Mijają dni, potem tygodnie, a on cierpi. Powinien przyzwyczaić się do jej nieobecności, ale niestety tak się nie dzieje. Miał lepszy czas, ale wrócił ten gorszy. Są dni gdy nie ma ochoty wstawać z łóżka, nie chce mu się trenować, nie widzi w tym sensu. Są takie momenty, w których najchętniej zamknąłby się w swojej sypialni i w ogóle jej nie opuszczał. Lisa, która stara się jak najbardziej zająć mu czas coraz bardziej działa mu na nerwy i czasem ma po prostu ochotę poprosić ją, by zniknęła z jego życia. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy niespodziewanie wpija się w jego usta. Znosi ją jednak, bo przecież jest matką jego dziecka, nosi je pod sercem. Ono jest najważniejsze. Są chwile, kiedy próbuje odszukać Natalie po raz tysięczny. Niestety bez skutku. Dziewczyna nadal nie wyjawiła gdzie jest, choć napisała do Agnes maila, w którym uspokoiła ją, iż u niej wszystko w porządku. Marco wierzy Agnes, wie, iż dziewczyna nie ma bladego pojęcia gdzie znajduje się malarka. Kiedy o niej rozmawiają widzi w oczach agentki autentyczny strach i troskę o przyjaciółkę. Prawda jest taka, iż gdyby Agnes znała miejsce pobytu brunetki, sprowadziłaby ją spowrotem do Dortmundu. Nie może patrzeć bowiem na cierpienie blondyna. Wie również, że Nat cierpi tak samo jak on. Chciałaby ulżyć obydwojgu, ale w obecnej sytuacji ma związane ręce. Nie wie gdzie wyjechała Nat.
***
Idzie długim korytarzem, a po jej policzkach spływają łzy. Powinny to być łzy szczęścia i z całą pewnością są. Jednak pomiędzy tymi szczęśliwymi łzami spływają też te bardziej smutne. Przecież gdyby wiedziała nigdy nie zdecydowałaby się na wyjazd. Być może nie powinna słuchać Lisy. Nie powinna ulec jej szantażowi. Nie powinna podejmować pochopnej decyzji. Jednak ją podjęła. Została sama. I teraz będzie musiała stawić czoła sytuacji w której się znalazła w pojedynkę. Czy się boi? Tak, ale też cieszy się. Dostała bowiem prezent. Najpiękniejszy jaki mogła sobie wymarzyć. Niestety nie ma z kim podzielić się tą radością. Nie może wrócić. Nie może ryzykować. Musi poczekać. Musi poradzić sobie. Sama. Nie wie ile to potrwa, nie ma pojęcia ile będzie musiała czekać, ale wie, że się doczeka. Kiedyś będzie szczęśliwa. Jeszcze poczuje ciepło jego ramion, a jego dłonie oplatające jej talię, usłyszy ciche wyznanie miłości, które piłkarz wyszepce jej do ucha. Doczeka się. Przecież obiecała, że ich historia się jeszcze nie kończy... Wróci...
***
Przekręca klucz w zamku. Wcześniej wyłączył alarm. Otwiera drzwi wejściowe. W domu panuje cisza. Przerażająca. Odkąd wyjechała nikt tu nie mieszka. Jedynie on od czasu do czasu przyjeżdża. Ostatnio częściej. Może dlatego, że czuje tu jej obecność. Tu może położyć się na łóżku, w którym spędził tyle nocy kochając się z nią, albo po prostu śpiąc obok niej. Tu wspomnienia wracają. Kiedy zamyka oczy wydaje mu się, iż słyszy jej kroki czy śmiech. W pracowni nadal stoją obrazy, w powietrzu unosi się zapach farb. Jest nawet nieskończony obraz na sztaludze. Lubi tu przyjeżdżać, choć niewątpliwie fakt, że jej tu nie ma jest przytłaczający. Wyciąga list z kieszeni kurtki. Czyta po raz kolejny. Ostatnie słowa ciągle budzą w nim nadzieję, że to jeszcze nie koniec-" Ja wrócę Marco. Obiecuję"- te słowa dudnią mu w głowie. Codziennie modli się, by ta chwila szybko nadeszła. Bo on nie ma już siły. Nie radzi sobie z tą sytuacją. Nie może wytrzymać z Lisą. Ucieka od niej chwilami, choć powinien cały czas z nią być. Nie zostawia jej jednak samej sobie. Jest z nią zawsze jego mama lub Mel, gdy on nie może z nią być. Czasem po prostu nie chce, choć takie zachowanie wcześniej byłoby do niego niepodobne. Ucieka jednak, by nie wygarnąć jej co myśli o jej zachowaniu. Bo Lisa zachowuje się karygodnie. W jednym momencie potrafi być miła, próbuje się do niego zbliżyć, by za chwilę, gdy nie osiągnie zamierzonego efektu, krzyczeć , iż jest oziębłym draniem, który nie kocha swojego dziecka. Gdyby nie należał do cierpliwych osób już dawno by wybuchł, wykrzyczałby jej, iż najcierpliwsza osoba nie wytrzymałaby z nią pięciu minut. Powiedziałby jej, iż nigdy w swoim życiu nie spotkał tak bardzo egoistycznej i zapatrzonej w siebie osoby. Takiej manipulantki. On jednak milczy. Przywykł, a poza tym nie chce zaszkodzić maleństwu. Cierpi w ciszy. Już nie rozmawia o tym co czuje z nikim. Przestał zwierzać się Mel, nie wylewa swojego żalu Mario, ani chłopakom. Stał się milczący. Wszyscy to widzą, każdy próbuje w jakiś sposób pomóc, ale prawda jest taka, iż nie mogą. Tylko ona może ukoić jego nerwy, poskładać w całość złamane serce, ale jej nie ma. Nie ma jej i ta nieobecność powoli go zabija. Momentami przestaje wierzyć, że ich czas nadejdzie. Wtedy czuje się bezsilny i zrezygnowany. Czasem do niej pisze. Nie wysyła jednak maili. Oprócz tego jednego już kolejnych nie wysłał. To nic nie da. Wie, że i tak nie wróci. Na pewno nieprędko.
***
-Jest gorzej niż było. Myślę, że najlepszym wyjściem byłby poród w klinice w Madrycie. Tam po porodzie na pewno zrobią więcej niż my w takiej sytuacji. Gdyby było tak jak wcześniej, wyjazd nie miałby sensu, teraz jak najbardziej jest wskazany.- te słowa dodatkowo go załamują. Lisę też. Boi się, choć stara się zachować spokój i wesprzeć Lisę. Bo ona po tych słowach wybucha płaczem i wpada w panikę. W tym momencie podejmuje decyzję. Musi zrobić wszystko, by jego córeczka przeżyła. I zrobi to- nawet kosztem klubu.
***
Kiedy żegna się z kibicami płacze. Nie ukrywa łez. Nie ma po co. Wie, iż kończy się wspaniały etap w jego życiu. Nic już nie będzie takie samo. Powiedział im prawdę po poprzednim meczu, że musi odejść. Chciał iść na wypożyczenie, Real nie chciał się zgodzić, ale w końcu udało się przekonać władze klubu. Powiedział o tym, że jego córeczka jest chora. Wyjawił, iż musi przenieść się do Madrytu. Nie może przestać grać, nie może zostać. To ta mała istotka jest najważniejsza.
Co na to kibice? Odpłacają mu za szczerość oklaskami. Teraz krzyczą jego nazwisko, klaszczą i skaczą. To czyste szaleństwo. Przyczynił się do wygranej tego wieczoru.Pomomo kłopotów, niestabilnej formy, dał z siebie 200%. Dla nich. To było godne pożegnanie z klubem, który kocha. Strzelił dwie bramki. Teraz dziękują mu za to i nie tylko za to. Dziękują za każdą bramkę, za każdą minutę, którą spędził na boisku zostawiając na nim zdrowie i hektolitry wylanego potu. Za każdą łzę, którą wylał na Signal Iduna Park. Płacze jak mały chłopiec. Na trybunach jest jego rodzina, jest także mały Nico. Mario, który jest w przegranej drużynie nie zszedł z boiska z kolegami. Jest z nim. Są piłkarze BvB. Wszyscy. Jest trener, sztab szkoleniowy, zarząd klubu. Dla wszystkich to trudna sytuacja. Miał być ich gwiazdą. Był 3 lata. Nikt z nich nie chce, by odszedł, jednak nie mogą tego zmienić.
Gdy w końcu schodzi z murawy żegnany przez tysiące kibiców, czuje w sercu ogromną pustkę. W tunelu Jurgen po raz kolejny tego wieczoru obejmuje go. Marco próbuje być opanowany, ale nijak mu to wychodzi. Zanim znika za drzwiami szatni trener przytula go:
-Jeśli kiedykolwiek zechcesz wrócić, zrobię wszystko co w mojej mocy, aby do tego doszło. A gdy będziesz w Madrycie to pokaż im jak się gra w piłkę. Będę oglądał każdy mecz Marco. Jestem i zawsze będę dumny, iż byłeś częścią mojego zespołu. Zawsze będziesz jego częścią. Pamiętaj o tym, że jesteś silny i ze wszystkim sobie poradzisz.- klepie go po plecach i sam nie może powstrzymać napływających do jego oczu łez. Jest dwa razy starszy od swojego zawodnika, ale tak samo wrażliwy. Tego dnia łzy nie są czymś wstydliwym. Są czymś normalnym. Czasem pomagają przetrwać, przynoszą ulgę. Trener odchodzi, a on wchodzi po raz ostatni do szatni. Ma zamiar wyczyścić swoją szafkę już tego wieczoru. Wie, iż nie będzie miał sił wrócić w inny dzień po rzeczy. To koniec. Rozdział jego życia pod tytułem
" Borussia Dortmund" właśnie definitywnie się kończy. To bardzo boli.
***
Siedzą z Mario w jego sypialni i piją. Wspominają i wlewają w siebie kolejne kieliszki alkoholu. Wiedzą obydwaj, że teraz jeszcze rzadziej będą mogli się spotykać. W tak trudnym czasie Mario nie będzie przy nim. To jeszcze bardziej go dołuje. Czuje się tak, jakby tracił wszystko co kocha. Powinien się cieszyć- w końcu zostanie ojcem. Z tego co prawda się cieszy. Cała reszta to tragedia. Kiedyś wydawało mu się, że gorszej sytuacji niż ta z odwołanym ślubem nie może być w jego życiu. Jakże się mylił.
***
Jestem, choć miało dziś nie być rozdziału. Ja nie jestem do końca zadowolona. Ocenę pozostawiam Wam :)
***
10 komentarzy- następny rozdział.
***
Miłej lektury :)
***
Idzie długim korytarzem, a po jej policzkach spływają łzy. Powinny to być łzy szczęścia i z całą pewnością są. Jednak pomiędzy tymi szczęśliwymi łzami spływają też te bardziej smutne. Przecież gdyby wiedziała nigdy nie zdecydowałaby się na wyjazd. Być może nie powinna słuchać Lisy. Nie powinna ulec jej szantażowi. Nie powinna podejmować pochopnej decyzji. Jednak ją podjęła. Została sama. I teraz będzie musiała stawić czoła sytuacji w której się znalazła w pojedynkę. Czy się boi? Tak, ale też cieszy się. Dostała bowiem prezent. Najpiękniejszy jaki mogła sobie wymarzyć. Niestety nie ma z kim podzielić się tą radością. Nie może wrócić. Nie może ryzykować. Musi poczekać. Musi poradzić sobie. Sama. Nie wie ile to potrwa, nie ma pojęcia ile będzie musiała czekać, ale wie, że się doczeka. Kiedyś będzie szczęśliwa. Jeszcze poczuje ciepło jego ramion, a jego dłonie oplatające jej talię, usłyszy ciche wyznanie miłości, które piłkarz wyszepce jej do ucha. Doczeka się. Przecież obiecała, że ich historia się jeszcze nie kończy... Wróci...
***
Przekręca klucz w zamku. Wcześniej wyłączył alarm. Otwiera drzwi wejściowe. W domu panuje cisza. Przerażająca. Odkąd wyjechała nikt tu nie mieszka. Jedynie on od czasu do czasu przyjeżdża. Ostatnio częściej. Może dlatego, że czuje tu jej obecność. Tu może położyć się na łóżku, w którym spędził tyle nocy kochając się z nią, albo po prostu śpiąc obok niej. Tu wspomnienia wracają. Kiedy zamyka oczy wydaje mu się, iż słyszy jej kroki czy śmiech. W pracowni nadal stoją obrazy, w powietrzu unosi się zapach farb. Jest nawet nieskończony obraz na sztaludze. Lubi tu przyjeżdżać, choć niewątpliwie fakt, że jej tu nie ma jest przytłaczający. Wyciąga list z kieszeni kurtki. Czyta po raz kolejny. Ostatnie słowa ciągle budzą w nim nadzieję, że to jeszcze nie koniec-" Ja wrócę Marco. Obiecuję"- te słowa dudnią mu w głowie. Codziennie modli się, by ta chwila szybko nadeszła. Bo on nie ma już siły. Nie radzi sobie z tą sytuacją. Nie może wytrzymać z Lisą. Ucieka od niej chwilami, choć powinien cały czas z nią być. Nie zostawia jej jednak samej sobie. Jest z nią zawsze jego mama lub Mel, gdy on nie może z nią być. Czasem po prostu nie chce, choć takie zachowanie wcześniej byłoby do niego niepodobne. Ucieka jednak, by nie wygarnąć jej co myśli o jej zachowaniu. Bo Lisa zachowuje się karygodnie. W jednym momencie potrafi być miła, próbuje się do niego zbliżyć, by za chwilę, gdy nie osiągnie zamierzonego efektu, krzyczeć , iż jest oziębłym draniem, który nie kocha swojego dziecka. Gdyby nie należał do cierpliwych osób już dawno by wybuchł, wykrzyczałby jej, iż najcierpliwsza osoba nie wytrzymałaby z nią pięciu minut. Powiedziałby jej, iż nigdy w swoim życiu nie spotkał tak bardzo egoistycznej i zapatrzonej w siebie osoby. Takiej manipulantki. On jednak milczy. Przywykł, a poza tym nie chce zaszkodzić maleństwu. Cierpi w ciszy. Już nie rozmawia o tym co czuje z nikim. Przestał zwierzać się Mel, nie wylewa swojego żalu Mario, ani chłopakom. Stał się milczący. Wszyscy to widzą, każdy próbuje w jakiś sposób pomóc, ale prawda jest taka, iż nie mogą. Tylko ona może ukoić jego nerwy, poskładać w całość złamane serce, ale jej nie ma. Nie ma jej i ta nieobecność powoli go zabija. Momentami przestaje wierzyć, że ich czas nadejdzie. Wtedy czuje się bezsilny i zrezygnowany. Czasem do niej pisze. Nie wysyła jednak maili. Oprócz tego jednego już kolejnych nie wysłał. To nic nie da. Wie, że i tak nie wróci. Na pewno nieprędko.
***
-Jest gorzej niż było. Myślę, że najlepszym wyjściem byłby poród w klinice w Madrycie. Tam po porodzie na pewno zrobią więcej niż my w takiej sytuacji. Gdyby było tak jak wcześniej, wyjazd nie miałby sensu, teraz jak najbardziej jest wskazany.- te słowa dodatkowo go załamują. Lisę też. Boi się, choć stara się zachować spokój i wesprzeć Lisę. Bo ona po tych słowach wybucha płaczem i wpada w panikę. W tym momencie podejmuje decyzję. Musi zrobić wszystko, by jego córeczka przeżyła. I zrobi to- nawet kosztem klubu.
***
Kiedy żegna się z kibicami płacze. Nie ukrywa łez. Nie ma po co. Wie, iż kończy się wspaniały etap w jego życiu. Nic już nie będzie takie samo. Powiedział im prawdę po poprzednim meczu, że musi odejść. Chciał iść na wypożyczenie, Real nie chciał się zgodzić, ale w końcu udało się przekonać władze klubu. Powiedział o tym, że jego córeczka jest chora. Wyjawił, iż musi przenieść się do Madrytu. Nie może przestać grać, nie może zostać. To ta mała istotka jest najważniejsza.
Co na to kibice? Odpłacają mu za szczerość oklaskami. Teraz krzyczą jego nazwisko, klaszczą i skaczą. To czyste szaleństwo. Przyczynił się do wygranej tego wieczoru.Pomomo kłopotów, niestabilnej formy, dał z siebie 200%. Dla nich. To było godne pożegnanie z klubem, który kocha. Strzelił dwie bramki. Teraz dziękują mu za to i nie tylko za to. Dziękują za każdą bramkę, za każdą minutę, którą spędził na boisku zostawiając na nim zdrowie i hektolitry wylanego potu. Za każdą łzę, którą wylał na Signal Iduna Park. Płacze jak mały chłopiec. Na trybunach jest jego rodzina, jest także mały Nico. Mario, który jest w przegranej drużynie nie zszedł z boiska z kolegami. Jest z nim. Są piłkarze BvB. Wszyscy. Jest trener, sztab szkoleniowy, zarząd klubu. Dla wszystkich to trudna sytuacja. Miał być ich gwiazdą. Był 3 lata. Nikt z nich nie chce, by odszedł, jednak nie mogą tego zmienić.
Gdy w końcu schodzi z murawy żegnany przez tysiące kibiców, czuje w sercu ogromną pustkę. W tunelu Jurgen po raz kolejny tego wieczoru obejmuje go. Marco próbuje być opanowany, ale nijak mu to wychodzi. Zanim znika za drzwiami szatni trener przytula go:
-Jeśli kiedykolwiek zechcesz wrócić, zrobię wszystko co w mojej mocy, aby do tego doszło. A gdy będziesz w Madrycie to pokaż im jak się gra w piłkę. Będę oglądał każdy mecz Marco. Jestem i zawsze będę dumny, iż byłeś częścią mojego zespołu. Zawsze będziesz jego częścią. Pamiętaj o tym, że jesteś silny i ze wszystkim sobie poradzisz.- klepie go po plecach i sam nie może powstrzymać napływających do jego oczu łez. Jest dwa razy starszy od swojego zawodnika, ale tak samo wrażliwy. Tego dnia łzy nie są czymś wstydliwym. Są czymś normalnym. Czasem pomagają przetrwać, przynoszą ulgę. Trener odchodzi, a on wchodzi po raz ostatni do szatni. Ma zamiar wyczyścić swoją szafkę już tego wieczoru. Wie, iż nie będzie miał sił wrócić w inny dzień po rzeczy. To koniec. Rozdział jego życia pod tytułem
" Borussia Dortmund" właśnie definitywnie się kończy. To bardzo boli.
***
Siedzą z Mario w jego sypialni i piją. Wspominają i wlewają w siebie kolejne kieliszki alkoholu. Wiedzą obydwaj, że teraz jeszcze rzadziej będą mogli się spotykać. W tak trudnym czasie Mario nie będzie przy nim. To jeszcze bardziej go dołuje. Czuje się tak, jakby tracił wszystko co kocha. Powinien się cieszyć- w końcu zostanie ojcem. Z tego co prawda się cieszy. Cała reszta to tragedia. Kiedyś wydawało mu się, że gorszej sytuacji niż ta z odwołanym ślubem nie może być w jego życiu. Jakże się mylił.
***
Jestem, choć miało dziś nie być rozdziału. Ja nie jestem do końca zadowolona. Ocenę pozostawiam Wam :)
***
10 komentarzy- następny rozdział.
***
Miłej lektury :)