poniedziałek, 26 stycznia 2015
52.
Mario stoi nad łóżeczkiem, w którym śpi jego mały chrześniak. Ogromnie go to cieszy, że oboje z Agnes zostali rodzicami chrzestnymi Reusa Juniora. Tego wieczoru obmyślił z Agnes plan i wspólnie z nią ma zamiar wcielić go w życie. Uśmiecha się na widok śpiącego malca. Jest wykapanym tatusiem, przynajmniej na razie. Usta i nos choć ma bardziej podobne do mamy. Dziecko uśmiecha się przez sen czym wywołuje na twarzy wujka wielki uśmiech. Do sypialni wchodzi jego przyjaciel. Ma nas sobie tylko ręcznik, bo własnie wyszedł spod prysznica. Staje obok Götze:
-Ktoś tu podbił serducho wujka Mario.- mówi cicho spoglądając na swego syna.
Mario patrzy nadal. Nic nie mówi. Marco spogląda na niego, dziwi się, że nic nie powiedział, ale nie pyta. Idzie w stronę garderoby i znika za jej drzwiami. Gdy wraca, ma na sobie spodenki. Gotze tym razem siedzi na łóżku:
-Mam propozycje.- mówi.- Idziesz na dół i przerywasz Nat i Agnes ploty. Potem obydwoje wskakujecie w jakieś ekstra ubrania i wychodzicie. Ja z Agnes zostaję z małym, wy macie czas dla siebie. Zero zamartwiania się o Olivera. Zero telefonów co 5 minut.- wylicza.
-Nie Wiem ...- wzdycha blondyn.
-Przecież krzywdy mu nie nie zrobimy. Poza tym chyba potrzebujecie odrobiny czasu dla siebie prawda? Nie macie go dużo ...- stwierdza pomocnik bawarskiej drużyny.
-Nie mamy, ale tak to jest jak ma się małe dziecko, treningi itp. sprawy.- tłumaczy Marco.
-Dlatego właśnie my się nim zajmiemy, a wy uciekacie.- mówi z przekonaniem młodszy.
-Spróbuję ją namówić. Dzięki Mario ...
-Podziękujesz nam jak spędzisz z nią miło czas.- uśmiecha się Mario.
Chwilę później Reus próbuje przekonać Nat, ale nie jest ona pozytywnie nastawiona do tego pomysłu. Ufa Agnes i Mario, widzi, że mały jest dla nich jak synek, wie, że dobrze się nim zajmą, ale nie nie umie go zostawić. W końcu jednak do akcji wkracza duet Agnes & Mario i nie nie dają jej dojść zrobić słowa. Na każdy protest dziewczyny odpowiadają gotowym pomysłem. Po godzinie młodzi rodzice zostają wypchnięci za drzwi domu Reusa. Wsiadają do auta i kierują się zrobić do restauracji gdzie Mario zarezerwował dla nich stolik. Reus śmieje się gdy Natalie cały czas mówi o spisku Agnes i Mario:
-Z czego tak się śmiejesz? -pyta malarka.
-Niedawno mówiłaś, że mamy za mało czasu dla siebie, bo ciągle pracuję, a jak teraz nasi przyjaciele zdecydowali się nam go trochę podarować to marudzisz. Przecież oni dobrze zajmą się naszym synkiem. Już nie raz z nim zostawiali.- mówi piłkarz.
-Ale nie w nocy. Po kolacji wrócimy do domu.- stwierdza dziewczyna, a w tym samym czasie słyszy dźwięk nadchodzącego sms-a. Odczytuje i wybucha śmiechem:
"Nie wracajcie zbyt wcześnie, bo nie nie wpuścimy was do domu".
Marco też się śmieje . Gotze pomyślał o wszystkim.
***
Obydwoje nie odstępują małego na krok. Gdy pociecha Nat i Marco się budzi Mario, który właśnie wszedł do pokoju, podchodzi do łóżeczka, nachyla się i na jego twarzy pojawia się wielki uśmiech. Wyciąga dłoń i po chwili mały już trzyma go za palec:
-Jesteś silny. Musisz być, masz to po rodzicach.- mówi do chłopca.
Zauważa, że dziecko niespokojnie się wierci. Postanawia sprawdzić, nie nie trzeba go przewinąć. Okazuje się, że miał rację. Bierze chłopca na ręce, przenosi na przewijak znajdujący się w rogu pokoju, po czym zmienia dziecku pieluszkę. W trakcie czynności do pokoju wchodzi Agnes. Przygląda się jak Mario umiejętnie radzi sobie z opieką nad małym Reusem:
-Płakał? - pyta.
-Nie, ale się wiercił. Sprawdziłem i okazało się, że przeczucie miałem dobre. Teraz pewnie trzeba go wykąpać i nakarmić- patrzy na dziewczynę.
-Pewnie tak.- przyznaje mu rację agentka.
Chłopak po przewinięciu malca bierze go na ręce. Nosi go i do niego mówi. Blondynka z zainteresowaniem przygląda się tej scenie. Przypomina sobie słowa Gotze wypowiedziane podczas jednej z wspólnych imprez w klubie:
Pamiętasz jak kiedyś powiedziałeś, że jeszcze będziemy bawić dzieci Natalie i Marco? - pyta, a on potakuje.-Miałeś rację- patrzy na niego. Chłopak podchodzi do niej z Oliverem na rękach i się uśmiecha:
-Widziałem Jak na siebie patrzyli, przecież ich gesty mówiły same za siebie.- twierdzi.
-Mario ...
-Uhm?
-On chyba się zaczyna denerwować. Może faktycznie już go wykąpiemy?
-Tak.
-Idę przygotować wodę. Rozbierzesz go?
-Tak.
Chwile później kąpią chłopca. Oli jest zachwycony, a dla nich zajmowanie się takim szkrabem do czysta przyjemność. Po kąpieli dziecko zostaje dokładnie wytarte, natarte oliwką, ubrane i końcu nakarmione z butelki. Gdy Mario nosi chłopca, by mu się odbiło zaczyna dzwonić komórka Agnes. Odbiera:
-Natalie miałaś nie nie dzwonić. Nic mu nie nie jest.- uspakaja przyjaciółkę.
-Jestem przewrażliwiona wiem ... ale ...- przyznaje malarka.
-Jest wykąpany, nakarmiony. Zaraz dostaniesz fotkę, ale później już masz nie dzwonić tak? Zajmij się Reusem. Na tez cię potrzebuje.- instruuje Agnes.
-Oki.
Po chwili Natalie dostaje mms- ze zdjęciem na którym jest Oli w ramionach Mario. Uśmiecha się i pokazuje je swojemu partnerowi. On tez się uśmiecha po czym nachyla się, muska delikatnie jej usta i mówi:
-Widzisz nic mu nie jest. Zajmują Się naszym synem jakby był ich ... -śmieje się.
***
Wchodzą do domu cicho. Wszędzie jest ciemno. Piłkarz całuje swoją dziewczynę zaraz po wejściu. Nat oddaje każdy pocałunek. Powoli kierują się na górę. Chłopak obejmuje ją. Kiedy wchodzą do swojej sypialni okazuje się, że na ich łóżku śpią rodzice chrzestni małego . Na twarzach malarki i piłkarza pojawiają się uśmiechy. Stają przed łóżeczkiem ich śpiącego synka i patrzą na niego. Natalie czuje dłonie chłopaka oplatające ją w pasie :
-Kocham cię. Idziemy spać? - pyta skrzydłowy.
-Nie będziemy ich budzić?
-Nie. A Oli? Zabieramy go?
Wtedy słyszą głos Mario, który podnosi się delikatnie, tak, aby nie obudzić Agnes :
-Zostawcie go. Szkoda go budzić. Jak będzie płakał, to go przyniosę.- proponuje.- Zajęliśmy wam łóżko, przepraszam. Nie chcieliśmy, by spał sam.
-Nie szkodzi. Obudziliśmy cię przepraszamy.
-Spoko. Bawiliście się dobrze? - pyta szepcząc.
-Tak. Dzięki. Jesteście wspaniali.
-To Ja Już wiem.- kładzie się spowrotem.
-Dobranoc.
-Dobranoc
-Bądźcie Grzeczni.- dodaje Nat.
-Taa ... Przecież ja zawsze jestem grzeczny. - stwierdza Mario.
-Uhm ... Jasne ...- mówi Marco.
-Coś sugerujesz Marco? - pyta Gotze
-Ja? Nie coś ty ... Śpij dobrze.-uśmiecha się blondyn.
Zabierają kilka rzeczy z garderoby i wychodzą. Marco prowadzi ja na dół do łazienki. Zamyka drzwi. Natalie patrzy na niego, on ma nieodgadnioną minę. Czeka na jego krok, a blondyn wplata palce w jej włosy i składa na jej ustach pocałunek. Ona oddaje każdy. Kiedy czuje, że Marco stopniowo pozbawia ją ubrania słyszy jego głos:
-Kochaj się ze mną ...
-Na Górze śpią nasi goście ...
-Będziemy cichutko ...
***
Rano gdy Agnes i Mario zjawiają się w kuchni, młodzi rodzice jędza śniadanie. Agentka i piłkarz Bayernu zajmują miejsca przy stole po czym od razu zauważają, iż ich przyjaciele są radośni, zadowoleni, patrzą na siebie z czułością ... Mario niespodziewanie mówi do Agnes:
-Była kolacja, miły wieczór, seks ... Cel osiągnięty ...- mruga.
-Musimy częściej się tak organizować.- proponuje agentka.
-Uhm ... Jak będziemy im tak pomagać, to niedługo będziemy bawić drugie Reusiątko.- śmieje się piłkarz.
-Mario czy ty nie nie za szybko planujesz? Niedawno urodziłam jedno dziecko, muszę odpocząć trochę. Jak tobie się wydaje, że urodzenie dziecka do tak raz, dwa, trzy i już, to źle ci się wydaje.- mówi Nat.
-Ależ wiem,że to nie jest takie proste-przecież tyle razy rodziłem ...- robi zabawna minę.
-Poczekamy trochę z drugim. Spokojnie. Na razie będziecie nam pomagać przy Olim.- kwituje Reus.
-Taaa ... Poczekamy zobaczymy ...
-Coś sugerujesz?
-Nie, skądże.
***
Idąc halą przylotów rozgląda się z nadzieją, że gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi osobami zobaczy Natalie. Poprzedniego wieczoru obiecywała mu, że to ona przyjedzie po niego na lotnisko. Nigdzie jej niestety nie widzi. W pewnym momencie natomiast zauważa znajomą twarz. Widzi Marco i już wie, iż to on, nie malarka zjawił się po niego. Podchodzi uśmiechając się:
-Cześć.- wyciąga dłoń do piłkarza, a on podaje mu swoją.- Mam na imię Ricky.
-Marco. Miło mi cię poznać.- uśmiecha się skrzydłowy.- Natalie cię przeprasza, ale nie mogła przyjechać, Oli gorączkuje więc pojechała z nim do pediatry.- tłumaczy blondyn.
-Rozumiem, nic się nie dzieje.
-Chodźmy na parking, wolałbym uniknąć...- zaczyna mówić Marco, ale w tym momencie przerywa mu dziewczyna, która pyta czy może zrobić sobie z nim zdjęcie. Piłkarz chętnie się zgadza, a z jednego zdjęcia robi się kilka ponieważ za dziewczyną podchodzą jeszcze inne osoby. Marco cierpliwie pozuje, ale oddycha z ulgą kiedy już nikt nie prosi o fotki i autografy. Patrzy na Ricky'ego, który uśmiecha się.
-Właśnie to miałem na myśli. - tłumaczy mu po czym obydwaj idą w stronę parkingu.
-Jesteś świetnym piłkarzem więc to normalne...
-Tak, nie mam nic przeciwko, ale czasem z kilku fotek robi się kilkanaście, bądź kilkadziesiąt, często nie mam po prostu czasu na to wszystko, a nie pasuje mi odmówić...
-Rozumiem.
Kilka minut później jadą w samochodzie Marco.
Ricky rozgląda się z zainteresowaniem. Nie był w mieście kilka lat, widzi sporo zmian. Jedne są drobne inne większe. To jednak nadal jego rodzinne miasto, jego miejsce... Kiedyś nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek mógł je opuścić, miał przecież pracować w firmie ojca, przynajmniej jego tata miał takie plany, potem stało się tak jak się stało.
-Sporo się zmieniło odkąd wyjechałeś?- pyta piłkarz.
-Tak. Jedne zmiany są mniejsze, inne większe... Jednak to wciąż to samo miasto, miejsce które kochałem i z którego nie wyobrażałem sobie wyjechać...- mówi chłopak.- Los jednak pisze różne scenariusze...- wzdycha.
-Nie chciałeś zostać...
-Cóż... Nie wyobrażałem sobie życia tu, blisko domu a jednocześnie tak daleko...- tłumaczy.- Po tym co usłyszałem od ojca... Nat na pewno ci wspominała...
-Tak.-przyznaje.
-Więc rozumiesz... Dortmund nie jest mały, mogłem zostać i generalnie nie widywać się z nimi, nie wchodzić im w drogę, ale prawda jest taka, że lepszym wyjściem był wyjazd, poza tym mój facet... on...- przerywa, a Marco słyszy jak bierze głęboki oddech.
-Przepraszam, że poruszyłem ten temat... Nie powinienem, nie znasz mnie praktycznie... Przepraszam...
-Nie, spokojnie. Już mogę o tym rozmawiać, ja po prostu... Cóż... on miał dobrą propozycję pracy, a po sytuacji z moimi rodzicami uznaliśmy, że lepiej będzie jeśli wyjedziemy.
-To była dobra decyzja. Tak myślę.
-Tak, zdecydowanie.- mówi Ricky, a po chwili dodaje.- Od tej rozmowy, właściwie kłótni, nie widziałem ich.- przyznaje.- Mam rodziców, a jednocześnie ich nie mam. Wyobrażasz sobie?- wzdycha.
-Nie powiem, że wiem co czujesz, bo nie mam pojęcia. Moi rodzice zrobiliby dla mnie wszystko. Wychowali nas i wpajali, że niezależnie od sytuacji, zawsze możemy na nich liczyć...- mówi blondyn.
-Zaakceptowaliby gdybyś im powiedział, że zakochałeś się w drugim facecie?- pyta patrząc na niego.
-Wiesz... myślę, że byliby zaskoczeni, ale jestem pewien, iż nie odrzuciliby mnie z tego powodu.- odpowiada piłkarz.- Mam tolerancyjnych rodziców, cóż... mam też przyjaciela, który jest gejem... Nie mieszka obecnie w Dortmundzie, ale w Stanach więc mniej się widujemy, jednak moi rodzice nigdy nie mieli nic przeciwko Alanowi, kiedy jeszcze mieszkał w Dortmundzie, choć wiedzieli, a ja się z nim przyjaźniłem, zresztą przyjaźnię do dziś.
-To zazdroszczę rodziców...
Nastaje cisza, która trwa dobrych kilka minut. W końcu Marco parkuje pod domem. Obydwaj wysiadają, potem piłkarz wyciąga walizkę Ricky'ego z bagażnika.
-Zapraszam.- mówi piłkarz.
***
-Czy ten facet musi angażować cię we wszystko co robi.- mówi Mario i choć nie krzyczy, z tonu jego głosu można odczytać, że jest bardzo zły.
-Nie musi, ale z drugiej strony dobrze, że to robi ponieważ to dla mnie wyróżnienie. Nie wszystkie modelki mają szansę tak często jak ja z nimi współpracować.- tłumaczy Ann.
-Nie lubię go.- słyszy z ust chłopaka.- Nie lubię... Działa mi na nerwy...- powtarza.
-Jesteś zazdrosny, a naprawdę nie masz powodów.- słyszy z ust ukochanej.- Nie mogę odrzucać propozycji od wszystkich osób, o które możesz być zazdrosny.
-Ann ja naprawdę dostaję białej gorączki kiedy wyjeżdżasz na sesje i wiem, że on będzie w pobliżu.- stara się mówić spokojnie.
-Wiem, ale musisz mi zaufać...
-Przecież ci ufam, to jemu nie ufam kochanie... On naprawdę ślini się prawie na twój widok.- argumentuje.
-Przesadzasz.
-Nie przesadzam. Nie lubię go, podobasz mu się i wcale nie stara się tego ukryć. Po prostu nie mogę gościa...
-Wiem, ale zrozum...
-Staram się, naprawdę... Ale po prostu nie mogę. Nie możesz sobie raz odpuścić? Tylko jeden raz?
-Nie wiesz o co mnie prosisz... To tak jakbym ciebie poprosiła, byś nie zagrał w ważnym meczu Mario...
Kochasz piłkę, chcesz grać, zdobywać tytuły, święcić triumfy... Ja też chcę się rozwijać, te sesje to dla mnie szansa. Moje koleżanki musza o nie zabiegać, ja nie muszę aż tak się starać.
-Rozumiem, ale...
-Przepraszam, ale nie zrezygnuję z wyjazdu i szansy jaką dostałam. Rozumiem, że jesteś zazdrosny, rozumiem twoje obawy, ale powtarzam... Nie ważne co on sobie myśli, nie interesuje mnie to. Mogę mu się podobać, ale on mnie zdecydowanie nie interesuje temat uważam za zamknięty.
-W porządku.
-W porządku.
***
Marco obserwuje jak Natalie przytula się do Ricky'ego, a potem radość na twarzy chłopaka gdy przytula on małego Olivera. Nie chce przerywać tej chwili dlatego po prostu idzie do kuchni zerknąć, czy zapiekanka już się upiekła. Słyszy śmiech Natalie dobiegający z salonu, a zaraz po nim śmiech Ricky'ego. Dopiero po dłuższej chwili malarka wchodzi do kuchni, w momencie gdy jej partner wyjmuje zapiekankę z piekarnika. Za nią wchodzi dziennikach, który w tym momencie trzyma na rękach ich dziecko:
-Dlaczego tak zniknąłeś?- pyta Nat.
-Chciałem zajrzeć do piekarnika.- tłumaczy.- Nie, nie schowałem się w kuchni z powodu zazdrości o Ricky'ego.- uśmiecha się.
-Ej... dlaczego miałby być zazdrosny o mnie?- pyta zdezorientowany gość.
-Cóż... momentami jestem typem zazdrośnika...- mówi piłkarz.
-Kocham ją, owszem, ale jak siostrę... Także z mojej strony nic nie zagraża waszemu związkowi.- stwierdza z poważną miną dziennikarz.
-Stary gdybym tego nie wiedział to zapewne nie byłbyś teraz w naszym domu.- śmieje się i Nat również.
-Nabijacie się ze mnie prawda?
-Nie... Po prostu żartujemy.- tłumaczy Natalie śmiejąc się.- Marco bywa zazdrosny i to jest fakt, ale w tym momencie nie chodzi o zazdrość. Na szczęście mój mężczyzna mi ufa i wierzy w to co mówię. A o tobie mówiłam całkiem sporo, jednak najważniejszą rzeczą było to, iż odwzajemniam twoje siostrzano- braterskie uczucia.
-Uff...- wzdycha teatralnie.- Co za ulga.
***
Kiedy wieczorem mały Oliver już smacznie śpi, oni spędzają czas na rozmowach. Marco słucha opowieści Ricky'ego z czasu, kiedy poznał Natalie, potem jak ich relacja przeradzała się w przyjaźń, jak namawiał ją, na spacery do centrów handlowych, by pooglądać ubranka dla dzieci, a ona się upierała, że nie chce iść, bo nie chciałaby zapeszać, gdyż wszystko się może zdarzyć. W końcu jednak ulegała i dawała się namówić. Mówi jaka była szczęśliwa oglądając te wszystkie rzeczy dla niemowląt, jak zachwycała się miniaturowymi bucikami czy skarpetkami. Blondyn chłonie każde słowo, każdą opowieść i żałuje, iż nie mógł tego wszystkiego doświadczyć z Natalie. Z drugiej jednak strony cieszy się, że miała kogoś, kto był wtedy obok. Pada dużo słów, wiele historii doprowadza całą trójkę do śmiechu. Ricky pyta również o to, co przeżywał piłkarz. Wyraża smutek z powodu śmierci córeczki. Słucha piłkarza, obserwuje z jaką miłością patrzy na Natalie, jak czułe są jego gesty, nawet zwykłe dotknięcie dłoni i przekonuje się na własne oczy, iż przyjaciółka dobrze ulokowała swoje uczucia. To nie tak, że nie wierzył w to, jak mówiła, jakim wyjątkowym człowiekiem jest Marco, on musiał po prostu przekonać się ostatecznie na własne oczy. I teraz już wie na pewno, że nie mówiła tego tylko i wyłącznie z powodu tego, iż go kocha.
-Fajnie się rozmawia, ale przeproszę was już.- mówi piłkarz.- Mam jutro rano trening.
-Jest strasznie późno... Zagadaliście mnie i straciłem poczucie czasu... Przepraszam, że was tak przetrzymuję...- mówi Ricky wstając z sofy.
-Spokojnie.- stwierdza blondyn nachylając się i muskając delikatnie policzek Nat.- Ja idę się położyć, co nie znaczy, że wy również musicie iść spać.- uśmiecha się.- Porozmawiajcie sobie jeszcze, ja sam chętnie bym został, ale jutro Jurgen posądzi mnie o imprezowanie jak będę zmęczony. A tego bym nie chciał...
***
Miałam kończyć, ale... mam tu coś jeszcze do zrobienia :) Chodzi o pewną relację, dwóch osób, której jeszcze nie ma, a musi być... O kogo chodzi? Przekonacie się. Tego nie było w planach od początku, pomysł narodził się niedawno więc zostanie zrealizowany :) :) :)
***
Czekam na komentarze :)
środa, 21 stycznia 2015
51.
W pokoju jest cicho pomimo tego, że są w nim dwie osoby. Nie są blisko siebie, wręcz przeciwnie. Jeden zajmuje miejsce na brązowej kanapie, a drugi stoi przy dużym oknie. Obydwaj nie mówią nic, choć starszy z nich próbował rozpocząć rozmowę. Mijają kolejne minuty, a oni nie wypowiadają żadnych słów, po prostu są w tym samym pomieszczeniu. W końcu z ust młodszego pada pierwsze zdanie:
-Powiedz co masz do powiedzenia i potem po prostu zostaw mnie samego dobrze?- patrzy na niego, starszy wstaje z kanapy z zamiarem podejścia do Ricky'ego, ale ten kręci przecząco głową.- Zostań tam.
-Ja...
-Nie chcę byś się do mnie zbliżał rozumiesz? Ostatnim razem pocałowałeś mnie, nie chcę powtórki!
-Ok.- mężczyzna podnosi dłonie w obronnym geście po czym znów zajmuje miejsce na kanapie.- Przyszedłem przeprosić Ricky. Wiem, że to trudne, ale jedyne czego pragnę to twoje wybaczenie... Naprawdę.- zapewnia.
-Po co ci ono?
-Bo jesteś dla mnie ważny... najważniejszy. Bo moje uczucia nadal są tak samo silne... Ja cię...
-Nie mów tego!!! Nie chcę tego słuchać.- przerywa mu.
-Kiedy to jest prawda, najszczersza prawda.- próbuje go przekonać.- Popełniłem błąd. Najgorszy w swoim życiu i bardzo żałuję. Nawet nie wiesz jak bardzo. - przerywa na moment, bo drży mu głos.- Nie mogę cofnąć czasu, ale mogę poprosić cię, byś przyjął moje przeprosiny, mogę błagać cię, byś jeszcze raz mi zaufał, mogę obiecać, iż tym razem nie cię zawiodę , nie skrzywdzę, nie dam powodu do cierpienia... Proszę o szansę, bym mógł udowodnić jak bardzo cię...
-Nie mów tego. Nie mów...- mówi.- Jest za późno... Za późno...- powtarza.- To było zbyt dużo dla mnie. Kiedy wszedłem do domu...- przerywa na moment.- Gdyby ktoś powiedział mi, że najważniejsza osoba w moim życiu mnie zdradzi, pewnie bym ją wyśmiał. Ja po prostu byłem naiwny, wierzyłem w zapewnienia płynące z twoich ust, że jestem jedyny, najważniejszy. Potem zobaczyłem jak wielkie to było kłamstwo... Nie mam pojęcia dlaczego do tego doszło, nie wiem co zrobiłem źle, bo przecież musiałem coś zrobić skoro...
-To nie twoja wina.- przerywa mu, by wyprowadzić go z błędu, bo przecież to nie Ricky zawinił.
-Więc dlaczego?- pyta.
-Nie wiem, to po prostu się stało. To moja wina. Nie obwiniaj siebie, bo to wyłącznie ja jestem winien.- zapewnia.
-Nieważne...
-Czy jesteś w stanie wybaczyć mi to co zrobiłem i pozwolić mi to naprawić? To jest możliwe...-próbuje go przekonać.
-Nie, to niemożliwe.- Ricky kręci głową.- Ja ci nie ufam i nie mógłbym zaufać ponownie. To niemożliwe.
-Może gdybyśmy spróbowali...
-To nie jest dobry pomysł, poza tym ja nie chcę próbować. To nie wyjdzie. Znam się na tyle, by to wiedzieć. Przez te wszystkie miesiące starałem się podnieść i mi się to udało. Poukładałem sobie wszystko na tyle, na ile to było możliwe.
-Rozumiem...- mężczyzna nie patrzy na niego, spuszcza głowę.- Musiałem spróbować, wybacz. Wiele razy chciałem przyjść i z tobą porozmawiać, ale wiedziałem, że zapewne mnie wyrzucisz. Dlatego próbowałem iść do przodu, chodziłem na randki, ale w żadnej z tych osób nie zobaczyłem ciebie.- wzdycha.- Pójdę już.- podnosi wzrok po czym idzie w stronę drzwi. Kiedy je otwiera na moment odwraca się. Stoją twarzą w twarz, może nawet zbyt blisko siebie. To chwila i ich usta na moment się łączą, jedynie na kilka sekund, a potem dziennikarz zostaje sam. Zamyka drzwi, a potem kieruje się do swojej sypialni, by tam po prostu położyć się do łóżka. Pomimo, iż postąpił właściwie jest mu ciężko. Pragnie zasnąć i przespać te chwile.
***
Natalie próbuje dodzwonić się do Ricky'ego już drugą dobę właściwie, ale ten nie odbiera. Nie wie co się z nim dzieje i dlatego bardzo się niepokoi. W końcu wybiera numer do jednego z jego przyjaciół, z którym chłopak pracuje.
-Cześć Natalie.- wita się z nią Max.- Co za miła niespodzianka.
-Cześć Max. Co u Ciebie?
-A w porządku. Nic nowego właściwie. Praca, dom, praca, dom i tak w kółko. Jednak nic więcej nie potrzebuję do tego by być szczęśliwym.
-Jak się czuje Caroline?
-Narzeka, że wygląda jak wieloryb.- śmieje się dziennikarz.- To wcale nieprawda. To koniec 8 miesiąca, a przytyła zaledwie 13 kg. Wygląda pięknie. Tak myślę.
-Wyślij mi fotkę tego wieloryba.- uśmiecha się Nat.
-Dobrze.- zgadza się.- A jak Tobie się układa? Wiem, że było wiele wzruszeń jak wróciłaś...
-To prawda.- mówi dziewczyna.- Wiesz... jestem szczęśliwa. Gdy Marco dowiedział się, że jest tatą... Tego nie da się opisać. On uwielbia zajmować się Olim, a jak widzę z jaką miłością patrzy na niego, jak cieszy się z każdego jego uśmiechu...
-Musi być wyjątkowy skoro go wybrałaś Nat... Ty jesteś wyjątkowa więc twój facet też musi taki być... Mam nadzieję, że go kiedyś poznamy.
-Myślę, że tak! Zapraszam do Dortmundu !
-Myślę, że jak nasza córeczka się urodzi i odrobinę podrośnie to skorzystamy z zaproszenia. Wcześniej to pewnie Ricky Was odwiedzi. Może jest sceptycznie nastawiony do tego miasta z wiadomych powodów, ale raczej długo bez was nie wytrzyma. Ostatnio ciągle o was mówił...
-A właśnie... Nie mogę się do niego dodzwonić już drugą dobę. Co się z nim dzieje? Martwię się.- przyznaje.
-Hmm... Nie było go w pracy, zadzwonił, że jest chory.
-Faktycznie jest?
-Nie. Myślę, że dochodzi do siebie po tym, jak pół nocy spędził w pubie. - przyznaje ze smutkiem.- Kiedy przyszedłem do niego po pracy wyglądał przyzwoicie, ale miał potwornego kaca. Myślę, że po prostu nie odbiera, bo nie chce byś dowiedziała się, że w ten sposób odreagowuje spotkanie z jego byłym.- tłumaczy.
-Widział się z nim znowu?- dziewczyna nie ukrywa zaskoczenia, co słychać w jej głosie.
-Tak. Rozmawiali w mieszkaniu Ricky'ego. Z tego co wiem usłyszał prośbę o szansę, ale ją odrzucił. I naprawdę jestem z niego dumny. Tylko, że strasznie to przeżywa. Wiesz... ma teraz po prostu trudny okres. Wiesz co mi powiedział?
-Co?
-Powiedział mi, że tak się zastanawia... patrzy na mnie, na ciebie, na innych znajomych i widzi, że wszyscy układają sobie życie, mają rodziny, a on jest sam. Powrócił temat jego rodziny. Myślę, że to wszystko bierze się z tego, że został odrzucony przez osoby, które powinny go kochać miłością bezwarunkową, powinny wspierać nawet gdy nie do końca akceptują jego wybory...
-Powinni, a jednak tego nie zrobili... A on... On wybrał miłość, czym zawiódł rodziców, a kiedy myślał, że wybór był właściwy, kiedy był szczęśliwy, okazało się, że nie jest wystarczający...
-Dokładnie.- przyznaje Max.- Cierpi, pomimo tego, że minęły miesiące, pomimo tego, iż wie, że to nie wróci, nawet nie chce próbować. To minie, jednak potrzebny jest czas. Nie wszyscy radzą sobie z takimi sytuacjami od razu. Widocznie on potrzebuje więcej czasu.
-Tak, wiem, ale się martwię. Nie potrafię inaczej.- mówi Natalie.
-Rozumiem, jest ci bliski, nam też, dlatego nie pozwolimy, by był z tym sam.- obiecuje Max.- Dzwoń do niego, a ja potem się do niego wybiorę.-mówi.
-Dobrze. Dziękuję.
-Jestem jego przyjacielem, nie mogę być obojętny, nie chcę stać z boku i się przyglądać.
-Jesteś wspaniałym przyjacielem. Ucałuj Caroline i wasze maleństwo.- mówi i uśmiecha się.
-Dziękuję. Nie zamartwiaj się Nat. Ricky jest cały i zdrowy. I na pewno się odezwie. Pa.
-Pa.
***
Spędza z Marco miły wieczór najpierw jedząc kolację, którą chłopak przygotował, a potem przytulając się na kanapie i rozmawiając. Rozmawiają o różnych rzeczach, śmieją się, całują, po prostu cieszą się swoją obecnością. To wszystko ciągle jest dla nich niejaką nowością, po wielomiesięcznej rozłące. Nowe jest przede wszystkim to, iż nie dzielą wszystkiego we dwójkę, ale we trójkę. Bo przecież ich świat to nie tylko oni, ich dwójka. Ich świat to oni oraz ich synek, który w tym momencie śpi w łóżeczku.
Natalie mówi. Opowiada mu o pomyśle na nową wystawę, o obrazach, które ma zamiar namalować, o tym, że chce nadal realizować się na tej płaszczyźnie, o jej planach i marzeniach, które ma zamiar zrealizować, a on słucha. Nie sprzeciwia się, nie namawia, by chwilowo odpuściła, dała spokój, nie mówi, by cały czas poświęciła malutkiemu chłopczykowi, który teraz powinien skupić całą jej uwagę. Rozumie, że tak jak on, ona również ma swoje marzenia, również chce się realizować, rozwijać. Nie nalega, by porzuciła plany, ponieważ doskonale wie, iż ich dziecko w żaden sposób nie ucierpi przez to, że mama znów zacznie więcej malować.
-Marco...
-Tak?
-Co o tym myślisz?
-Myślę, że powinnaś to wszystko zrealizować.- mówi.- Na pewno będzie trudniej, bo jest Oli. Nie możesz tak wiele czasu poświęcić na malowanie jak wcześniej, bo wymaga opieki, czasu, ale to nie jest niemożliwe. Poza tym pomogę ci, na tyle ile będę mógł. Przecież mogę się nim zająć jak będę w domu i chętnie to zrobię. Czasem ci trochę poprzeszkadzamy...- uśmiecha się po czym muska jej szyję ustami, a po ciele dziewczyny rozchodzi się jakby prąd.
-Już widzę jak będę malować z wami obydwoma w pracowni...- wzdycha Natalie.
-Kocham cię wiesz?- wyznaje blondyn.
-Wiem. Mówisz mi to kilkanaście razy dziennie.- przyznaje malarka.
-Mówię, ale czy to czujesz?- pyta piłkarz.
-Tak, czuję.- przyznaje Nat, po czym łączy ich usta. Jeden pocałunek rodzi następne. Pierwszy dotyk rodzi kolejne. Potrzebują siebie, pragną bliskości, pragną okazywać sobie miłość na wszelakie możliwe sposoby, dlatego Natalie, choć jest odrobinę zmęczona, nie powstrzymuje palców Marco, kiedy płynnymi ruchami odpinają guziki jej bluzeczki. Jej dłonie natomiast wsuwają się pod jego koszulę, gładzą jego umięśniony brzuch, badają każdy centymetr jego skóry, a potem sprawnym ruchem pozbywają się kawałka zbędnego materiału okrywającego jego tors. I kiedy usta Nat przylegają do jego prawego obojczyka dzwoni telefon. Na początku ignorują ten dźwięk, ale za drugim razem, gdy jego melodia rozbrzmiewa, piłkarz sięga po niego:
-Kochanie to Ricky.- mówi cicho skrzydłowy.- Może powinnaś odebrać, martwiłaś się o niego...- przypomina jej i podaje komórkę.- Nie żebym nie chciał się z tobą kochać, ale... dokończymy za chwilę hm?- uśmiecha się.
-Dobrze.- przytakuje malarka po czym wybiera nr do przyjaciela, ponieważ komórka przestała dzwonić. Marco chce ubrać koszulkę, ale ona protestuje.
- Zostań tak jak jesteś. Uwielbiam na ciebie patrzeć.- mówi mu jego druga połówka czekając aż Ricky odbierze. W końcu słyszy jego głos.
-Nat... Przeszkodziłem wam prawda? Nie powinienem dzwonić, ale chciałem cię przeprosić, bo ostatnio nie odbierałem twoich telefonów, ale naprawdę miałem trudny czas i było mi wstyd... Pewnie jesteś zła, Max mówił, że się martwiłaś- mówi chłopak praktycznie na jednym oddechu.
-Ricky spokojnie.- uspakaja go.
-Przepraszam.- mówi do niej.
-W porządku. Nie gniewam się. - stwierdza.
-To dobrze.- Natalie słyszy w jego głosie ulgę.
-Co się działo przez ten czas? Max mówił, że nie chodziłeś do pracy?- pyta malarka.
-Ja... wziąłem wolne po tym jak spędziłem pół nocy w pubie... Za dużo wypiłem... Rano nie byłem w stanie iść do pracy, pewnie by mnie wyrzucili gdybym wtedy poszedł. Wyglądałem strasznie, czułem się jeszcze gorzej... - wyznaje.- Momentami zachowuję się żałośnie, sam to widzę, ale...
-To w porządku. Każdy z nas miewa gorsze momenty w swoim życiu.- pociesza go przyjaciółka.- Wszystko wróci do normy, ułoży się.
-Spotkałem się z nim... Był u mnie w mieszkaniu i rozmawialiśmy...- wyznaje chłopak.
-I?
-I przez moment chciałem, by było jak dawniej. Stałem przy oknie, nie odzywałem się, on siedział na sofie i też milczał. I miałem ochotę... chciałem podejść, przytulić go i po prostu spróbować, jednak zaraz potem przyszło mi na myśl, iż pewnie za każdym razem gdyby wychodził z mieszkania zastanawiałbym się czy przypadkiem...- przerywa i przez chwilę milczy...- To by się raczej nie udało, więc nie dałem nam kolejnej szansy. Tak się skończyło... I to jest dla mnie dobre, ale z jakiegoś powodu czuję się okropnie.
-Minie Ricky, obiecuję.
-A co jeśli nie? Niektórzy ludzie podobno kochają prawdziwie tylko jeden raz. Zresztą mam tego przykłady... Bobby...
-Nie możesz tak myśleć, Bobby jest w innej sytuacji. Stracił Katie, ona nie żyje.
-Minęły 4 lata...
-Wiem, ale widocznie potrzebuje kolejnych, by dać sobie szansę na nową miłość. A co jeśli spotkasz kogoś, kogo pokochasz jeszcze bardziej? Pomyślałeś o tym?
-Przepraszam, ale w tym momencie nie potrafię myśleć pozytywnie. Po prostu... Momentami mam wrażenie, że chyba nie zasługuję na to, by mieć to wszystko, co mają moi znajomi- rodzinę, bliską osobę...
-Co ty mówisz Ricky?-pyta go. Marco wstaje z sofy, nachyla się nad nią, składa na jej ustach delikatny pocałunek i szepce.- Idę pod prysznic.
-Ok.- odpowiada Nat.
-Przeszkadzam wam.- stwierdza Ricky.- Przepraszam. Trzymajcie się, ucałuj...
-Nie rozłączysz się.- mówi malarka.- Nie przeszkadzasz. Gdybym nie chciała rozmawiać to bym nie oddzwoniła. Posłuchaj kochanie...- mówi.- Może potrzebujesz odpoczynku, wytchnienia, zmiany otoczenia Ricky. Powinieneś pomyśleć nad urlopem. Może przylecisz do Dortmundu? Tęsknię za tobą, Oli na pewno też się ucieszy. Poznałbyś Marco...
-Obiecuję, że przylecę, ale w ciągu najbliższych dwóch, trzech tygodni to niemożliwe. Jeśli ustalę urlop to na pewno się o tym dowiesz. Ja też tęsknię, chcę was zobaczyć i w końcu poznać twoją drugą połówkę. Poza tym minęło kilka lat odkąd byłem w Dortmundzie...
***
2 tygodnie później...
Oliverze ja Ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...
Kiedy ksiądz polewa główkę wodą święconą chłopiec nie płacze. Natalie, Marco i Agnes uśmiechają się stojąc obok, ale to Mario dumnie trzyma małego podczas obrzędu. To jemu przypadł ten zaszczyt jako ojcu chrzestnemu. Uśmiecha się szeroko. Szczerze mówiąc traktuje Oliego trochę jak własnego synka, jest nim zachwycony i uwielbia się nim zajmować choć nie ma ku temu wielu okazji, z powodu odległości dzielącej Dortmund od Monachium. To jednak nie jest dla niego w tym momencie ważne. Wie, że będzie się starał być w najważniejszych momentach życia swojego chrześniaka, będzie się starał. To przecież syn jego najlepszego przyjaciela, jego brata właściwie, bo tak traktuje Marco.
***
Podczas obiadu siedzi obok swojej drugiej połówki, po drugiej stronie siedzi Agnes. Nie miał możliwości porozmawiać z dziewczyną przed chrztem, pojawiła się właściwie kilkanaście minut przed rozpoczęciem Mszy, dlatego ma zamiar to nadrobić:
-Miło cię znów widzieć Agnes.- mówi do niej.- Minęło kilkanaście miesięcy.
-To prawda.- przyznaje dziewczyna.- Już wróciłam więc teraz będziemy mieli więcej okazji. Naprawdę tęskniłam za Wami.- wyznaje.
-Zostajesz?- pyta.
-Tak.- przyznaje.- Tu czuję się na swoim miejscu, tu mam bliskie mi osoby.
-A co z twoim chłopakiem?
-Jestem sama.- mówiąc to patrzy na niego przez moment, a potem spuszcza wzrok.
-Przepraszam, nie wiedziałem.- przyznaje.- Nat mówiła, że jesteś szczęśliwa, zakochana...
-Tak było, ale czasem pewne sprawy wychodzą w najmniej spodziewanym momencie. -stwierdza.- Jednak suma sumarum lepiej wiedzieć, niż przekonać się zbyt późno prawda?- patrzy mu w oczy.
-Pewnie tak.- przyznaje piłkarz. Widzi smutek malujący się na twarzy przyjaciółki i naprawdę jest mu strasznie przykro, że musi przez to przechodzić.
-Może się przejdziemy?- pyta.
-Ann nie będzie miała nic przeciwko temu? Zawsze była bardzo o ciebie zazdrosna?
-No coś ty... Może czasem przesadza, ale ciebie akurat lubi i ci ufa... Chodźmy.
***
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej lektury :)
Mało komentujecie co odrobinę mnie zasmuca. Nie chcecie dzielić się ze mną swoimi odczuciami czy rozdziały nie są wystarczająco dobre?
-Powiedz co masz do powiedzenia i potem po prostu zostaw mnie samego dobrze?- patrzy na niego, starszy wstaje z kanapy z zamiarem podejścia do Ricky'ego, ale ten kręci przecząco głową.- Zostań tam.
-Ja...
-Nie chcę byś się do mnie zbliżał rozumiesz? Ostatnim razem pocałowałeś mnie, nie chcę powtórki!
-Ok.- mężczyzna podnosi dłonie w obronnym geście po czym znów zajmuje miejsce na kanapie.- Przyszedłem przeprosić Ricky. Wiem, że to trudne, ale jedyne czego pragnę to twoje wybaczenie... Naprawdę.- zapewnia.
-Po co ci ono?
-Bo jesteś dla mnie ważny... najważniejszy. Bo moje uczucia nadal są tak samo silne... Ja cię...
-Nie mów tego!!! Nie chcę tego słuchać.- przerywa mu.
-Kiedy to jest prawda, najszczersza prawda.- próbuje go przekonać.- Popełniłem błąd. Najgorszy w swoim życiu i bardzo żałuję. Nawet nie wiesz jak bardzo. - przerywa na moment, bo drży mu głos.- Nie mogę cofnąć czasu, ale mogę poprosić cię, byś przyjął moje przeprosiny, mogę błagać cię, byś jeszcze raz mi zaufał, mogę obiecać, iż tym razem nie cię zawiodę , nie skrzywdzę, nie dam powodu do cierpienia... Proszę o szansę, bym mógł udowodnić jak bardzo cię...
-Nie mów tego. Nie mów...- mówi.- Jest za późno... Za późno...- powtarza.- To było zbyt dużo dla mnie. Kiedy wszedłem do domu...- przerywa na moment.- Gdyby ktoś powiedział mi, że najważniejsza osoba w moim życiu mnie zdradzi, pewnie bym ją wyśmiał. Ja po prostu byłem naiwny, wierzyłem w zapewnienia płynące z twoich ust, że jestem jedyny, najważniejszy. Potem zobaczyłem jak wielkie to było kłamstwo... Nie mam pojęcia dlaczego do tego doszło, nie wiem co zrobiłem źle, bo przecież musiałem coś zrobić skoro...
-To nie twoja wina.- przerywa mu, by wyprowadzić go z błędu, bo przecież to nie Ricky zawinił.
-Więc dlaczego?- pyta.
-Nie wiem, to po prostu się stało. To moja wina. Nie obwiniaj siebie, bo to wyłącznie ja jestem winien.- zapewnia.
-Nieważne...
-Czy jesteś w stanie wybaczyć mi to co zrobiłem i pozwolić mi to naprawić? To jest możliwe...-próbuje go przekonać.
-Nie, to niemożliwe.- Ricky kręci głową.- Ja ci nie ufam i nie mógłbym zaufać ponownie. To niemożliwe.
-Może gdybyśmy spróbowali...
-To nie jest dobry pomysł, poza tym ja nie chcę próbować. To nie wyjdzie. Znam się na tyle, by to wiedzieć. Przez te wszystkie miesiące starałem się podnieść i mi się to udało. Poukładałem sobie wszystko na tyle, na ile to było możliwe.
-Rozumiem...- mężczyzna nie patrzy na niego, spuszcza głowę.- Musiałem spróbować, wybacz. Wiele razy chciałem przyjść i z tobą porozmawiać, ale wiedziałem, że zapewne mnie wyrzucisz. Dlatego próbowałem iść do przodu, chodziłem na randki, ale w żadnej z tych osób nie zobaczyłem ciebie.- wzdycha.- Pójdę już.- podnosi wzrok po czym idzie w stronę drzwi. Kiedy je otwiera na moment odwraca się. Stoją twarzą w twarz, może nawet zbyt blisko siebie. To chwila i ich usta na moment się łączą, jedynie na kilka sekund, a potem dziennikarz zostaje sam. Zamyka drzwi, a potem kieruje się do swojej sypialni, by tam po prostu położyć się do łóżka. Pomimo, iż postąpił właściwie jest mu ciężko. Pragnie zasnąć i przespać te chwile.
***
Natalie próbuje dodzwonić się do Ricky'ego już drugą dobę właściwie, ale ten nie odbiera. Nie wie co się z nim dzieje i dlatego bardzo się niepokoi. W końcu wybiera numer do jednego z jego przyjaciół, z którym chłopak pracuje.
-Cześć Natalie.- wita się z nią Max.- Co za miła niespodzianka.
-Cześć Max. Co u Ciebie?
-A w porządku. Nic nowego właściwie. Praca, dom, praca, dom i tak w kółko. Jednak nic więcej nie potrzebuję do tego by być szczęśliwym.
-Jak się czuje Caroline?
-Narzeka, że wygląda jak wieloryb.- śmieje się dziennikarz.- To wcale nieprawda. To koniec 8 miesiąca, a przytyła zaledwie 13 kg. Wygląda pięknie. Tak myślę.
-Wyślij mi fotkę tego wieloryba.- uśmiecha się Nat.
-Dobrze.- zgadza się.- A jak Tobie się układa? Wiem, że było wiele wzruszeń jak wróciłaś...
-To prawda.- mówi dziewczyna.- Wiesz... jestem szczęśliwa. Gdy Marco dowiedział się, że jest tatą... Tego nie da się opisać. On uwielbia zajmować się Olim, a jak widzę z jaką miłością patrzy na niego, jak cieszy się z każdego jego uśmiechu...
-Musi być wyjątkowy skoro go wybrałaś Nat... Ty jesteś wyjątkowa więc twój facet też musi taki być... Mam nadzieję, że go kiedyś poznamy.
-Myślę, że tak! Zapraszam do Dortmundu !
-Myślę, że jak nasza córeczka się urodzi i odrobinę podrośnie to skorzystamy z zaproszenia. Wcześniej to pewnie Ricky Was odwiedzi. Może jest sceptycznie nastawiony do tego miasta z wiadomych powodów, ale raczej długo bez was nie wytrzyma. Ostatnio ciągle o was mówił...
-A właśnie... Nie mogę się do niego dodzwonić już drugą dobę. Co się z nim dzieje? Martwię się.- przyznaje.
-Hmm... Nie było go w pracy, zadzwonił, że jest chory.
-Faktycznie jest?
-Nie. Myślę, że dochodzi do siebie po tym, jak pół nocy spędził w pubie. - przyznaje ze smutkiem.- Kiedy przyszedłem do niego po pracy wyglądał przyzwoicie, ale miał potwornego kaca. Myślę, że po prostu nie odbiera, bo nie chce byś dowiedziała się, że w ten sposób odreagowuje spotkanie z jego byłym.- tłumaczy.
-Widział się z nim znowu?- dziewczyna nie ukrywa zaskoczenia, co słychać w jej głosie.
-Tak. Rozmawiali w mieszkaniu Ricky'ego. Z tego co wiem usłyszał prośbę o szansę, ale ją odrzucił. I naprawdę jestem z niego dumny. Tylko, że strasznie to przeżywa. Wiesz... ma teraz po prostu trudny okres. Wiesz co mi powiedział?
-Co?
-Powiedział mi, że tak się zastanawia... patrzy na mnie, na ciebie, na innych znajomych i widzi, że wszyscy układają sobie życie, mają rodziny, a on jest sam. Powrócił temat jego rodziny. Myślę, że to wszystko bierze się z tego, że został odrzucony przez osoby, które powinny go kochać miłością bezwarunkową, powinny wspierać nawet gdy nie do końca akceptują jego wybory...
-Powinni, a jednak tego nie zrobili... A on... On wybrał miłość, czym zawiódł rodziców, a kiedy myślał, że wybór był właściwy, kiedy był szczęśliwy, okazało się, że nie jest wystarczający...
-Dokładnie.- przyznaje Max.- Cierpi, pomimo tego, że minęły miesiące, pomimo tego, iż wie, że to nie wróci, nawet nie chce próbować. To minie, jednak potrzebny jest czas. Nie wszyscy radzą sobie z takimi sytuacjami od razu. Widocznie on potrzebuje więcej czasu.
-Tak, wiem, ale się martwię. Nie potrafię inaczej.- mówi Natalie.
-Rozumiem, jest ci bliski, nam też, dlatego nie pozwolimy, by był z tym sam.- obiecuje Max.- Dzwoń do niego, a ja potem się do niego wybiorę.-mówi.
-Dobrze. Dziękuję.
-Jestem jego przyjacielem, nie mogę być obojętny, nie chcę stać z boku i się przyglądać.
-Jesteś wspaniałym przyjacielem. Ucałuj Caroline i wasze maleństwo.- mówi i uśmiecha się.
-Dziękuję. Nie zamartwiaj się Nat. Ricky jest cały i zdrowy. I na pewno się odezwie. Pa.
-Pa.
***
Spędza z Marco miły wieczór najpierw jedząc kolację, którą chłopak przygotował, a potem przytulając się na kanapie i rozmawiając. Rozmawiają o różnych rzeczach, śmieją się, całują, po prostu cieszą się swoją obecnością. To wszystko ciągle jest dla nich niejaką nowością, po wielomiesięcznej rozłące. Nowe jest przede wszystkim to, iż nie dzielą wszystkiego we dwójkę, ale we trójkę. Bo przecież ich świat to nie tylko oni, ich dwójka. Ich świat to oni oraz ich synek, który w tym momencie śpi w łóżeczku.
Natalie mówi. Opowiada mu o pomyśle na nową wystawę, o obrazach, które ma zamiar namalować, o tym, że chce nadal realizować się na tej płaszczyźnie, o jej planach i marzeniach, które ma zamiar zrealizować, a on słucha. Nie sprzeciwia się, nie namawia, by chwilowo odpuściła, dała spokój, nie mówi, by cały czas poświęciła malutkiemu chłopczykowi, który teraz powinien skupić całą jej uwagę. Rozumie, że tak jak on, ona również ma swoje marzenia, również chce się realizować, rozwijać. Nie nalega, by porzuciła plany, ponieważ doskonale wie, iż ich dziecko w żaden sposób nie ucierpi przez to, że mama znów zacznie więcej malować.
-Marco...
-Tak?
-Co o tym myślisz?
-Myślę, że powinnaś to wszystko zrealizować.- mówi.- Na pewno będzie trudniej, bo jest Oli. Nie możesz tak wiele czasu poświęcić na malowanie jak wcześniej, bo wymaga opieki, czasu, ale to nie jest niemożliwe. Poza tym pomogę ci, na tyle ile będę mógł. Przecież mogę się nim zająć jak będę w domu i chętnie to zrobię. Czasem ci trochę poprzeszkadzamy...- uśmiecha się po czym muska jej szyję ustami, a po ciele dziewczyny rozchodzi się jakby prąd.
-Już widzę jak będę malować z wami obydwoma w pracowni...- wzdycha Natalie.
-Kocham cię wiesz?- wyznaje blondyn.
-Wiem. Mówisz mi to kilkanaście razy dziennie.- przyznaje malarka.
-Mówię, ale czy to czujesz?- pyta piłkarz.
-Tak, czuję.- przyznaje Nat, po czym łączy ich usta. Jeden pocałunek rodzi następne. Pierwszy dotyk rodzi kolejne. Potrzebują siebie, pragną bliskości, pragną okazywać sobie miłość na wszelakie możliwe sposoby, dlatego Natalie, choć jest odrobinę zmęczona, nie powstrzymuje palców Marco, kiedy płynnymi ruchami odpinają guziki jej bluzeczki. Jej dłonie natomiast wsuwają się pod jego koszulę, gładzą jego umięśniony brzuch, badają każdy centymetr jego skóry, a potem sprawnym ruchem pozbywają się kawałka zbędnego materiału okrywającego jego tors. I kiedy usta Nat przylegają do jego prawego obojczyka dzwoni telefon. Na początku ignorują ten dźwięk, ale za drugim razem, gdy jego melodia rozbrzmiewa, piłkarz sięga po niego:
-Kochanie to Ricky.- mówi cicho skrzydłowy.- Może powinnaś odebrać, martwiłaś się o niego...- przypomina jej i podaje komórkę.- Nie żebym nie chciał się z tobą kochać, ale... dokończymy za chwilę hm?- uśmiecha się.
-Dobrze.- przytakuje malarka po czym wybiera nr do przyjaciela, ponieważ komórka przestała dzwonić. Marco chce ubrać koszulkę, ale ona protestuje.
- Zostań tak jak jesteś. Uwielbiam na ciebie patrzeć.- mówi mu jego druga połówka czekając aż Ricky odbierze. W końcu słyszy jego głos.
-Nat... Przeszkodziłem wam prawda? Nie powinienem dzwonić, ale chciałem cię przeprosić, bo ostatnio nie odbierałem twoich telefonów, ale naprawdę miałem trudny czas i było mi wstyd... Pewnie jesteś zła, Max mówił, że się martwiłaś- mówi chłopak praktycznie na jednym oddechu.
-Ricky spokojnie.- uspakaja go.
-Przepraszam.- mówi do niej.
-W porządku. Nie gniewam się. - stwierdza.
-To dobrze.- Natalie słyszy w jego głosie ulgę.
-Co się działo przez ten czas? Max mówił, że nie chodziłeś do pracy?- pyta malarka.
-Ja... wziąłem wolne po tym jak spędziłem pół nocy w pubie... Za dużo wypiłem... Rano nie byłem w stanie iść do pracy, pewnie by mnie wyrzucili gdybym wtedy poszedł. Wyglądałem strasznie, czułem się jeszcze gorzej... - wyznaje.- Momentami zachowuję się żałośnie, sam to widzę, ale...
-To w porządku. Każdy z nas miewa gorsze momenty w swoim życiu.- pociesza go przyjaciółka.- Wszystko wróci do normy, ułoży się.
-Spotkałem się z nim... Był u mnie w mieszkaniu i rozmawialiśmy...- wyznaje chłopak.
-I?
-I przez moment chciałem, by było jak dawniej. Stałem przy oknie, nie odzywałem się, on siedział na sofie i też milczał. I miałem ochotę... chciałem podejść, przytulić go i po prostu spróbować, jednak zaraz potem przyszło mi na myśl, iż pewnie za każdym razem gdyby wychodził z mieszkania zastanawiałbym się czy przypadkiem...- przerywa i przez chwilę milczy...- To by się raczej nie udało, więc nie dałem nam kolejnej szansy. Tak się skończyło... I to jest dla mnie dobre, ale z jakiegoś powodu czuję się okropnie.
-Minie Ricky, obiecuję.
-A co jeśli nie? Niektórzy ludzie podobno kochają prawdziwie tylko jeden raz. Zresztą mam tego przykłady... Bobby...
-Nie możesz tak myśleć, Bobby jest w innej sytuacji. Stracił Katie, ona nie żyje.
-Minęły 4 lata...
-Wiem, ale widocznie potrzebuje kolejnych, by dać sobie szansę na nową miłość. A co jeśli spotkasz kogoś, kogo pokochasz jeszcze bardziej? Pomyślałeś o tym?
-Przepraszam, ale w tym momencie nie potrafię myśleć pozytywnie. Po prostu... Momentami mam wrażenie, że chyba nie zasługuję na to, by mieć to wszystko, co mają moi znajomi- rodzinę, bliską osobę...
-Co ty mówisz Ricky?-pyta go. Marco wstaje z sofy, nachyla się nad nią, składa na jej ustach delikatny pocałunek i szepce.- Idę pod prysznic.
-Ok.- odpowiada Nat.
-Przeszkadzam wam.- stwierdza Ricky.- Przepraszam. Trzymajcie się, ucałuj...
-Nie rozłączysz się.- mówi malarka.- Nie przeszkadzasz. Gdybym nie chciała rozmawiać to bym nie oddzwoniła. Posłuchaj kochanie...- mówi.- Może potrzebujesz odpoczynku, wytchnienia, zmiany otoczenia Ricky. Powinieneś pomyśleć nad urlopem. Może przylecisz do Dortmundu? Tęsknię za tobą, Oli na pewno też się ucieszy. Poznałbyś Marco...
-Obiecuję, że przylecę, ale w ciągu najbliższych dwóch, trzech tygodni to niemożliwe. Jeśli ustalę urlop to na pewno się o tym dowiesz. Ja też tęsknię, chcę was zobaczyć i w końcu poznać twoją drugą połówkę. Poza tym minęło kilka lat odkąd byłem w Dortmundzie...
***
2 tygodnie później...
Oliverze ja Ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...
Kiedy ksiądz polewa główkę wodą święconą chłopiec nie płacze. Natalie, Marco i Agnes uśmiechają się stojąc obok, ale to Mario dumnie trzyma małego podczas obrzędu. To jemu przypadł ten zaszczyt jako ojcu chrzestnemu. Uśmiecha się szeroko. Szczerze mówiąc traktuje Oliego trochę jak własnego synka, jest nim zachwycony i uwielbia się nim zajmować choć nie ma ku temu wielu okazji, z powodu odległości dzielącej Dortmund od Monachium. To jednak nie jest dla niego w tym momencie ważne. Wie, że będzie się starał być w najważniejszych momentach życia swojego chrześniaka, będzie się starał. To przecież syn jego najlepszego przyjaciela, jego brata właściwie, bo tak traktuje Marco.
***
Podczas obiadu siedzi obok swojej drugiej połówki, po drugiej stronie siedzi Agnes. Nie miał możliwości porozmawiać z dziewczyną przed chrztem, pojawiła się właściwie kilkanaście minut przed rozpoczęciem Mszy, dlatego ma zamiar to nadrobić:
-Miło cię znów widzieć Agnes.- mówi do niej.- Minęło kilkanaście miesięcy.
-To prawda.- przyznaje dziewczyna.- Już wróciłam więc teraz będziemy mieli więcej okazji. Naprawdę tęskniłam za Wami.- wyznaje.
-Zostajesz?- pyta.
-Tak.- przyznaje.- Tu czuję się na swoim miejscu, tu mam bliskie mi osoby.
-A co z twoim chłopakiem?
-Jestem sama.- mówiąc to patrzy na niego przez moment, a potem spuszcza wzrok.
-Przepraszam, nie wiedziałem.- przyznaje.- Nat mówiła, że jesteś szczęśliwa, zakochana...
-Tak było, ale czasem pewne sprawy wychodzą w najmniej spodziewanym momencie. -stwierdza.- Jednak suma sumarum lepiej wiedzieć, niż przekonać się zbyt późno prawda?- patrzy mu w oczy.
-Pewnie tak.- przyznaje piłkarz. Widzi smutek malujący się na twarzy przyjaciółki i naprawdę jest mu strasznie przykro, że musi przez to przechodzić.
-Może się przejdziemy?- pyta.
-Ann nie będzie miała nic przeciwko temu? Zawsze była bardzo o ciebie zazdrosna?
-No coś ty... Może czasem przesadza, ale ciebie akurat lubi i ci ufa... Chodźmy.
***
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej lektury :)
Mało komentujecie co odrobinę mnie zasmuca. Nie chcecie dzielić się ze mną swoimi odczuciami czy rozdziały nie są wystarczająco dobre?
wtorek, 13 stycznia 2015
50.
Marco podaje
Natalie Olivera, po czym bierze do ręki komórkę i wybiera numer do trenera.
Patrzy jak jego synek je oczekując aż Klopp odbierze. Po chwili tak się staje:
-Cześć Marco. Dzwonisz pewnie poprosić o wolne? - pyta szkoleniowiec.
-Witam. Tak. Czytasz
w moich myślach szczerze mówiąc.- uśmiecha się.
-Dobra.- zgadza się szybko trener.- To wyjątkowa
sytuacja.- dodaje szybko.- I
tylko dzisiaj. Jutro masz stawić
się na treningu.- stwierdza.
-Oczywiście. Dziękuję bardzo- mówi piłkarz.
-Powiedz mi
jeszcze jak się czujesz w roli taty? - pyta Jurgen
Marco uśmiecha się. Spogląda na swoje małe szczęście, które właśnie zasypia
ssąc pierś Nat:
-Hmm ... Po
prostu ... Szczęśliwy …Wspaniałe uczucie wiedzieć, że ten mały cud jest cząstka
mnie ... Przecież wiesz ... masz syna.
-Mam syna, to prawda… i pamiętam jak
cieszyłem się gdy przyszedł na świat. Ciebie również traktuję jak syna, na
moich oczach dorosłeś nie tylko sportowo. Teraz
sam jesteś tatą... Powiem ci, że miło mi być tego świadkiem. Kibicowałem zawsze miłości twojej i
Natalie. Ubolewałem kiedy
musieliście się rozstać. Teraz czas
na nowy rozdział waszej historii. Cieszcie
się sobą, młodością i miłością. To
jest najważniejsze. Nie piłka, a druga
osoba, do której po trudach dnia możesz przyjść, przytulić się, powiedzieć co
cię boli, co cieszy, a kiedy nie masz ochoty
mówić, po prostu pomilczeć we dwoje. To
jest ważne. Czekałeś i się
doczekałeś Marco. Cierpliwość się
opłaci- mówi z przekonaniem szkoleniowiec.
-Tak, to prawda. Dziękuję, za dzień wolnego. Przepraszam,
ale ktoś dzwoni do drzwi. To
chyba rodzice ...
-Na razie. Ucałuj ja ode mnie i małego też. Nie mogę się doczekać jak zobaczę go w
akcji piłką- oczywiście w przyszłości. Na
razie. – żegna się Jurgen.
-Na razie.
Jeszcze raz dziękuję.
***
Leżąc w łóżku, w
swojej sypialni zastanawia się w końcu czy powinien zadzwonić, czy raczej
powinien dać spokój. Doskonale
wie, iż być może, raczej na pewno dziewczyna wtym momencie jest z mężczyzną,
którego Kocha, jest szczęśliwa, zapewne wcale nie zastanawia sie co u niego. On za nią tęskni, potrzebuje usłyszeć
jej ciepły głos, oraz słowa, że wszystko
jest w porządku. W końcu po raz
dziesiąty tego dnia wybiera jej numer, ale tym razem nie ma zamiaru
zrezygnować. Czeka aż malarka odbierze. Tak też się dzieje:
-Cześć Ricky.- mówi,
a on jest pewien, iż ma uśmiech na ustach.- Myślałam o tobie, miałam zadzwonić,
ale przyszli rodzice Marco i odłożyłam to na później.- tłumaczy.
-Cześć.- wita
Się z nią chłopak.- Uśmiechasz się.- twierdzi.
-Po prostu ...
-Jesteś
szczęśliwa ...- kończy za nią chłopak.- bardzo się cieszę Natalie. Zasługujesz na wszystko co najlepsze,
Oli również.- zapewnia ją, ponieważ dokładnie tak myśli.
- Z kim rozmawiasz
Nat? - Ricky słyszy w słuchawce męski głos, zaraz potem odpowiedź dziewczyny.-Z
przyjacielem ... później porozmawiamy dobrze? -
Ricky nie słyszy odpowiedzi mężczyzny, ale za chwilę z ust malarki padają
kolejne słowa skierowane do niego: - To był Marco. Wyszłam z salonu, aby w spokoju
porozmawiać, a on od razu zaglądał za mną ...- mówi dziewczyna.
-Boi się ... To
normalne.
-Wróciłam
przecież do niego ...- mówi cicho brunetka.
-On to wie, ale
pewnie jeszcze długo będzie się bał, że po prostu znikniesz. Musisz spróbować go zrozumieć
...- tłumaczy.
-Wiem, rozumiem. Ty zawsze wszystko wiesz, potrafisz
wiele wytłumaczyć.- stwierdza brunetka.
-Jakoś tak
się składa ...- mówi.
-Jesteś smutny
Ricky ...- To pytanie, raczej stwierdzenie.- Co się stało?- dopytuje malarka.
-Mam kaca.-
przyznaje.- Wiem ... obiecałem Ci, że ...
-Nie będziesz
topić smutków w alkoholu ...- kończy za niego.- Obiecałeś.- przypomina mu.
-To był
jednorazowy wybryk, naprawdę. Po prostu
kiedy wyszedłem z redakcji poczułem się taki ... nie ważne. Wstąpiłem do pubu na drinka.-
opowiada.
-Po Jednym
drinku nie ma się kaca Rick !!! - kwituje malarka.
-Od jednego się
zaczęło.- przyznaje mężczyzna.- Przepraszam.
-Za co mnie
przepraszasz? - pyta dziewczyna.- Przede wszystkim przeproś siebie. Wiesz, że nie powinieneś pić ...
-Wiem.
-Ale nie powiedziałeś
mi dlaczego jesteś smutny? Coś się
wydarzyło?- dopytuje, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że tak na pewno było.
-Bez Was jest
pusto. Czuję się źle… To tak
jakbym drugi raz stracił rodzinę…
-Kochanie ...
-Wiem, że to
żałosne.- wzdycha.- Nie powinienem zawracać Ci głowy i dzwonić. Powinienem wziąć w garść, wstać z łóżka, iść pobiegać, nie wiem ... może
na basen, czy spacer…
-Nie idziesz do
pracy? - pyta malarka.
-Wziąłem wolne. Leże zakopany w pościeli, nie ruszę się stąd. – wzdycha, a Natalie słyszy w
słuchawce dzwonek do drzwi.- Ktoś się dobija do drzwi ... Niech dzwoni - mówi mężczyzna.
-Otwórz ...-
Zachęca go.
-Nie.- mówi
uparcie.
-To przynajmniej
zobacz kto, może to coś ważnego. Już !!! Raz, Dwa, Trzy ...
-No dobra,
zobaczę. Moment ...- mówi cicho.
Nastaje cisza. W końcu do uszu Natalie dociera niecenzuralne słowo,
które musiało wydostać się z ust Ricky'ego. Po
kilkunastu sekundach pyta:
-Ricky w
porządku? Kto to był?
-Nikt ważny. Nie otwierałem drzwi.- stwierdza
chłopak.
- Co się dzieje Ricky? Masz dziwny glos? Powiedz mi proszę.- prosi go.
-Jest w porządku
... Jak Oli? - chce uniknąć odpowiedzi.
-Oli ma się
dobrze, nie zmieniaj tematu teraz. I nie kłam, że jest ok. Słyszę ton twojego głosu. Wiem kiedy kłamiesz.- beszta go.
Gdy mężczyzna
wyznaje jej w końcu kim była osoba, która przyszła go odwiedzić, jest co najmniej
zaskoczona. Chłopak opowiada o spotkaniu poprzedniej nocy. Wyrzuca
siebie wszystko, łącznie z tym jakie targały nim uczucia, jak był odprowadzany
do domu przez byłego partnera. Ona
po prostu słucha, jak zawsze. Potem
chłopak
czeka na jej słowa:
-Nie czułeś nic gdy
cię pocałował? – pyta.
-Złość- bardzo
mocno ją czułem, ale poza tym, to nie było miłe spotkanie, miły spacer. On mnie zranił kiedyś, bardzo mocno, a
ja po tym, co się stało, chyba wyparłem uczucie, którym go darzyłem. Zniszczył to co czułem, zniszczył
mnie, odbierając mi marzenia, które wiązałem z nim, odbierając mi spojrzenie na
świat, uczucia. I choć jeszcze jakiś
czas temu pragnąłbym jego pocałunków, tak teraz to się zmieniło.- wyznaje jej.-
Choć może do przez alkohol.- przyznaje.
-Myślisz, że gdybyś nie był pijany się inaczej byś
zareagował? Wątpię ...- kwituje.
-Nie wiem. Jestem zmęczony i zdezorientowany. Pojęcia nie mam po co dziś przyszedł,
nie chcę z nim rozmawiać, spotykać się ... Po prostu pragnę, by dał mi spokój. - mówi szybko.- Nie rozumiem go. Ma faceta, po co przychodzi do mnie?-
zastanawia się.
-Może chciał
sprawdzić czy z tobą w porządku wszystko. Sam
mówiłeś, że pewnie był zaskoczony widząc
ciebie pijącego, bo cie jesteś typem imprezowicza, a poza tym z wiadomego powodu
wolałeś unikać mocno zakrapianych imprez ...
-Jeśli
będzie mnie nachodził się wezmę urlop i
zniknę.- stwierdza Ricky.
-Przydałby ci się
urlop.- przyznaje malarka.- Urlop w Dortmundzie.- dodaje.
-Nie wiem czy twój
partner byłby zadowolony gdyby nieznany
gość zapukał do waszych drzwi ...
Wiem, że ci ufa, ale fakt jest faktem, iż totalnie mnie nie zna wiec niekoniecznie
moja obecność blisko ciebie by mu się spodobała. Poza tym dopiero wróciłaś, musicie
pobyć ze sobą, bez obserwatorów. – tłumaczy jej.
-Marco nie miał
możliwości poznania ciebie, nie miał
okazji dowiedzieć się o tobie ponieważ nie
mieliśmy możliwości spokojnie pogadać. Wczoraj
był zakręcony dzień pełen niespodzianek, dzisiaj jest jego rodzina. Jak będziemy mieli chwile do na pewno
powiem mu, że poznałam pewnego anioła, który troszczył się o mnie kiedy nie mógł
on.
-Dobrze dobierz słowa
ponieważ możesz uzyskać inny efekt niż zamierzasz. Nie chcę by był o mnie
zazdrosny, bo nie powinien być.
***
To nie tak,
nie cieszył się z odwiedzin rodziny. Patrząc jak jego rodzice spoglądają na
Oliego, wiedział, że zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia. Obserwował w ich oczach zachwyt gdy
obserwowali ich synka. Był jednak
niespokojny. Intrygowało go
pytanie z kim rozmawiała tak długo Natalie? Z
ulga przyjął propozycje rodziców, iż zabiorą Olivera na spacer. Natalie nakarmiła go, potem spakowała
kilka rzeczy do torby, włożyła dziecko do wózka po czym rodzice wyszli. W momencie, w którym wróciła do salonu
Marco niósł filiżanki po kawie do kuchni. Pomogła
mu pozbierać talerzyki, potem obserwowała jak chłopak wkłada brudne naczynia do
zmywarki. Nic nie mówił, domyślała się o czym
myśli, jednak czekała na chwilę, w której blondyn zada jej to pytanie. W pewnym momencie, gdy skończył,
podszedł, wyciągnął do niej dłoń, a ona podała mu swoją wstając z krzesła. Poszli do salonu, gdzie usiedli na
sofie:
-Kim jest ten
przyjaciel, z którym rozmawiałaś? - pyta ostrożnie patrząc jej w oczy.- Znam
go?- dopytuje.
-Nie znasz.-
zaprzecza.- Jednak mam nadzieje, że będziecie mieli możliwość się poznać,
polubić.- Nat obserwuje go mówiąc.- Bardzo mi pomógł. Poznałam go jakiś czas po
przeprowadzce. Od pierwszego spotkania polubiłam. Przez te miesiące, kiedy miałam okazje
poznać go lepiej, przekonałam się, iż jest wspaniałym człowiekiem.
-Jest ci bliski prawda?-
pyta blondyn, choć zna odpowiedź.
-Tak, ale nie w sposób,
o którym myślisz. Nie musisz być
zazdrosny Marco.- uspakaja go.
-Więc kim dla ciebie
jest? Spotykaliście się?
-Ricky, bo tak
ma na imię, jest mi bliski, zresztą nasz syn również go uwielbia. Traktuję go jak brata, którego nie
miałam, a on mnie jak siostrę, którą pragnął mieć. Nie jestem w nim zakochana, on we mnie
też nie, choć często mówił nam, że nas kocha. Jednak,
to nie taka miłość, o którą mógłbyś się niepokoić.- dotyka jego policzka i gładzi dłonią.- Uwierz mi. - Zapewnia go.
-Wierzę,
przepraszam. Po prostu… Tak długo nie miałem z tobą kontaktu, nie widziałem cię.
Właściwie nie mam pojęcia co przez ten czas wydarzyło się w twoim życiu. To
znaczy wiem już, że urodziłaś naszego syna, ale…- wzdycha.- Chciałbym wiedzieć,
pragnę wiedzieć , chcę zrozumieć…
-Powiem ci.- patrzy mu w oczy.- Opowiem
wszystko, nie chcę by coś zostało niewyjaśnione, nie mam przed tobą nic do
ukrycia Marco.
-Natalie ja zdaję sobie sprawę, że
odeszłaś z jakiegoś powodu, wiem, iż nie zostawiłabyś mnie ot tak, ale wiem
również, że gdybyś została to poradzilibyśmy sobie ze wszystkim. Nie
musielibyśmy tak cierpieć…- mówi piłkarz trzymając jej dłoń w swoich.
-Pewnie tak, ale Lisa… ona…- wzdycha po
czym bierze głęboki oddech i znów patrzy mu w oczy.- Napisała mi sms-a pewnego
dnia i poprosiła o spotkanie. Zgodziłam się. Pewnie nie powinnam była iść, ale
teraz za późno. Nie rozmawiałyśmy długo, postawiła sprawę jasno. Sens jej słów
sprowadzał się do jednego- do tego, że nie jest zadowolona z naszych spotkań,
że kiedy cię nie ma, jak pomyśli sobie, iż jesteś ze mną to po prostu jest zła,
denerwuje się i nie potrafi w sobie tego zwalczyć. To źle wpływa na dziecko.
Generalnie stwierdziła, że jak coś się stanie dziecku to będę
współodpowiedzialna. Bałam się, tym bardziej, że wiedziałam jakie nieraz robiła
sceny… Bałam się, że ona straci dziecko. Powiedziała mi wprost, że powinnam się
usunąć. Przemyślałam to i doszłam do wniosku, że ta maleńka istotka jest najważniejsza.
Poza tym wiedziałam, że to tylko kilka miesięcy. Nie miałam zamiaru znikać na
zawsze. Sprawy się pokomplikowały później i nie było mnie trochę dłużej niż to
zaplanowałam pierwotnie. – tłumaczy zauważając, że oczy Marco stają się
bardziej szklące.- Przepraszam Marco. Wybacz mi, że nie było mnie kiedy
potrzebowałeś. Przepraszam, że nie było mnie kiedy Laura odeszła, choć powinnam
być.
-Byłaś na pogrzebie…- mówi cicho
chłopak.- Ktoś przez przypadek uwiecznił cię na zdjęciu. Jest zrobione z
daleka, ale Mario cię dostrzegł. Oczywiście już jakiś czas po ceremonii.
-Musiałam być, choć z daleka. Uwierz mi,
że chciałam po prostu podejść, wziąć cię w ramiona i już nigdy z nich nie
wypuścić, ale postanowiłam uszanować rozpacz Lisy. Ona również straciła dziecko,
moja obecność dodatkowo by w nią uderzyła.
-Myślałaś o niej, o wszystkich, ale nie
o sobie… Nosiłaś moje dziecko, powinienem być z tobą…
-Bardzo tego pragnęłam, ale nie mogłam
się wtedy po prostu zjawić. Przepraszam. Nie potrafiłam. Lisa cię potrzebowała
w tym momencie… Zrozum…
-Nat ja naprawdę rozumiem… Staram się...
-A potem była próba samobójcza Lisy…
-Lekarz zasugerował, że ona nie do końca
chciała umrzeć, jej plan uwzględniał nastraszenie mnie… Co jej się udało
zresztą. Byłem przerażony, jednak pomogły rozmowy z jej lekarzem. Uświadomił
mi, że oczywiście powinienem się nią martwić, ale zaznaczył również, iż ja
także powinienem skupić się na sobie. Po śmierci Laury… ja…- łamie mu się głos…-
To straszne uczucie trzymać w ramionach swoje dziecko i wiedzieć, że za chwilę
odejdzie. Nie dało się nic zrobić. Dosłownie nic. I z jednej strony cieszę się,
że miałem okazję ją tulić i choć w ten sposób pokazać jej, że jej pragnąłem,
czekałem na nią, że ją kocham, a z drugiej przeżyłem śmierć swojej córeczki.
Patrzyłem na to jak jej życie gaśnie i byłem bezradny. Nie mogłem nic i to tak
bardzo bolało Nat…- nie może mówić dalej więc przerywa, po czym wyciera
pierwszą łzę, która wydostała się z jego oczu i zaczęła samotnie spływać po
policzku piłkarza wyznaczając drogę następnym. Kiedy wypływają kolejne próbuje
je wytrzeć.- Przepraszam...- szepce.
-Łzy przynoszą ulgę Marco…
-Nie wiem ile musiałbym ich wylać, by
ten ból zniknął…- mówi szczerze.- Dobrze, że jesteś…-szepce, a potem po prostu
wtula się w jej ramiona.- Potrzebuję cię.
-Już jestem przy tobie.- mówi cicho.- Ja
również potrzebuję ciebie. Ja i nasz synek. Jesteś dla nas wszystkim.- wyznaje.
Później wypowiadają wiele zdań. Mówią
sobie wiele, może nie wszystko co chcieliby powiedzieć, mają za mało czasu.
Mówią najważniejsze. Opowiadają co się wydarzyło, co czuli, opowiadają o bólu,
tęsknocie, ale również o tym, że obydwoje nie wątpili w swoją miłość.
Wyjawiają, iż gdzieś w środku tliła się nadzieja, iż ich historia nie dobiegła
końca, a dopiero się zaczyna. I rodziców Marco wcale nie dziwi to, że po powrocie
zastają ich tulących się na sofie w salonie, z podpuchniętymi oczyma. Są w
siebie wtuleni tak jakby bali się, że ta druga osoba zniknie kiedy odrobinę
poluźnią uścisk. I nie dziwi ich fakt, że nawet później, kiedy już zajmują się dzieckiem, czy z nimi rozmawiają, nadal są blisko siebie, łakną swojej obecności, bliskości, co objawia się częstym dotykiem dłoni, splataniem swoich palców razem, spojrzeniami.
***
Tak jak sobie założył, cały dzień spędza w łóżku. Nie opuszcza mieszkania, nie ma na to najmniejszej ochoty, nie odbiera też telefonów, ani nie odpisuje na sms-y od znajomych. Jego były partner drugi raz tego dnia nie pojawia się pod jego drzwiami, co go cieszy. Nie żeby zakładał sobie, iż następnym razem mu otworzy. Nie ma zamiaru tego robić. Nie chce się z nim zobaczyć po raz kolejny. Pamięta doskonale to uczucie, które towarzyszyło mu po tym jak dowiedział się, że został zdradzony i to był definitywny koniec ich związku. Został zraniony w najbardziej okrutny sposób przez osobę, którą darzył miłością, której ufał, o którą się troszczył i która, wydawało mu się, że kocha jego i również się o niego troszczy. Niestety okazało się, że to nie do końca działa w dwie strony. Do dziś nie ma pojęcia co zrobił nie tak, że jego druga połówka zdecydowała się na tzw. " skok w bok." Wieczorem gdy nadal leży, tym razem na kanapie przed telewizorem, jego komórka znów zaczyna dzwonić, ale tym razem odbiera ponieważ wie, iż połączenie jest od Natalie. Skąd wie? Otóż dziewczyna ma ustawiony inny dzwonek.
-Witaj ponownie Natalie.
-Musiałam zadzwonić i dowiedzieć się jak się czujesz?- pyta dziewczyna.
-Dobrze. - odpowiada.
-Spędziłeś dzień w łóżku prawda?- dopytuje.
-Cóż... tak.- przyznaje chłopak.- Nie martw się. Nic mi nie będzie. - uspakaja ją.- Potrzebowałem dużo snu i samotności. Jest ok.
-Ricky kogo próbujesz oszukać co? Odebrałeś chociaż jeden telefon od przyjaciół?- pyta.- Bo na pewno dzwonili...
-Cóż...
-Oczywiście, że nie odebrałeś. Trochę cię poznałam.- stwierdza.- Przecież się martwią.
-Napiszę sms-a. Dużo spałem.- przyznaje.
-Był drugi raz?
-Nie. Nie wpuściłbym go nawet gdyby przyszedł.
-Ale wiesz, że możesz go spotkać jak w końcu zdecydujesz się wyjść?
-Wiem, ale to bez znaczenia. Nie jesteśmy razem, może sobie myśleć co chce. Dla mnie przestał istnieć kilkanaście miesięcy temu. Nie chcę o tym rozmawiać...
***
Kiedy słyszy kroki wie, że Oliver zapewne zasnął. Marco po chwili pojawia się w kuchni gdzie Natalie wlewa wrzątek do dwóch kubków z logiem BvB.
-Śpi?- pyta
-Tak. Włączyłem elektroniczną nianię, byśmy słyszeli gdyby się obudził i zaczął płakać.- mówi chłopak.
-Napijesz się ze mną herbaty prawda?- patrzy na niego.
-Tak, chętnie.- mówi podchodząc do niej, a potem obejmując i chowając twarz w jej rozpuszczonych włosach.- To był długi dzień.- przyznaje.
-Dzień jak każdy.- stwierdza Nat.
-Wcale nie.- Marco odsuwa się od niej, ale na odległość zaledwie kilku centymetrów nadal ją obejmując.- Ostatnie dni nie są jak inne. Nie dla mnie.- mówi, a ona doskonale rozumie co ma na myśli, słucha jednak słów, które powoli wypływają z jego ust.- Te dni nie są puste. Nat ja...- wzdycha patrząc jej w oczy.- Jestem szczęśliwy.- przyznaje, a kąciki jego ust delikatnie się unoszą.
-Czy jestem powodem Twojego szczęścia?- pyta drocząc się z nim.
-Tak. Ty i Oli jesteście jego głównymi sprawcami.- muska ustami jej policzek, a ona zamyka oczy delektując się tą chwilą.- Kocham Cię.- słyszy słowa wyszeptane przez blondyna wprost do jego ucha. Słyszy je po raz pierwszy od wielu miesięcy. To nieprawda, że odkąd się pojawiła, to nie czuła tego, iż Marco ją kocha. Okazywał jej to, ale te słowa aż do tego momentu nie padły. Ten moment jest wyjątkowy.
-Ja też Cię kocham Marco.- mówi, a on po prostu łączu ich usta w czułym pocałunku. Pieszczota jest delikatna, nie jest niedbała, ich wargi po prostu muskają się lekko, nieśpiesznie, jakby poznawały się na nowo. Chwilę później odrywają się od siebie, a na ich ustach goszczą delikatne uśmiechy:
-Idziemy do salonu?- pyta blondyn.
-Tak. Mam ochotę na długą sesję przytulania.- mówi malarka.
-Tylko na sesję przytulania masz ochotę?- dopytuje piłkarz unosząc zabawnie brew.
-Przytulanie tak na dobry początek...- Nat uśmiecha się zalotnie.
-Zgadzam się.
***
Choć nie miał nigdzie wychodzić i cały dzień obiecywał sobie, że nie spędzi kolejnego wieczoru w pubie, łamie obietnicę. Wchodząc do środka ma jednak jedno postanowienie- nie doprowadzić się do takiego samego stanu w jakim był poprzednim razem. Siadając na wysokim krześle rozgląda się. Nie widzi nikogo znajomego, ale to wcale go nie smuci.
-Coś dobrego i mocnego...- mówi.
-Rozumiem, że zdaje się pan na mój gust?
-Tak.
Chwilę później sączy powoli z niewielkiej szklanki bursztynowy rozmawiając z barmanem, który okazuje się być miłym kolesiem. Nie zauważa momentu, w którym na krześle obok niego siada zgrabna, ładna blondynka. Dopiero jej głos, kiedy zamawia drinka zwraca jego uwagę. Spogląda w bok i widzi jak dziewczyna zalotnie się do niego uśmiecha. Odwzajemnia uśmiech, a ona idzie krok dalej wyciągając dłoń w jego stronę:
-Może jednak nie będę musiała pić w samotności...- mówi.
-Cóż... to raczej niemożliwe, pub jest pełen ludzi.- stwierdza chłopak.
-Można być samotnym w tłumie podobno...- mówi dziewczyna.
-Coś w tym jest...-wzdycha Ricky i unosi do góry szklankę z wysokoprocentowym trunkiem. Dziewczyna bierze do ręki swojego drinka po czym obydwoje upijają po łyku.
-Sonia...- wyciąga dłoń w stronę chłopaka, a on podaje jej swoją.
-Ricky. Miło mi.
-Mnie również.
***
Siedzą na sofie w salonie. Marco jest oparty o róg oparcia, a Natalie siedzi wtulona w jego tors plecami, owinięta właściwie jego rękami. Na och nogach leży cienki koc.
-Tęskniłem za takimi chwilami.- przyznaje skrzydłowy.
-Ja również.
-Kiedy było mi naprawdę źle to niezliczoną ilość razy oglądałem nasze wspólne zdjęcia, filmy, które kręciłem moją komórką i słuchałem jak śpiewasz...
-Jak mogłeś słuchać jak śpiewam?- zdziwiła się.
-Nagrałem cię jak malowałaś i śpiewałaś w swojej pracowni.- przyznaje.
-Poważnie?
-Tak.- przyznaje.- Brakowało mi twojego głosu.- mówi po czym muska ustami jej ucho.-Twojego spojrzenia.- składa pocałunek poniżej ucha.-Twojego dotyku.- kolejnym miejscem które całuje blondyn jest szyja.- Twojej bliskości.- chłopak muska ustami jej ramię, a ona odchyla głowę na bok dając mu większy dostęp do swojej szyi. Zachęcony tym gestem składa na jej skórze jeszcze kilkanaście delikatnych pocałunków, a ona wzdycha cicho.- Uwielbiasz jak całuję twoją szyję...
-Uwielbiam ciebie.- szepce brunetka po czym odwraca głowę, by pocałować jego usta. Kiedy ich wargi łączą się nie można nazwać tego delikatnym pocałunkiem. Jest pełen namiętności, pożądania, które zaczyna powoli wydostawać się, potrzeba bliskości zaczyna ich spalać... Pocałunki są zachłanne, niecierpliwe. Nie wiedzą ile czasu mija, czy kilkanaście minut, bądź kilkadziesiąt gdy w końcu podnoszą się z sofy i blondyn bierze ją na ręce:
-Jestem ciężka.-protestuje Natalie.- Nie musisz mnie nieść...
-Nie jesteś ciężka, poza tym chcę cię zanieść do sypialni... Pragnę potem położyć cię delikatnie na łóżku, powoli pozbyć się ubrań, całować każdy centymetr twojej skóry, słuchać westchnień, które będą mimochodem wydostawać się z twoich ust, choć będziesz chciała je w sobie zatrzymać, a potem kochać się z tobą. Tak bardzo cię kocham i tak bardzo potrzebuję bliskości...
Ona nic nie mówi, muska jedynie delikatnie jego usta gdy niesie ją do sypialni. Potem blondyn powoli zaczyna realizować plan. Jego dotyk ją pali, jego pocałunki rozbudzają w niej coraz większy ogień namiętności. Pragnie go, pragnie całą sobą. Jednak w pewnym momencie, gdy chłopak chce ściągnąć jej bluzeczkę odpinając guzik po guziku jej dłoń powstrzymuje go. Patrzy na niego niepewnie:
-Moje ciało nie jest już idealne...- szepce.
-Pozwól mi...- słyszy w odpowiedzi.- Kocham każdy centymetr twojego ciała. Dla mnie byłaś, jesteś i będziesz idealna, będziesz najpiękniejszą osobą, kobietą jaką kiedykolwiek poznałem. Pozwól mi...
Dziewczyna zabiera dłoń, a on kontynuuje idpinanie małych guziczków, by chwilę potem zsunąć bluzkę z jej ramion. - Jesteś piękna.- mówi uśmiechając się delikatnie.- Idealna dla mnie.
I później nie padają już żadne słowa ponieważ obydwoje nie potrzebują ich w danej chwili, by wyznać sobie co czują. Tym razem okazują sobie uczucia w bardziej obrazowy sposób- miłość czai się w ich sypialni wśród westchnień i pocałunków. Miłość jest w powietrzu, dotyku dłoni, muśnięciach warg... Miłość jest w nich.
***
Podczas sączenia kolejnych drinków poruszają dość lekkie tematy. Sonia z każdym kolejnym łykiem mówi o sobie coraz więcej, Ricky'emu natomiast alkohol nie rozwiązuje języka więc niewiele mówi o swoim życiu. Dziewczynie zdaje się to nie za bardzo przeszkadzać. Być może pociągają ją odrobinę tajemniczy mężczyźni. Kiedy Ricky orientuje się, że zegarek wskazuje, iż jest godz. 00:15 postanawia, iż najwyższy czas wrócić do mieszkania. Mówi to dziewczynie i dziękuje za miłe towarzystwo po czym płaci rachunek. Ma już się zbierać, gdy dziewczyna mówi delikatnie sugeruje mu, że nie chce by ich wspólny wieczór się skończył. Dodaje iż zdecydowanie liczy na milsze zakończenie ich spotkania. Mężczyzna nie jest zainteresowany spędzeniem z nią nocy, ma zamiar ją o tym poinformować, choć chce to zrobić delikatnie.
-Soniu jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną, ale...
-Nie jesteś mną zainteresowany.- kończy za niego dziewczyna.
-Nie chodzi o ciebie...- tłumaczy.- Ja po prostu... nie szukam nikogo ani do tego by się związać, ani na jedną noc.
-Rozumiem.- mówi dziewczyna.
Ricky wstaje z krzesła, bierze do ręki swój portfel i telefon, żegna się z dziewczyną, ale zanim udaje mu się zrobić choćby jeden krok, by odejść od baru słyszy za sobą głos:
-Cześć.- zamiera na moment, po czym podnosi wzrok i widzi oczy, które przez długi czas tak bardzo kochał. Widzi usta, które kiedyś mógł całować. Uwagę przykuwa też jego uśmiech, który jak zauważa Ricky nie obejmuje oczu, dlatego domyśla się, że jego były partner nie czuje się w stu procentach komfortowo będąc obok niego.
-Cześć. - odpowiada, po czym mija mężczyznę kierując się do drzwi.
-Uciekasz przede mną?- Słyszy kolejne pytanie.
-Nie, po prostu już wychodziłem.- po chwili obydwaj są już na zewnątrz. Ricky idzie w stronę swojego mieszkania, a drugi chłopak bez słowa kroczy obok niego.
***
Rozdział niedokładnie sprawdzany, więc wybaczcie jakiekolwiek niedociągnięcia, przejęzyczenia czy też literówki.
***
Oczywiście bardzo motywujące będą komentarze od Was więc serdecznie zachęcam do dzielenia się ze mną swoimi odczuciami po przeczytaniu rozdziału, swoimi spostrzeżeniami. Jest mi naprawdę bardzo miło je czytać :)
***
Jeszcze raz bardzo przepraszam za opóźnienie publikacji rozdziału. Niestety jak już pisałam, nie byłam w stanie skończyć rozdziału gdyż byłam najzwyczajniej w świecie chora, a moja boląca głowa skutecznie uniemożliwiała przesiadywanie przed komputerem i... myślenie nad tym co chciałabym napisać.
***
Miłej lektury kochani!!!
Do następnego razu !!!
***
Aaa... któraś z Was prosiła mnie o linki do fajnych blogów czy też inaczej mówiąc opowiadań... niestety wykasowałam swoją listę, którą miałam skrzętnie zapisaną przez przypadek, Nie wiem jak to zrobiłam, ale tak się stało. Próbuję odnaleźć historie, które najbardziej mnie wciągnęły. Także na razie nie będzie wielu propozycji... Te blogi, które pamiętam Wy zapewne znacie, bo prowadzą je osoby, które odwiedzają mojego bloga i komentują :)
Kiedy słyszy kroki wie, że Oliver zapewne zasnął. Marco po chwili pojawia się w kuchni gdzie Natalie wlewa wrzątek do dwóch kubków z logiem BvB.
-Śpi?- pyta
-Tak. Włączyłem elektroniczną nianię, byśmy słyszeli gdyby się obudził i zaczął płakać.- mówi chłopak.
-Napijesz się ze mną herbaty prawda?- patrzy na niego.
-Tak, chętnie.- mówi podchodząc do niej, a potem obejmując i chowając twarz w jej rozpuszczonych włosach.- To był długi dzień.- przyznaje.
-Dzień jak każdy.- stwierdza Nat.
-Wcale nie.- Marco odsuwa się od niej, ale na odległość zaledwie kilku centymetrów nadal ją obejmując.- Ostatnie dni nie są jak inne. Nie dla mnie.- mówi, a ona doskonale rozumie co ma na myśli, słucha jednak słów, które powoli wypływają z jego ust.- Te dni nie są puste. Nat ja...- wzdycha patrząc jej w oczy.- Jestem szczęśliwy.- przyznaje, a kąciki jego ust delikatnie się unoszą.
-Czy jestem powodem Twojego szczęścia?- pyta drocząc się z nim.
-Tak. Ty i Oli jesteście jego głównymi sprawcami.- muska ustami jej policzek, a ona zamyka oczy delektując się tą chwilą.- Kocham Cię.- słyszy słowa wyszeptane przez blondyna wprost do jego ucha. Słyszy je po raz pierwszy od wielu miesięcy. To nieprawda, że odkąd się pojawiła, to nie czuła tego, iż Marco ją kocha. Okazywał jej to, ale te słowa aż do tego momentu nie padły. Ten moment jest wyjątkowy.
-Ja też Cię kocham Marco.- mówi, a on po prostu łączu ich usta w czułym pocałunku. Pieszczota jest delikatna, nie jest niedbała, ich wargi po prostu muskają się lekko, nieśpiesznie, jakby poznawały się na nowo. Chwilę później odrywają się od siebie, a na ich ustach goszczą delikatne uśmiechy:
-Idziemy do salonu?- pyta blondyn.
-Tak. Mam ochotę na długą sesję przytulania.- mówi malarka.
-Tylko na sesję przytulania masz ochotę?- dopytuje piłkarz unosząc zabawnie brew.
-Przytulanie tak na dobry początek...- Nat uśmiecha się zalotnie.
-Zgadzam się.
***
Choć nie miał nigdzie wychodzić i cały dzień obiecywał sobie, że nie spędzi kolejnego wieczoru w pubie, łamie obietnicę. Wchodząc do środka ma jednak jedno postanowienie- nie doprowadzić się do takiego samego stanu w jakim był poprzednim razem. Siadając na wysokim krześle rozgląda się. Nie widzi nikogo znajomego, ale to wcale go nie smuci.
-Coś dobrego i mocnego...- mówi.
-Rozumiem, że zdaje się pan na mój gust?
-Tak.
Chwilę później sączy powoli z niewielkiej szklanki bursztynowy rozmawiając z barmanem, który okazuje się być miłym kolesiem. Nie zauważa momentu, w którym na krześle obok niego siada zgrabna, ładna blondynka. Dopiero jej głos, kiedy zamawia drinka zwraca jego uwagę. Spogląda w bok i widzi jak dziewczyna zalotnie się do niego uśmiecha. Odwzajemnia uśmiech, a ona idzie krok dalej wyciągając dłoń w jego stronę:
-Może jednak nie będę musiała pić w samotności...- mówi.
-Cóż... to raczej niemożliwe, pub jest pełen ludzi.- stwierdza chłopak.
-Można być samotnym w tłumie podobno...- mówi dziewczyna.
-Coś w tym jest...-wzdycha Ricky i unosi do góry szklankę z wysokoprocentowym trunkiem. Dziewczyna bierze do ręki swojego drinka po czym obydwoje upijają po łyku.
-Sonia...- wyciąga dłoń w stronę chłopaka, a on podaje jej swoją.
-Ricky. Miło mi.
-Mnie również.
***
Siedzą na sofie w salonie. Marco jest oparty o róg oparcia, a Natalie siedzi wtulona w jego tors plecami, owinięta właściwie jego rękami. Na och nogach leży cienki koc.
-Tęskniłem za takimi chwilami.- przyznaje skrzydłowy.
-Ja również.
-Kiedy było mi naprawdę źle to niezliczoną ilość razy oglądałem nasze wspólne zdjęcia, filmy, które kręciłem moją komórką i słuchałem jak śpiewasz...
-Jak mogłeś słuchać jak śpiewam?- zdziwiła się.
-Nagrałem cię jak malowałaś i śpiewałaś w swojej pracowni.- przyznaje.
-Poważnie?
-Tak.- przyznaje.- Brakowało mi twojego głosu.- mówi po czym muska ustami jej ucho.-Twojego spojrzenia.- składa pocałunek poniżej ucha.-Twojego dotyku.- kolejnym miejscem które całuje blondyn jest szyja.- Twojej bliskości.- chłopak muska ustami jej ramię, a ona odchyla głowę na bok dając mu większy dostęp do swojej szyi. Zachęcony tym gestem składa na jej skórze jeszcze kilkanaście delikatnych pocałunków, a ona wzdycha cicho.- Uwielbiasz jak całuję twoją szyję...
-Uwielbiam ciebie.- szepce brunetka po czym odwraca głowę, by pocałować jego usta. Kiedy ich wargi łączą się nie można nazwać tego delikatnym pocałunkiem. Jest pełen namiętności, pożądania, które zaczyna powoli wydostawać się, potrzeba bliskości zaczyna ich spalać... Pocałunki są zachłanne, niecierpliwe. Nie wiedzą ile czasu mija, czy kilkanaście minut, bądź kilkadziesiąt gdy w końcu podnoszą się z sofy i blondyn bierze ją na ręce:
-Jestem ciężka.-protestuje Natalie.- Nie musisz mnie nieść...
-Nie jesteś ciężka, poza tym chcę cię zanieść do sypialni... Pragnę potem położyć cię delikatnie na łóżku, powoli pozbyć się ubrań, całować każdy centymetr twojej skóry, słuchać westchnień, które będą mimochodem wydostawać się z twoich ust, choć będziesz chciała je w sobie zatrzymać, a potem kochać się z tobą. Tak bardzo cię kocham i tak bardzo potrzebuję bliskości...
Ona nic nie mówi, muska jedynie delikatnie jego usta gdy niesie ją do sypialni. Potem blondyn powoli zaczyna realizować plan. Jego dotyk ją pali, jego pocałunki rozbudzają w niej coraz większy ogień namiętności. Pragnie go, pragnie całą sobą. Jednak w pewnym momencie, gdy chłopak chce ściągnąć jej bluzeczkę odpinając guzik po guziku jej dłoń powstrzymuje go. Patrzy na niego niepewnie:
-Moje ciało nie jest już idealne...- szepce.
-Pozwól mi...- słyszy w odpowiedzi.- Kocham każdy centymetr twojego ciała. Dla mnie byłaś, jesteś i będziesz idealna, będziesz najpiękniejszą osobą, kobietą jaką kiedykolwiek poznałem. Pozwól mi...
Dziewczyna zabiera dłoń, a on kontynuuje idpinanie małych guziczków, by chwilę potem zsunąć bluzkę z jej ramion. - Jesteś piękna.- mówi uśmiechając się delikatnie.- Idealna dla mnie.
I później nie padają już żadne słowa ponieważ obydwoje nie potrzebują ich w danej chwili, by wyznać sobie co czują. Tym razem okazują sobie uczucia w bardziej obrazowy sposób- miłość czai się w ich sypialni wśród westchnień i pocałunków. Miłość jest w powietrzu, dotyku dłoni, muśnięciach warg... Miłość jest w nich.
***
Podczas sączenia kolejnych drinków poruszają dość lekkie tematy. Sonia z każdym kolejnym łykiem mówi o sobie coraz więcej, Ricky'emu natomiast alkohol nie rozwiązuje języka więc niewiele mówi o swoim życiu. Dziewczynie zdaje się to nie za bardzo przeszkadzać. Być może pociągają ją odrobinę tajemniczy mężczyźni. Kiedy Ricky orientuje się, że zegarek wskazuje, iż jest godz. 00:15 postanawia, iż najwyższy czas wrócić do mieszkania. Mówi to dziewczynie i dziękuje za miłe towarzystwo po czym płaci rachunek. Ma już się zbierać, gdy dziewczyna mówi delikatnie sugeruje mu, że nie chce by ich wspólny wieczór się skończył. Dodaje iż zdecydowanie liczy na milsze zakończenie ich spotkania. Mężczyzna nie jest zainteresowany spędzeniem z nią nocy, ma zamiar ją o tym poinformować, choć chce to zrobić delikatnie.
-Soniu jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną, ale...
-Nie jesteś mną zainteresowany.- kończy za niego dziewczyna.
-Nie chodzi o ciebie...- tłumaczy.- Ja po prostu... nie szukam nikogo ani do tego by się związać, ani na jedną noc.
-Rozumiem.- mówi dziewczyna.
Ricky wstaje z krzesła, bierze do ręki swój portfel i telefon, żegna się z dziewczyną, ale zanim udaje mu się zrobić choćby jeden krok, by odejść od baru słyszy za sobą głos:
-Cześć.- zamiera na moment, po czym podnosi wzrok i widzi oczy, które przez długi czas tak bardzo kochał. Widzi usta, które kiedyś mógł całować. Uwagę przykuwa też jego uśmiech, który jak zauważa Ricky nie obejmuje oczu, dlatego domyśla się, że jego były partner nie czuje się w stu procentach komfortowo będąc obok niego.
-Cześć. - odpowiada, po czym mija mężczyznę kierując się do drzwi.
-Uciekasz przede mną?- Słyszy kolejne pytanie.
-Nie, po prostu już wychodziłem.- po chwili obydwaj są już na zewnątrz. Ricky idzie w stronę swojego mieszkania, a drugi chłopak bez słowa kroczy obok niego.
***
Rozdział niedokładnie sprawdzany, więc wybaczcie jakiekolwiek niedociągnięcia, przejęzyczenia czy też literówki.
***
Oczywiście bardzo motywujące będą komentarze od Was więc serdecznie zachęcam do dzielenia się ze mną swoimi odczuciami po przeczytaniu rozdziału, swoimi spostrzeżeniami. Jest mi naprawdę bardzo miło je czytać :)
***
Jeszcze raz bardzo przepraszam za opóźnienie publikacji rozdziału. Niestety jak już pisałam, nie byłam w stanie skończyć rozdziału gdyż byłam najzwyczajniej w świecie chora, a moja boląca głowa skutecznie uniemożliwiała przesiadywanie przed komputerem i... myślenie nad tym co chciałabym napisać.
***
Miłej lektury kochani!!!
Do następnego razu !!!
***
Aaa... któraś z Was prosiła mnie o linki do fajnych blogów czy też inaczej mówiąc opowiadań... niestety wykasowałam swoją listę, którą miałam skrzętnie zapisaną przez przypadek, Nie wiem jak to zrobiłam, ale tak się stało. Próbuję odnaleźć historie, które najbardziej mnie wciągnęły. Także na razie nie będzie wielu propozycji... Te blogi, które pamiętam Wy zapewne znacie, bo prowadzą je osoby, które odwiedzają mojego bloga i komentują :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)