W pokoju jest cicho pomimo tego, że są w nim dwie osoby. Nie są blisko siebie, wręcz przeciwnie. Jeden zajmuje miejsce na brązowej kanapie, a drugi stoi przy dużym oknie. Obydwaj nie mówią nic, choć starszy z nich próbował rozpocząć rozmowę. Mijają kolejne minuty, a oni nie wypowiadają żadnych słów, po prostu są w tym samym pomieszczeniu. W końcu z ust młodszego pada pierwsze zdanie:
-Powiedz co masz do powiedzenia i potem po prostu zostaw mnie samego dobrze?- patrzy na niego, starszy wstaje z kanapy z zamiarem podejścia do Ricky'ego, ale ten kręci przecząco głową.- Zostań tam.
-Ja...
-Nie chcę byś się do mnie zbliżał rozumiesz? Ostatnim razem pocałowałeś mnie, nie chcę powtórki!
-Ok.- mężczyzna podnosi dłonie w obronnym geście po czym znów zajmuje miejsce na kanapie.- Przyszedłem przeprosić Ricky. Wiem, że to trudne, ale jedyne czego pragnę to twoje wybaczenie... Naprawdę.- zapewnia.
-Po co ci ono?
-Bo jesteś dla mnie ważny... najważniejszy. Bo moje uczucia nadal są tak samo silne... Ja cię...
-Nie mów tego!!! Nie chcę tego słuchać.- przerywa mu.
-Kiedy to jest prawda, najszczersza prawda.- próbuje go przekonać.- Popełniłem błąd. Najgorszy w swoim życiu i bardzo żałuję. Nawet nie wiesz jak bardzo. - przerywa na moment, bo drży mu głos.- Nie mogę cofnąć czasu, ale mogę poprosić cię, byś przyjął moje przeprosiny, mogę błagać cię, byś jeszcze raz mi zaufał, mogę obiecać, iż tym razem nie cię zawiodę , nie skrzywdzę, nie dam powodu do cierpienia... Proszę o szansę, bym mógł udowodnić jak bardzo cię...
-Nie mów tego. Nie mów...- mówi.- Jest za późno... Za późno...- powtarza.- To było zbyt dużo dla mnie. Kiedy wszedłem do domu...- przerywa na moment.- Gdyby ktoś powiedział mi, że najważniejsza osoba w moim życiu mnie zdradzi, pewnie bym ją wyśmiał. Ja po prostu byłem naiwny, wierzyłem w zapewnienia płynące z twoich ust, że jestem jedyny, najważniejszy. Potem zobaczyłem jak wielkie to było kłamstwo... Nie mam pojęcia dlaczego do tego doszło, nie wiem co zrobiłem źle, bo przecież musiałem coś zrobić skoro...
-To nie twoja wina.- przerywa mu, by wyprowadzić go z błędu, bo przecież to nie Ricky zawinił.
-Więc dlaczego?- pyta.
-Nie wiem, to po prostu się stało. To moja wina. Nie obwiniaj siebie, bo to wyłącznie ja jestem winien.- zapewnia.
-Nieważne...
-Czy jesteś w stanie wybaczyć mi to co zrobiłem i pozwolić mi to naprawić? To jest możliwe...-próbuje go przekonać.
-Nie, to niemożliwe.- Ricky kręci głową.- Ja ci nie ufam i nie mógłbym zaufać ponownie. To niemożliwe.
-Może gdybyśmy spróbowali...
-To nie jest dobry pomysł, poza tym ja nie chcę próbować. To nie wyjdzie. Znam się na tyle, by to wiedzieć. Przez te wszystkie miesiące starałem się podnieść i mi się to udało. Poukładałem sobie wszystko na tyle, na ile to było możliwe.
-Rozumiem...- mężczyzna nie patrzy na niego, spuszcza głowę.- Musiałem spróbować, wybacz. Wiele razy chciałem przyjść i z tobą porozmawiać, ale wiedziałem, że zapewne mnie wyrzucisz. Dlatego próbowałem iść do przodu, chodziłem na randki, ale w żadnej z tych osób nie zobaczyłem ciebie.- wzdycha.- Pójdę już.- podnosi wzrok po czym idzie w stronę drzwi. Kiedy je otwiera na moment odwraca się. Stoją twarzą w twarz, może nawet zbyt blisko siebie. To chwila i ich usta na moment się łączą, jedynie na kilka sekund, a potem dziennikarz zostaje sam. Zamyka drzwi, a potem kieruje się do swojej sypialni, by tam po prostu położyć się do łóżka. Pomimo, iż postąpił właściwie jest mu ciężko. Pragnie zasnąć i przespać te chwile.
***
Natalie próbuje dodzwonić się do Ricky'ego już drugą dobę właściwie, ale ten nie odbiera. Nie wie co się z nim dzieje i dlatego bardzo się niepokoi. W końcu wybiera numer do jednego z jego przyjaciół, z którym chłopak pracuje.
-Cześć Natalie.- wita się z nią Max.- Co za miła niespodzianka.
-Cześć Max. Co u Ciebie?
-A w porządku. Nic nowego właściwie. Praca, dom, praca, dom i tak w kółko. Jednak nic więcej nie potrzebuję do tego by być szczęśliwym.
-Jak się czuje Caroline?
-Narzeka, że wygląda jak wieloryb.- śmieje się dziennikarz.- To wcale nieprawda. To koniec 8 miesiąca, a przytyła zaledwie 13 kg. Wygląda pięknie. Tak myślę.
-Wyślij mi fotkę tego wieloryba.- uśmiecha się Nat.
-Dobrze.- zgadza się.- A jak Tobie się układa? Wiem, że było wiele wzruszeń jak wróciłaś...
-To prawda.- mówi dziewczyna.- Wiesz... jestem szczęśliwa. Gdy Marco dowiedział się, że jest tatą... Tego nie da się opisać. On uwielbia zajmować się Olim, a jak widzę z jaką miłością patrzy na niego, jak cieszy się z każdego jego uśmiechu...
-Musi być wyjątkowy skoro go wybrałaś Nat... Ty jesteś wyjątkowa więc twój facet też musi taki być... Mam nadzieję, że go kiedyś poznamy.
-Myślę, że tak! Zapraszam do Dortmundu !
-Myślę, że jak nasza córeczka się urodzi i odrobinę podrośnie to skorzystamy z zaproszenia. Wcześniej to pewnie Ricky Was odwiedzi. Może jest sceptycznie nastawiony do tego miasta z wiadomych powodów, ale raczej długo bez was nie wytrzyma. Ostatnio ciągle o was mówił...
-A właśnie... Nie mogę się do niego dodzwonić już drugą dobę. Co się z nim dzieje? Martwię się.- przyznaje.
-Hmm... Nie było go w pracy, zadzwonił, że jest chory.
-Faktycznie jest?
-Nie. Myślę, że dochodzi do siebie po tym, jak pół nocy spędził w pubie. - przyznaje ze smutkiem.- Kiedy przyszedłem do niego po pracy wyglądał przyzwoicie, ale miał potwornego kaca. Myślę, że po prostu nie odbiera, bo nie chce byś dowiedziała się, że w ten sposób odreagowuje spotkanie z jego byłym.- tłumaczy.
-Widział się z nim znowu?- dziewczyna nie ukrywa zaskoczenia, co słychać w jej głosie.
-Tak. Rozmawiali w mieszkaniu Ricky'ego. Z tego co wiem usłyszał prośbę o szansę, ale ją odrzucił. I naprawdę jestem z niego dumny. Tylko, że strasznie to przeżywa. Wiesz... ma teraz po prostu trudny okres. Wiesz co mi powiedział?
-Co?
-Powiedział mi, że tak się zastanawia... patrzy na mnie, na ciebie, na innych znajomych i widzi, że wszyscy układają sobie życie, mają rodziny, a on jest sam. Powrócił temat jego rodziny. Myślę, że to wszystko bierze się z tego, że został odrzucony przez osoby, które powinny go kochać miłością bezwarunkową, powinny wspierać nawet gdy nie do końca akceptują jego wybory...
-Powinni, a jednak tego nie zrobili... A on... On wybrał miłość, czym zawiódł rodziców, a kiedy myślał, że wybór był właściwy, kiedy był szczęśliwy, okazało się, że nie jest wystarczający...
-Dokładnie.- przyznaje Max.- Cierpi, pomimo tego, że minęły miesiące, pomimo tego, iż wie, że to nie wróci, nawet nie chce próbować. To minie, jednak potrzebny jest czas. Nie wszyscy radzą sobie z takimi sytuacjami od razu. Widocznie on potrzebuje więcej czasu.
-Tak, wiem, ale się martwię. Nie potrafię inaczej.- mówi Natalie.
-Rozumiem, jest ci bliski, nam też, dlatego nie pozwolimy, by był z tym sam.- obiecuje Max.- Dzwoń do niego, a ja potem się do niego wybiorę.-mówi.
-Dobrze. Dziękuję.
-Jestem jego przyjacielem, nie mogę być obojętny, nie chcę stać z boku i się przyglądać.
-Jesteś wspaniałym przyjacielem. Ucałuj Caroline i wasze maleństwo.- mówi i uśmiecha się.
-Dziękuję. Nie zamartwiaj się Nat. Ricky jest cały i zdrowy. I na pewno się odezwie. Pa.
-Pa.
***
Spędza z Marco miły wieczór najpierw jedząc kolację, którą chłopak przygotował, a potem przytulając się na kanapie i rozmawiając. Rozmawiają o różnych rzeczach, śmieją się, całują, po prostu cieszą się swoją obecnością. To wszystko ciągle jest dla nich niejaką nowością, po wielomiesięcznej rozłące. Nowe jest przede wszystkim to, iż nie dzielą wszystkiego we dwójkę, ale we trójkę. Bo przecież ich świat to nie tylko oni, ich dwójka. Ich świat to oni oraz ich synek, który w tym momencie śpi w łóżeczku.
Natalie mówi. Opowiada mu o pomyśle na nową wystawę, o obrazach, które ma zamiar namalować, o tym, że chce nadal realizować się na tej płaszczyźnie, o jej planach i marzeniach, które ma zamiar zrealizować, a on słucha. Nie sprzeciwia się, nie namawia, by chwilowo odpuściła, dała spokój, nie mówi, by cały czas poświęciła malutkiemu chłopczykowi, który teraz powinien skupić całą jej uwagę. Rozumie, że tak jak on, ona również ma swoje marzenia, również chce się realizować, rozwijać. Nie nalega, by porzuciła plany, ponieważ doskonale wie, iż ich dziecko w żaden sposób nie ucierpi przez to, że mama znów zacznie więcej malować.
-Marco...
-Tak?
-Co o tym myślisz?
-Myślę, że powinnaś to wszystko zrealizować.- mówi.- Na pewno będzie trudniej, bo jest Oli. Nie możesz tak wiele czasu poświęcić na malowanie jak wcześniej, bo wymaga opieki, czasu, ale to nie jest niemożliwe. Poza tym pomogę ci, na tyle ile będę mógł. Przecież mogę się nim zająć jak będę w domu i chętnie to zrobię. Czasem ci trochę poprzeszkadzamy...- uśmiecha się po czym muska jej szyję ustami, a po ciele dziewczyny rozchodzi się jakby prąd.
-Już widzę jak będę malować z wami obydwoma w pracowni...- wzdycha Natalie.
-Kocham cię wiesz?- wyznaje blondyn.
-Wiem. Mówisz mi to kilkanaście razy dziennie.- przyznaje malarka.
-Mówię, ale czy to czujesz?- pyta piłkarz.
-Tak, czuję.- przyznaje Nat, po czym łączy ich usta. Jeden pocałunek rodzi następne. Pierwszy dotyk rodzi kolejne. Potrzebują siebie, pragną bliskości, pragną okazywać sobie miłość na wszelakie możliwe sposoby, dlatego Natalie, choć jest odrobinę zmęczona, nie powstrzymuje palców Marco, kiedy płynnymi ruchami odpinają guziki jej bluzeczki. Jej dłonie natomiast wsuwają się pod jego koszulę, gładzą jego umięśniony brzuch, badają każdy centymetr jego skóry, a potem sprawnym ruchem pozbywają się kawałka zbędnego materiału okrywającego jego tors. I kiedy usta Nat przylegają do jego prawego obojczyka dzwoni telefon. Na początku ignorują ten dźwięk, ale za drugim razem, gdy jego melodia rozbrzmiewa, piłkarz sięga po niego:
-Kochanie to Ricky.- mówi cicho skrzydłowy.- Może powinnaś odebrać, martwiłaś się o niego...- przypomina jej i podaje komórkę.- Nie żebym nie chciał się z tobą kochać, ale... dokończymy za chwilę hm?- uśmiecha się.
-Dobrze.- przytakuje malarka po czym wybiera nr do przyjaciela, ponieważ komórka przestała dzwonić. Marco chce ubrać koszulkę, ale ona protestuje.
- Zostań tak jak jesteś. Uwielbiam na ciebie patrzeć.- mówi mu jego druga połówka czekając aż Ricky odbierze. W końcu słyszy jego głos.
-Nat... Przeszkodziłem wam prawda? Nie powinienem dzwonić, ale chciałem cię przeprosić, bo ostatnio nie odbierałem twoich telefonów, ale naprawdę miałem trudny czas i było mi wstyd... Pewnie jesteś zła, Max mówił, że się martwiłaś- mówi chłopak praktycznie na jednym oddechu.
-Ricky spokojnie.- uspakaja go.
-Przepraszam.- mówi do niej.
-W porządku. Nie gniewam się. - stwierdza.
-To dobrze.- Natalie słyszy w jego głosie ulgę.
-Co się działo przez ten czas? Max mówił, że nie chodziłeś do pracy?- pyta malarka.
-Ja... wziąłem wolne po tym jak spędziłem pół nocy w pubie... Za dużo wypiłem... Rano nie byłem w stanie iść do pracy, pewnie by mnie wyrzucili gdybym wtedy poszedł. Wyglądałem strasznie, czułem się jeszcze gorzej... - wyznaje.- Momentami zachowuję się żałośnie, sam to widzę, ale...
-To w porządku. Każdy z nas miewa gorsze momenty w swoim życiu.- pociesza go przyjaciółka.- Wszystko wróci do normy, ułoży się.
-Spotkałem się z nim... Był u mnie w mieszkaniu i rozmawialiśmy...- wyznaje chłopak.
-I?
-I przez moment chciałem, by było jak dawniej. Stałem przy oknie, nie odzywałem się, on siedział na sofie i też milczał. I miałem ochotę... chciałem podejść, przytulić go i po prostu spróbować, jednak zaraz potem przyszło mi na myśl, iż pewnie za każdym razem gdyby wychodził z mieszkania zastanawiałbym się czy przypadkiem...- przerywa i przez chwilę milczy...- To by się raczej nie udało, więc nie dałem nam kolejnej szansy. Tak się skończyło... I to jest dla mnie dobre, ale z jakiegoś powodu czuję się okropnie.
-Minie Ricky, obiecuję.
-A co jeśli nie? Niektórzy ludzie podobno kochają prawdziwie tylko jeden raz. Zresztą mam tego przykłady... Bobby...
-Nie możesz tak myśleć, Bobby jest w innej sytuacji. Stracił Katie, ona nie żyje.
-Minęły 4 lata...
-Wiem, ale widocznie potrzebuje kolejnych, by dać sobie szansę na nową miłość. A co jeśli spotkasz kogoś, kogo pokochasz jeszcze bardziej? Pomyślałeś o tym?
-Przepraszam, ale w tym momencie nie potrafię myśleć pozytywnie. Po prostu... Momentami mam wrażenie, że chyba nie zasługuję na to, by mieć to wszystko, co mają moi znajomi- rodzinę, bliską osobę...
-Co ty mówisz Ricky?-pyta go. Marco wstaje z sofy, nachyla się nad nią, składa na jej ustach delikatny pocałunek i szepce.- Idę pod prysznic.
-Ok.- odpowiada Nat.
-Przeszkadzam wam.- stwierdza Ricky.- Przepraszam. Trzymajcie się, ucałuj...
-Nie rozłączysz się.- mówi malarka.- Nie przeszkadzasz. Gdybym nie chciała rozmawiać to bym nie oddzwoniła. Posłuchaj kochanie...- mówi.- Może potrzebujesz odpoczynku, wytchnienia, zmiany otoczenia Ricky. Powinieneś pomyśleć nad urlopem. Może przylecisz do Dortmundu? Tęsknię za tobą, Oli na pewno też się ucieszy. Poznałbyś Marco...
-Obiecuję, że przylecę, ale w ciągu najbliższych dwóch, trzech tygodni to niemożliwe. Jeśli ustalę urlop to na pewno się o tym dowiesz. Ja też tęsknię, chcę was zobaczyć i w końcu poznać twoją drugą połówkę. Poza tym minęło kilka lat odkąd byłem w Dortmundzie...
***
2 tygodnie później...
Oliverze ja Ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...
Kiedy ksiądz polewa główkę wodą święconą chłopiec nie płacze. Natalie, Marco i Agnes uśmiechają się stojąc obok, ale to Mario dumnie trzyma małego podczas obrzędu. To jemu przypadł ten zaszczyt jako ojcu chrzestnemu. Uśmiecha się szeroko. Szczerze mówiąc traktuje Oliego trochę jak własnego synka, jest nim zachwycony i uwielbia się nim zajmować choć nie ma ku temu wielu okazji, z powodu odległości dzielącej Dortmund od Monachium. To jednak nie jest dla niego w tym momencie ważne. Wie, że będzie się starał być w najważniejszych momentach życia swojego chrześniaka, będzie się starał. To przecież syn jego najlepszego przyjaciela, jego brata właściwie, bo tak traktuje Marco.
***
Podczas obiadu siedzi obok swojej drugiej połówki, po drugiej stronie siedzi Agnes. Nie miał możliwości porozmawiać z dziewczyną przed chrztem, pojawiła się właściwie kilkanaście minut przed rozpoczęciem Mszy, dlatego ma zamiar to nadrobić:
-Miło cię znów widzieć Agnes.- mówi do niej.- Minęło kilkanaście miesięcy.
-To prawda.- przyznaje dziewczyna.- Już wróciłam więc teraz będziemy mieli więcej okazji. Naprawdę tęskniłam za Wami.- wyznaje.
-Zostajesz?- pyta.
-Tak.- przyznaje.- Tu czuję się na swoim miejscu, tu mam bliskie mi osoby.
-A co z twoim chłopakiem?
-Jestem sama.- mówiąc to patrzy na niego przez moment, a potem spuszcza wzrok.
-Przepraszam, nie wiedziałem.- przyznaje.- Nat mówiła, że jesteś szczęśliwa, zakochana...
-Tak było, ale czasem pewne sprawy wychodzą w najmniej spodziewanym momencie. -stwierdza.- Jednak suma sumarum lepiej wiedzieć, niż przekonać się zbyt późno prawda?- patrzy mu w oczy.
-Pewnie tak.- przyznaje piłkarz. Widzi smutek malujący się na twarzy przyjaciółki i naprawdę jest mu strasznie przykro, że musi przez to przechodzić.
-Może się przejdziemy?- pyta.
-Ann nie będzie miała nic przeciwko temu? Zawsze była bardzo o ciebie zazdrosna?
-No coś ty... Może czasem przesadza, ale ciebie akurat lubi i ci ufa... Chodźmy.
***
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej lektury :)
Mało komentujecie co odrobinę mnie zasmuca. Nie chcecie dzielić się ze mną swoimi odczuciami czy rozdziały nie są wystarczająco dobre?
Super
OdpowiedzUsuńRozdział jest totalnie smerfastyczny, zajebisty i ogólnie wyjechany w kosmos. Czekam na następny
OdpowiedzUsuńJejku jak słodko! Cieszę się ze szczęścia Nat i Marco. Ale ten telefon...No kurde, akurat w takim momencie?! :)
OdpowiedzUsuńCo do Rickiego mam nadzieję, że w końcu też odnajdzie szczęście:)
Przykro mi również z powodu Agnes, mam nadzieję że w końcu znajdzie miłość swojego życia.
Jak czytałam o tym jak Mario jest szczęśliwy trzymając Oliego na rękach to przypomniała mi się ciąża Ann:c Może spróbowali by jeszcze raz?
Czekam na nn i zapraszam do siebie:)
Nie gadaj głupot, że rozdziały nie są wystarczające dobre, ponieważ ja każdy rozdział czytam z zapartym tchem, a kiedy kończę to już chcę nowy i zachowuję się tak trochę jak rozkapryszona dziewczynka, która nie dostała tego czego chciała (:D). Każdy podkreślam KAŻDY Twój rozdział jest genialny, cudowny, boski, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju!! <3 W cudowny sposób opisujesz życie każdego z bohaterów. Sposób w jaki piszesz i Twój styl pozwala mi "wcielić" się w daną postać. I jestem bardzo szczęśliwa, że trafiłam na Twojego bloga. <333
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Rick'iego. Myślałam, że jak spotkał Sonię to wszystko się ułoży,a tu.. Myślę, że przyjazd do Dortmundu dobrze by mu zrobił. Miałby czas na poukładanie sobie tego wszystkiego.
Marco i Nat.. ach.. Jestem szczęśliwa, kiedy czytam jacy są szczęśliwi! Przeszli tyle, znieśłi tyle cierpienia, że teraz już nic nie może się popsuć. Szkoda, że na chrzcie Oliego nie było Rick'iego.. :(
Trochę smutno mi się zrobiło z powodu Mario i Anges. Może wkrótce Mario też będzie mógł się cieszyć z obecności takiej małej istotki w swoim domu, hm.. ^^
Szkoda Anges.. Mam nadzieję, że do jej drzwi również wkrótce zapuka szczęście i już nigdy jej nie opuści. ;3
Czekam na następny cudowny rozdział. Pozdrawiam, buziaki. Ola :**
Rozdzial super jak zwykle. Ciesze sie ze Marco jest z Nat. Czekam na next:) Pozdrawiam Marta:)
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały.Cudowny po prostu nic dodać, nic ująć. Szczęście Marco i Nat tak długo wyczekiwane bardzo mnie cieszy,dobrze że się wszystko układa. Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam serdecznie Daria :)
OdpowiedzUsuńKurczę szkoda mi strasznie Ricky'ego. Mimo to dobrze postąpić nie zgadzając się, aby dać drugą szansę mimo tego, że bardzo go kocha... Ale wierzę w to, że przy pomocy przyjaciół szybko się pozbiera. Być może jego odwiedziny w Dortmundzie coś zmienią w jego życiu. Oczywiście na lepsze :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Marco rozumie to iż Nat chce się rozwijać ze swoimi obrazami i nie stara się jej ograniczyć tylko do wychowywania dziecka. Sam chce się rozwijać, więc jak mało który mężczyzna rozumie postanowienie Nat :)
Rozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**
Rozdział jak zawsze świetny i nie waż się myśleć inaczej! Życzę dalszej weny i czekam na next!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*