówi.- Wróć do domu Marco...
***
Kiedy ubiera pieluszkę małemu chłopcu, który leży w tej chwili na przewijaku i próbuje złapać swoją stopę uśmiecha się. Widok synka ją rozczula. Nie może uwierzyć, że ta mała istotka jest jej dzieckiem. Jej i mężczyzny, którego kocha całym sercem. Mężczyzny, za którym od tak wielu miesięcy tęskni, mężczyzny, który często jej się śni, mężczyzny, którego od wyjazdu niezliczoną ilość razy namalowała. Fizycznie nie ma go przy niej, ale z drugiej strony ma przy sobie jego część. Ma ich dziecko. On o tym jeszcze nie wie. Wiele razy chciała zadzwonić, ale potem uznała, iż nie jest to wiadomość, którą przekazuje się przez telefon. Więc postanowiła pewnego wieczoru wrócić do Dortmundu. Ma być to pierwszy krok. Następnym będzie powiedzenie Marco, że  jest tatą.
-Słodziak z Ciebie wiesz? Jesteś najsłodszym maluszkiem na świecie. - uśmiecha się do malca.- I masz oczy taty wiesz o tym? - patrzy na niego.- Tak kochanie. Masz taty oczy. I jesteś drugim mężczyzną na świecie, którego tak mocno kocham. Bo kocham Ciebie i tatusia.- ubiera mu piżamkę, a potem bierze na ręce i po chwili karmi go. Kiedy mały ssie pierś, ona mówi do niego.- Kiedy tata się dowie pewnie się wzruszy... Ba, na pewno. Będzie zaskoczony i wzruszony. Zapewne zechce cię przytulić, a potem nie wypuści cię już ramion. Bo on kocha dzieci, a ciebie pokocha kiedy tylko cię zobaczy. Będzie najlepszym tatą jakiego mógłbyś sobie wymarzyć.- mówi Natalie i zamyka oczy próbując sobie wyobrazić minę Marco kiedy pozna swojego synka. Kilkanaście minut później, gdy jej synek już śpi w łóżeczku, ona siedzi na fotelu obok obracając w palcach obrączkę. Nosi ją cały czas i nigdy, nawet przez moment jej nie ściągnęła. Pamięta obietnicę.
***
Dwa dni później kiedy spaceruje alejką w parku z synkiem w wózku spotyka Ricky'ego. Jest pewna, że chłopak idzie z pracy, bo ma na ramieniu zawieszoną torbę zapewne z laptopem w środku. Chłopak zauważa ją, gdy dziewczyna mu macha, czym wyrywa go z zamyślenia. Podchodzi:
-Cześć. Jaka miła niespodzianka.- mówi mężczyzna nachylając się i składając na policzku Nat delikatny pocałunek.- Widzę, że wybraliście się na spacerek.- zagląda do wózka i widzi śpiącego chłopca.
-A ty wracasz z pracy ?
-Tak. Miałem ciężki dzień, poprosiłem więc o możliwość wyjścia z redakcji wcześniej.- tłumaczy chłopak. Natalie zauważa, że Ricky nie jest jak zwykle uśmiechnięty, ale raczej zgaszony. Ona nie lubi jak chłopak taki jest. Nie zna powodu przez który uśmiech nie gości na jego twarzy, ale ma zamiar go poznać. Zaprasza go do siebie, jednak on oponuje tłumacząc, że musi skończyć artykuł. Natalie nie daje się okłamać. Wie, że za smutkiem chłopaka kryje się coś więcej:
-Ricky znamy się kilka miesięcy, ale ja naprawdę wiem kiedy kręcisz. Jeśli nie chcesz to nie musisz mi mówić. Rozumiem. Nie okłamuj mnie jednak.-prosi go.
-Nie okłamuję, bo naprawdę muszę napisać artykuł do końca, próbuję tylko znaleźć wymówkę, by nie iść do ciebie i nie dać ci możliwości wyciągnięcia ze mnie powodu mojego smutku, bo zauważyłaś na pewno... Znam ten badawczy wzrok.- uśmiecha się lekko.
-Tak, zauważyłam, iż jesteś zgaszony. Nie musisz mi mówić jeśli nie chcesz. Nie mam zamiaru cię zmuszać, ani nalegać.  Ale i tak cię zapraszam. Będzie nam miło jeśli trochę z nami pobędziesz.
-Oki. Wiesz coś usłyszałem... I jestem pewien, iż ta wiadomość cię ucieszy. Chodzi o Marco... Mój przyjaciel dziś w redakcji powiedział, że jest prawdopodobieństwo, że go wypożyczą...
-To ma być dobra widomość? Ciągle będzie daleko od Dortmundu...
-Czy ja wiem... - mówi chłopak uśmiechając się.- Podobno Klopp był ostatnio w Madrycie...
Natalie spogląda na przyjaciela zaskoczona:
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Może to, że nie poleciał do końca na spotkanie towarzyskie...
***
Jak Wam się podoba? Nie przynudzam czasem? Może dla niektórych tak, ale nie lubię jak coś dzieje się bardzo szybko, bo w rzeczywistym życiu wszystko przychodzi stopniowo. Nic nie jest nagle, no chyba, że coś się psuje, to przeważnie staje się nagle- gorzej z naprawieniem ;)
Komentujecie, bo to dla mnie ważne ;)
Dziękuję, za komentarze pod poprzednim rozdziałem :)
Do następnego i miłego czytania życzę.

sobota, 6 grudnia 2014

45.

*** MAŁY PREZENT OD MIKOŁAJA***
  MIŁEGO CZYTANIA ;)


Mario rozmawia ze swoim byłym trenerem. Dowiaduje się od niego czegoś naprawdę ciekawego. Jurgen mówi mu, iż spotkał Nat na lotnisku. Nie  rozmawiali, ale widział ją kiedy szła pomiędzy innymi osobami w stronę bramek.
-Trzeba było spróbować z nią porozmawiać...
-Nie mogłem. Była prawie przy bramce. Wzywali pasażerów. Miałem zrobić widowisko, zacząć się przepychać i spróbować ją zatrzymać? Jesteśmy dorosłymi ludźmi...
-Dokąd leciała?
-Samolot był do Stanów.
-Szlag by to trafił!!! Gdzież ona mieszka? Wtedy się rozpłynęła. Teraz pojawia się jak duch i znika. Mogła się ze mną skontaktować. Skoro nie chciała pojawiać się z powodu Lisy, mogła ze mną pogadać. Nie zmieniłem numeru przecież. Nie rozumiem kobiet!!!
-Natalie jest słowna. Ona wróci. To tylko kwestia czasu. Przyleciała na pogrzeb, by być blisko niego. Po cichu, ale była. Ta miłość nie zgasła. Natalie wróci Mario. Jestem tego pewien.
-Oby tylko ten powrót nie zajął jej zbyt długo. Z Marco nie jest dobrze. A Lisa... naprawdę jej współczuję, wiem, że cierpi. Marco robi wszystko, by jej pomóc, jest przy niej, ale  myślę... Ona zrobiła to z premedytacją. Źle obliczyła tylko czas.
-To znaczy, że wzięła pigułki, by nastraszyć Marco?
-Nie wzięła ich po jego wyjściu, tylko na jakiś czas przed powrotem. Lekarz zasugerował, że mogło to być zrobione umyślnie zupełnie. Nie połknęła też wszystkich pigułek. Kilka leżało na szafce.
***

Jurgen biegnie na skróty przez park. Jest spóźniony. Miał być w galerii handlowej 10 minut temu. Wie dobrze, że Ulla nie lubi jak się spóźnia. Były korki gdy wyjechał z ośrodka. Uznał więc, że gdy zostawi samochód na jednym z parkingów po drodze, to szybciej dobiegnie na miejsce. Będąc już niedaleko celu zauważa Natalie. Zwalnia. Nie ma pojęcia czy powinien podejść, czy też dać jej spokój. Dziewczyna siedzi na ławce, obok stoi wózek. Decyduje się podejść:
-Cześć Natalie. Co za miłe spotkanie.- mówi, a ona odwraca głowę w jego stronę.
-Dzień dobry. Ciebie również miło widzieć.- wstaje. Jurgen przytula ją i całuje w policzek. Spogląda na chłopca będącego w wózku. Ma jasne włosy i duże oczy.
-Wróciłaś?
-Niezupełnie...
-Wyszłaś z nim na spacer?
-Czekam na koleżankę. Ma się zaraz zjawić. O... chyba tam parkuje. Przepraszam, ale muszę jej się pokazać...
-Tak, jasne. Miło było cię spotkać.
-Ciebie również. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Dziewczyna idzie z wózkiem w stronę parkingu. Z samochodu wysiada kobieta. Jurgen idzie dalej. Wie, że teraz Ulla na pewno zmyje mu głowę.
***
Kiedy telefon Mario dzwoni patrzy na wyświetlacz. Kiedy widzi, że dzwoni jego były trener odbiera:
-Co za miła niespodzianka.- mówi.
-Cześć. Natalie jest w Dortmundzie Mario.  Spotkałem ją dzisiaj w parku.- mówi od razu szkoleniowiec.
-W parku?
-Tak. Zupełnie przez przypadek. I nie była sama...
-Z jakimś facetem tak? Szlag !!!
-Tak. Z takim może miesięcznym...
***
Wraca ze szpitala. Znów miał pecha na meczu. Tym razem boli go żebro. Lekarz zalecił mu pauzę. Nie jest z tego powodu zadowolony. Woli chodzić na treningi niż siedzieć w pustym mieszkaniu. Lisa nadal przebywa w ośrodku. W sumie jeśli miałby być szczery, to nie tęskni za jej napadami złości, zazdrości czy histeryzowaniem. Wie, że strata dziecka boli, sam też cierpi, ale powoli i on nie ma siły wysłuchiwać jej gróźb, że jeśli odejdzie to ona spróbuje ponowie. Trwa przy niej, właściwie obecnie na odległość, ponieważ odwiedziny na tym etapie są niewskazane licząc, że terapia jej pomoże. Może wtedy zrozumie go. Słyszy dźwięk telefonu. Odbiera na głośnomówiącym:
-Jurgen... co za miła niespodzianka- mówi.
-Macie z Gotze tę samą gadkę.- śmieje się trener.
-Do niego też dzwoniłeś? Mamy jakiś dzień podtrzymywania znajomości?- pyta.
-Tak. Z takimi piłkarzami jak wy, będę te znajomości podtrzymywał do śmierci. Jesteście, jakby to ująć, moimi dziećmi poniekąd. Tylko mam pecha, bo niektóre dzieci zostają przy ojcu, a was mi podkupują. Szlag by to...- wzdycha.
-Nie odszedłem na zawsze...- mówi blondyn.
-To kiedy wracasz?- pyta szkoleniowiec pszczół.
-Nie mielibyście teraz ze mnie pożytku...
-Co się stało?- dopytuje Klopp
-Nie oglądałeś meczu? Ładnie to tak? Jestem wyobijany.  Żebra tym razem więc znów pauza...
-Więc przyleć do domu... Wreszcie będziesz miał czas na złapanie oddechu, na odpoczynek, na to by pobyć z rodziną. Lisa i tak jest w ośrodku więc jak spędzisz parę dni u rodziców to tylko wyjdzie ci na dobre. I koniecznie jak będziesz to przyjdź do mnie.
-Może masz rację... Odwiedziłbym grób Laury...- mówi cicho.
***
Kiedy następnego dnia rano wychodzi z lotniska czuje się dobrze. Zawsze kochał to miasto i będzie kochał. To tu czuje się na swoim miejscu i ma zamiar wrócić prędzej czy później. Nie poinformował nikogo o swoim przylocie. Nie chciał, by przyjeżdżali po niego na lotnisko. Chce po prostu zwyczajnie wejść do domu i powiedzieć " cześć" rodzicom. Chce widzieć ich zaskoczone miny, a potem poczuć ich ramiona obejmujące go mocno. Pragnie zobaczyć Nico i wziąć na ręce małą Anję. Kiedy o tym myśli, wie, że pewnie kiedy będzie miał ją na rękach znów się rozklei. Przecież jemu los odebrał możliwość bycia tatą. W pełnym tego słowa znaczeniu był nim tylko przez dwie godziny. Ciągle nim jest, ale nigdy nie będzie pełnowartościowym ojcem. Nie będzie mógł patrzeć jak jego córeczka rośnie, jak się rozwija. Nie zobaczy jej pierwszego uśmiechu, nie wyrośnie jej pierwszy ząbek, nie usłyszą z Lisą jej pierwszego słowa, ani nie robaczą pierwszych kroków. Kiedy o tym myśli czuje wewnętrzny ból. Zanim udaje się do domu prosi taksówkarza, by zawiózł go na cmentarz. W kwiaciarni, która znajduje się niedaleko miejsca pochówku jego córeczki kupuje bukiet białych róż i znicz. Sporo czasu spędza kucając przy maleńkim grobie. Kiedy w końcu opuszcza cmentarz taksówka ciągle na niego czeka. Podaje kierowcy adres swojego rodzinnego domu. Zjawia się tam kilka minut później. Idzie od strony ogrodu wiedząc, że drzwi od tarasu zapewne będą otwarte o tej porze. Są. Cicho wchodzi do domu i słyszy rozmowę rodziców dobiegającą z kuchni. Kieruje się tam:
-Cześć.- mówi, a dwie pary oczu zwracają się w kierunku skąd dobiega głos...
-Synku...- mówi jego ojciec
-Marco...- słyszy głos mamy.
Obydwoje wstają z krzeseł i w jednym momencie ich ramiona jednocześnie go obejmują. Stęsknił się za domem. Tęsknił za rodzicami. Nie przyjechał na długo i jest gotowy wrócić w każdej chwili gdyby lekarz z ośrodka, gdzie przebywa Lisa zadzwonił do niego i powiedział, że ona go potrzebuje.
-Nie uprzedziłeś, że przylecisz... Przyjechalibyśmy na lotnisko...
-Chciałem wam zrobić niespodziankę...
***
Tuląc do siebie Nico uśmiecha się lekko. Zawsze kochał tego małego chłopca i będzie kochał. Łączą ich szczególne więzi. W momencie gdy jego siostra daje mu na ręce Anję Marco czuje uścisk w klatce piersiowej. Przytula dziewczynkę i całuje w czoło:
-Jest taka słodka.- mówi patrząc z zachwytem na dziewczynkę.- Wujek cię kocha skarbie wiesz?- mówi do niej.
-A mnie też kochasz?- pyta Nico
-No pewnie smyku.- odpowiada.- Całym sercem...
-Wujku...
-Tak?
-Dlaczego Laura poszła do nieba?
Marco patrzy na Nico. Melanie ma zamiar powiedzieć coś do sunka, ale Marco powstrzymuje ją:
-W porządku Mel...
-Nico kochanie rozmawialiśmy o tym...
-Wujku...
-Laura była bardzo chora. Lekarze nie mogli jej pomóc... Teraz jest szczęśliwa w niebie. Jest maleńkim aniołkiem.- tłumaczy blondyn.
-To smutne...- mówi chłopiec.
-Dlaczego? Jej jest tam dobrze...- wyjaśnia skrzydłowy.
-Jej tak, ale tobie nie... Cioci Lisie też...- zauważa malec.
-Wiesz... my bardzo tęsknimy za nią, ale z drugiej strony wiemy, że jest szczęśliwa.
-Chciałbym, by Laura była z nami, nie z aniołkami... Wtedy byś się uśmiechał...
-Przecież się uśmiecham Nico...
-Tak naprawdę.
Na twarzy Marco pojawia się mały uśmiech. Znów potwierdza się to, jak wiele małe dzieci potrafią zauważyć. Nie można nic przed nimi ukryć, bo choć nam się wydaje, że dobrze maskujemy emocje, smutek, to dzieci i tak je wyczuwają. Zauważają szczegóły i na ich podstawie  wyciągają najczęściej trafne wnioski. Podaje Melanie Anję, a sam przyciąga Nico do siebie po czym go obejmuje:
-Wiesz... czasem jest mi smutno... Nawet bardzo. Są jednak osoby, które sprawiają, że smutek odchodzi. Wiesz kto to jest?- pyta chłopca.
-Kto?
-Ty przede wszystkim mały smyku. Moja rodzina, moi przyjaciele...
-Natalie...- mówi Nico i tym razem trafia w samo sedno.- Przy niej zawsze się śmiałeś.

***
Jurgenowi nie udaje się spotkać z Marco ponieważ w ostatniej chwili wypada mu wyjazd. 3 dni później piłkarz wraca do Madrytu. Gdy samolot ląduje nie jedzie do domu, a do ośrodka. Tam spotyka się z lekarzem Lisy. Prosi go o możliwość zobaczenia się z nią. Mężczyzna zgadza się na następny dzień, ale piłkarz jest stanowczy. Nalega. W końcu lekarz ulega i prowadzi go do pokoju, w którym będzie mógł spokojnie porozmawiać z dziewczyną. Zostawia go tam, a sam udaje się na górę. Blondyn rozgląda się wokół. Znajduje się małym pokoju. Jest mały, ale przytulny.  Ściany pomalowane są na ciepły brzoskwiniowy kolor. W rogu znajduje się ciemno-brązowa kanapa, przed nią stoi mała ława, a po drugiej stronie dwa fotele w kolorze kanapy. w rogu stoi wysoka półka z książkami. Zajmuje miejsce na kanapie. Zastanawia się w jakim stanie jest Lisa. Tak bardzo chciałby jej pomóc dojść do siebie, ale nie wie czy będzie w stanie. Nie ma pojęcia jak długo zniesie jej zazdrość i wybuchy złości. Bo to nie tylko ona jest załamana po śmieci ich córki. On również. Może nie pokazuje tego, ale w środku naprawdę cierpi nie mniej niż ona. Przecież był jej tatą. Choć to Lisa nosiła ją pod sercem, on także kochał ją całym sobą. Może nie kocha jej matki, ale córeczkę kochał od pierwszego momentu gdy dowiedział się o ciąży. Lisa choć zarzucała mu, iż woli myśleć o Nat niż o własnym dziecku, nie miała racji. Bo on robił wszystko przede wszystkim z myślą o swoim dziecku. Potem gdy Natalie zniknęła przetrwał, bo ciągle myślał o córeczce. Z zamyślenia wyrywa go odgłos otwierających się drzwi. Do pokoju wchodzi lisa. Jest ubrana w ciemne getry i bawełnianą bluzeczkę. Włosy splotła w warkocz. Na widok Marco na twarzy dziewczyny pojawia się nikły uśmiech. Blondyn wstaje po czym obydwoje robią kilka kroków w swoim kierunku, a potem Marco przytula ją:
-Poprosiłeś o spotkanie...- mówi cicho Lisa.
-Tak. Musiałem się upewnić, że z tobą wszystko w porządku. - mówi po czym delikatnie się od niej odsuwa.- Usiądziemy?
-Tak. -Zajmują miejsce na kanapie. Siedzą blisko siebie, ale nie na tyle blisko, by ich ciała się dotykały.-Co u ciebie? Chodzisz na treningi?
-Nie. Mam jestem wyobijany po ostatnim meczu więc muszę pauzować. To nic poważnego, ale trochę boli...
-Przykro mi. Wiem jak nie lubisz przerw...
-Nie lubię, ale z drugiej strony chyba potrzebuję odpoczynku...A Ty jak się czujesz? Lekarz mówił, że lepiej, ale...
-Lepiej. Chciałabym wrócić do naszego domu Marco... Tu nie jest źle, ale jestem tu zamknięta. Byłoby mi lepiej w domu. Może porozmawiasz z lekarzem...
-Liso nie mogę cię stąd zabrać. Chciałaś...
-Wiem co chciałam, ale już tego nie zrobię. To był impuls, błąd... Wydawało mi się, że tak byłoby lepiej gdybym zniknęła. Jesteś nieszczęśliwy... Nie potrafiłabym się pogodzić z tym, że odejdziesz do Natalie więc to była najlepsza możliwość... Nie musiałabym na to patrzeć... To był błąd. Przecież ty jesteś w Madrycie, a ona nie wiadomo gdzie...
-Liso...
-Zostaniesz ze mną prawda?- wpatruje się w niego.- Nie mógłbyś mnie teraz zostawić. Nie po tym co się stało kilka tygodni temu... Nie jesteś taki.
-Liso...
-Nat cię zostawiła. Nie wróciła nawet kiedy zmarła twoja córka. Nie było jej. Tak nie postępuje osoba, która kocha, której zależy... Nie było jej Marco.
-Nie przyszedłem tu rozmawiać o Natalie. Chciałem dowiedzieć się jak się czujesz...
-Mówię ci, że dobrze. Obiecuję, że to co się wydarzyło to był jeden raz. Nie będę próbować więcej. Po prostu byłam załamana po śmierci Laury, a kiedy pomyślałam sobie, że teraz mógłbyś ode mnie odejść...Nie zostawisz mnie prawda? Ja tak bardzo cię kocham...- przerywa po czym przysuwa się do chłopaka i muska jego usta swoimi. Chce pogłębić pocałunek, ale piłkarz odsuwa się od niej. Nie chce jej ranić, ale nie może też dawać jej nadziei. Jest rozdarty, bo z jednej strony chciałby jej pomóc, ale ona najwyraźniej chce od niego tego, czego on nie może i nie chce jej dać. Deklaracji, że będzie z nią, że ich relacja rozwinie się, że staną się prawdziwą parą. Nie może tego zrobić.
-Przepraszam...- szepce.
-Ja wiem, że mnie nie kochasz, bo twoje serce ciągle należy do niej, ale gdybyś tylko dał nam szansę... Może po jakimś czasie poczułbyś do mnie to co do niej. Chcesz bym lepiej się poczuła więc obiecaj mi, że dasz nam szansę. Obiecuję, że będziesz ze mną szczęśliwy... Jak wyjechała było nam dobrze. Prawie się nie kłóciliśmy, było w porządku... Teraz też może być...
-Muszę iść Liso. Lekarz zezwolił na krótką rozmowę.-dotyka dłonią jej policzka.-Do zobaczenia.
-Nie obiecałeś...
-Uważaj na siebie proszę.
Dziewczyna wstaje i odprowadza go do drzwi. Kiedy Marco nachyla się by pocałować ją w policzek ona łapie jego twarz w dłonie po czym całuje go w usta. Odsuwa się od niej, ale nic nie mówi. Całuje ją jeszcze w czoło po czym wychodzi. Wie już, że może nie powinien nalegać na odwiedziny. Przy wyjściu spotyka lekarza:
-Już pan wychodzi?
-Tak. Jadę do domu.
-A możemy chwilkę porozmawiać? U mnie w gabinecie?
-O co chodzi?
-O Lisę naturalnie. I o pana.
-Dobrze.
Rozmowa choć miała być krótka wcale taka nie była. Marco opuszcza ośrodek prawie dwie godziny później. Wszystko co usłyszał w gabinecie tego lekarza ciągle przetwarza w głowie. Musi przyznać, że mężczyzna jest świetnym psychiatrą i terapeutą. Ma doświadczenie i bardzo trafne spostrzeżenia. Otworzył mu oczy na wiele spraw związanych z zachowaniem Lisy. Zachowaniem zarówno wtedy, gdy była jeszcze w ciąży i z obecną sytuacją. Powiedział mu tak wiele i wyjaśnił mechanizmy działania dziewczyny. Wiedział o sytuacji z Natalie, bo Lisa z nim na ten temat rozmawiała, ale w pewnych miejscach zmieniła fakty. Niektóre zdania wypowiedziane przez lekarza brzmią mu w uszach:
-Ja rozumiem, że chce pan by doszła do siebie. Chciałby pan jej pomóc, ale dla niej to oznacza związek. Związek w pełnym tego słowa znaczeniu. Ona chce uwielbienia, obietnic i deklaracji. Pragnie tego samego co wszyscy zakochani, a pan nie jest w stanie jej tego dać. Bo pan jej nie kocha. Może istnieją osoby, które potrafią świetnie udawać, ale nie należy pan do nich. Poza tym taki związek nie miałby sensu i pan doskonale o tym wie. I pan tego nie chce. Proszę więc nie dawać jej nadziei. Nawet wtedy gdy ją to zrani. Tak jak pan nie obiecał dzisiaj, proszę tego nie robić. Nie może żyć w świecie iluzji, bo prędzej czy później dowie się prawdy i wtedy to będzie dla niej większy cios.
-Jeśli znów spróbuje? Co będzie jeśli znów zechce wziąć środki nasenne. Przecież kiedyś stąd wyjdzie...
-Gdyby chciała się zabić wzięłaby więcej pigułek. Według mnie chciała pana nastraszyć. Mówiłem to już. Udało jej się, czuje się pan winny, ale proszę nie dać się wciągnąć w poczucie winy. Mam od wielu lat styczność z samobójcami. I spotkałem wiele osób takich jak pana przyjaciółka. Ona nie chciała popełnić samobójstwa, ona chciała by pan się przestraszył. Mogę potwierdzić, że przechodzi ciężkie chwile, przez śmierć córeczki, ale to co zrobiła było zaplanowane. Jestem tego pewien.
Idzie do taksówki i zastanawia się nad słowami lekarza.
-Proszę nie odbierać sobie możliwości bycia szczęśliwym.
Marco najpierw podaje taksówkarzowi swój adres, w połowie drogi zmienia jednak zdanie i każe wysadzić się przy pubie znajdującym się jedną przecznicę od jego domu. Musi odreagować. Musi się napić. Wie, że alkohol nie rozwiąże jego problemów, nie ukoi bólu, ale po prostu potrzebuje się napić. Nie chce tego robić do lusterka w domu więc wybiera pub. Kiedy kilka minut później wchodzi do środka dzwoni jego telefon. Na początku ignoruje go, ale siadając przy barze odbiera:
-Cześć Mario...
-Cześć. Miałeś zadzwonić jak będziesz w domu. Powinieneś dawno w nim być...
-Powinienem, ale nie jestem...-barman pyta co mu podać, a on prosi o jednego z mocnych drinków, co słyszy Mario.
-Gdzie ty jesteś?
-W pubie. Muszę się napić.
-W którym?
-Czy to ważne? Przecież nie przylecisz do Madrytu, by dotrzymać mi towarzystwa...- mówi upijając łyk wysokoprocentowego napoju.
-W którym Marco...
-Niedaleko domu. Nie martw się... Nawet na czworaka trafię do domu...
-Nawet tak nie żartuj słyszysz!!! Co się stało, bo coś musiało skoro pijesz w pubie?
-Hmm... może zacznę od tego, że moja córka nie żyje...- mówi smutno i znów upija łyk alkoholu.- Po drugie Nat nie wraca, a ja jej potrzebuję...- wylicza.- po trzecie Lisa jest w ośrodku, ja chcę jej pomóc, a ona myśli, że będziemy wspaniałą parą. Będę ją adorował, mówił, że jest wyjątkowa, będę zapewniał jak wspaniale jest mi z nią... Będę ją całował, przytulał, kochał się z nią... A jeśli odmówię, to ona znów może spróbować... Tak myślę. I ja nie chcę brać tego na sumienie. Nie chcę by jej się udało. Nie kocham jej, ale chcę by żyła, ułożyła sobie życie, była szczęśliwa. Ze mną nie będzie. Nie rozumie tego i nie wiem czy zrozumie... Jej lekarz powiedział mi dziś, że mam prawo być szczęśliwy. Ale ja nie jestem... bo miałem być tatą, miałem patrzeć jak moje dziecko rośnie, a teraz... I nie mogę być szczęśliwy, bo to możliwe tylko z Nat... Jeśli nie wróci to ja nie będę w stanie kochać innej kobiety. Nie chcę nawet tego... I wiesz... dopiero zaczynam pić, a mówię jakbym był pijany...
Jakieś dwie godziny później w pubie zjawia się Toni zaalarmowany przez Mario. Znajduje Marco przy barze. Jest pijany. Podchodzi do niego:
-Toni co za niespodzianka.- mówi blondyn.-Napijesz się ze mną?
-Zabiorę cię do domu. Masz dość...
-Ależ nie jestem pijany.- uśmiecha się.- No patrz...- blondyn zsuwa się z wysokiego krzesła i chce pokazać Toniemu jak prosto idzie, ale kiedy kręci mu się w głowie nie jest w stanie. Kroos w porę obejmuje go ramieniem.
-Mam cię. - mówi.- Jedziemy do domu Marco.
-Chyba jednak jestem pijany...
-Chyba tak.
***
Komentujecie-motywujecie mnie komentarzami- dodaję częściej rozdziały :) :) :)
Dziękuję ;)
Co o tym myślicie?
Czy możecie mi zrobić prezent na Mikołaja i będzie więcej komentarzy niż zwykle???